Wyprawa do Imperium Mroku to druga część Sagi Wojen Mroku autorstwa Raymonda E. Feista oraz bezpośrednia kontynuacja części pierwszej, gdyż akcja zaczyna się w zasadzie w punkcie, w którym zakończyła się poprzednio.
Dla przypomnienia. Wydarzenia rozgrywają się w dwóch połączonych szczelinami światach Kelewanie i Midkemii. Konklawe Magów staje przed poważnym zagrożeniem, jakim jest powrót szalonego maga Leso Varena, który najprawdopodobniej ma coś wspólnego z rasą Dasatich. Ci ostatni planują najazd na Midkemię i szybką kolonizację.
Część pierwsza zrobiła na mnie dość dobre wrażenie. Może nie było jakiegoś wielkiego szału, ale było na tyle poprawnie, że z chęcią sięgnęłam po część drugą.
Pasierbowie Caleba: Zane i Tad oraz ich przyjaciel Jommy zostają wysłani na Uniwersytet w Roldemie, celem nabrania ogłady i zdobycia nowych umiejętności. O problemach adaptacyjnych młodzieńców i o tym, jak sobie radzą czytało się naprawdę przyjemnie, może dlatego, że wątek ten powodował, że powieść lekko schodziła na tory historii młodzieżowej.
Równolegle druga grupa bohaterów: Pug, Nakor, Magnus i opętany szałem i chęcią zabijania Ralan Bek wyruszają na niebezpieczną wyprawę do świata Dasatich, aby poznać ich naturę, nawyki. Autor stosuje tutaj dość ciekawy zabieg. Mianowicie specyfikę rasy, hierarchię, przejmowanie władzy, pozycję kobiet, magię oraz religię, obserwujemy oczami młodego Valko, który po latach życia w Ukryciu, skrupulatnie warunkowany i determinowany przez własną, mądrą i bardzo ambitną matkę, spotyka swojego ojca i przygotowuje się do przejęcia władzy. Swoisty rasizm, brutalność i rozwiązłość Dasatich mogą szokować i być może dlatego czyta się o nich tak ciekawie.
Druga część serii jest, w moim odczuciu, znacznie ciekawsza. Czyta się szybko, chyba głównie dzięki krótkim rozdziałom i przeplatającym się w nich przygodach bohaterów.
Dokładniej poznajemy głównych bohaterów, rys psychologiczny postaci wyraźnie został pogłębiony, choć może nie jest to jeszcze do końca to, co chcielibyśmy wiedzieć. Chyba najdokładniej przedstawiono młodego Valko, który przecież pojawił się w tym tomie po raz pierwszy.
Jeśli o mnie idzie, to chętniej dowiedziałabym się nieco więcej o Pugu i Nakorze. Pewną fabularną obietnicą jest również Ralan Bek, który czuje, że żyje dopiero wtedy, gdy dokonuje rzezi ponad dwudziestu kapłanów, a potem z dąsem stwierdza, że to mało i że nie było tak przyjemnie, jakby chciał.
Lekturę czyta się szybko, a zakończenie historii, tym razem typowo otwarte sprawia, że od razu chce się sięgnąć po część trzecią.
Powieść mogę jednak polecić tylko tym czytelnikom, którzy już mają za sobą część pierwszą i chyba jest to zrozumiałe.
Jak na razie trylogia notuje tendencję rosnącą, dlatego mam nadzieję, że w części trzeciej będzie już tylko lepiej.
opublikowana także na moim blogu W Pępku Trójmiasta