Cóż... nie będę kłamać...trochę mnie ta historia wymęczyła. Nie mogłam zbytnio się w nią wciągnąć, bowiem główna bohaterka tak mnie drażniła, że zamiast skupiać się na akcji, ja cały czas w głowie miałam jej ciągłe przemyślenia i obawy związane z basenem... Miałam ochotę zatrząść tą kobietą, żeby zaczęła myśleć i się ogarnąć, bo niby była dziennikarką, a polotu w niej nie było wcale - taka strasznie miałka jak na główną bohaterkę. Od samego początku coś mi nie grało w tej historii. Pierwsze "załamanie" przyszło w momencie, w którym mąż bohaterki wybudował w ogrodzie basen wiedząc, że żona ma ogromną traumę związaną z wodą. No ludzie...kto robi takie rzeczy?? I w ogóle cała ta relacja tej "rodziny" była jakaś taka sztywna, bez polotu...w moim odczuciu była mega dziwna. Autorka średnio przekazała jakiekolwiek emocje między nimi. Nie wspominając już o tym, że ani grama emocji czy napięcia w całej tej książce nie odczułam. Żadnego z tych bohaterów niestety nie polubiłam. Co dziwniejsze, dopiero jak na horyzoncie pojawiła się Chloe, miałam nadzieje, że zacznie się coś dziać. I owszem, były momenty dość ciekawe i zastanawiające, wzbudzające lekki niepokój, ale nie utrzymywał się on długo, bo na pierwszy plan znowu wysuwały się przemyślenia głównej bohaterki, które były coraz to bardziej irytujące. Ja już sama momentami łapałam się za głowę, czytając o nich, pod nosem przeklinając jej naiwność i łatwowierność. Gdybym sama miała taka przyjaciółkę, to chyba nie obyłoby się bez rękoczynów. I choć po części rozumiem zamysł autorki, bo chciała jak najbardziej zamieszać czytelnikowi w głowie, żeby późniejsze wydarzenia bardziej go zszokowały, tak jeśli o mnie chodzi, ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze 3/4 książki. Nie czułam się zaintrygowana, nie miałam potrzeby ciągłego czytania i poznania dalszej części tej historii. Po prostu przeczytałam rozdział czy dwa i zamykałam książkę i wracałam do niej po 3-4 dniach bez żadnego nastawienia. Dopiero dziś, mając do przeczytania ostanie 100 stron, doszłam do wniosku, że pora zakończyć z nią tę dwutygodniową przygodę. I stał się cud - autorka dopiero na ostatniej prostej poprowadziła całą historię tak, że w końcu poczułam się zaciekawiona. Sporo ciekawych zwrotów akcji, tempo przyspieszyło, pojawiły się nowe domysły, nowe fakty - które mnie pozytywnie zaskoczyły. Jak na thriller psychologiczny przystało, autorka w umiejętny sposób wodzi za nos czytelnika. I choć jak dla mnie robi to w dość powolny sposób, tak końcówka historii trochę wynagrodziła mi czas, w którym mnie ta książka "lekko nudziła". To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, także nie wiem czy ma taki swój specyficzny styl pisania, czy po prostu ja średnio się z nim polubiłam, ale tak naprawdę spodziewałam się dużo więcej po tej historii. Zapewne znajdzie ona swoich zwolenników, jak i takich marudzących jak ja, no ale ja jestem trochę zawiedziona. Naprawdę spodziewałam się większego "wow", a jedyne co czuje to ulgę, że w końcu ją przeczytałam. Z pewnością nie zostanie w mojej pamięci za długo. Nie polecam, ani nie odradzam, myślę, że każdy powinien wyrobić sobie o niej swoje zdanie.