‘Wyleczeni’ to nie typowy thriller medyczny, lecz raczej thriller ‘myślący’ z rozwiniętym kontekstem społeczno-obyczajowo-psychologicznym. Oczywiście, poważna część akcji rozgrywa się w szpitalu i to tu dochodzi do, eufemistycznie rzecz ujmując, specyficznych zgonów. W przypadku ‘Wyleczonych’ można najzwyczajniej w świecie mówić o powieści transgatunkowej, co pozwoli autorce dotrzeć do większego grona czytelniczego. Abstrahując od literackich klasyfikacji, najważniejsze jest jednak to, co ta książka sobą reprezentuje.
A reprezentuje więcej niż się po niej spodziewałem, dlatego zdecydowanie jestem za. Sięgając po trzy jedynie argumenty wyjaśnię, dlaczego.
Jestem za, po pierwsze, za fabułę. Główną bohaterką powieści jest warszawska lekarka Marta, która po części rozwiązuje kryminalną zagadkę sprzed lat. Niby przez przypadek, lecz przypadki chodzą po ludziach. A ona długo na ten przypadek czekała i na pozornie przypadkowego pacjenta, który trafia do jej szpitala. Z czasem wyjaśnia się, dlaczego na szpitalnym dyżurze musiał zginąć pewien ordynator znany z początku powieści. On także jest częścią tego przypadku. Przy okazji jego śmierci Marta odkrywa coś dużo większego niż zwykłe ordynatorskie machloje. No i poznaje Michała, tajemniczego komisarza policji….
Szczwana sztuka ta Marta, lecz równocześnie bardzo sympatyczna. Życie uczuciowe i miłość do natury skutecznie docieplają jej wizerunek. Ostatecznie jest taka swojska, ‘życiowa’.
Jestem za, po drugie, za problematykę i profesjonalne jej ujęcie. Ten thriller daje dogłębny wgląd w życie szpitala. I tu jest pies pogrzebany - o dziwo wszystko jest niezwykle interesująco podane: medyczne czynności, problemy z ‘aparatami’, to jest specyficznymi pacjentami, wewnątrzszpitalne relacje międzyludzkie, biurokracja, nadużycia w służbie zdrowia. Okazuje się, że szpital to nie nudna przychodnia, w której czasami bywamy; tutaj naprawdę wiele może się człowiekowi przytrafić. Czuć na każdym kroku, że powieść napisała osoba, która ma fachową wiedzę i doświadczenie. Warto wspomnieć, że autorką jest lekarka.
To mi przypomina przypadki niektórych innych twórców prozy sensacyjnej, zwłaszcza Remigiusza Mroza i Pauliny Świst - prawników, którzy dużo wiedzą o swojej branży i umieją tę wiedzę przekazać. Na tym zresztą podobieństwa się kończą. Książka pani Horn jest zupełnie odmienna. Oczywiście nie ucieka od zagadnienia naszego wymiaru sprawiedliwości, lecz podejmuje je z odmiennej strony, tej etycznej. Podobnie jak u pani Świst są natomiast w ‘Wyleczonych’ sceny namiętności, lecz u pani Horn są one taktowne i pojawiają się w naturalny sposób.
Jestem za, po trzecie, za duszę tej książki. Najważniejsze, w nawale tandety, jaka nas zalewa, jest mianowicie to, że powieść pani Horn ma pewien szczególny wymiar. Mam na myśli fundamentalne tematy, które autorka podejmuje, w tym etyki zawodowej, dramatu ludzkich decyzji, pragnienia odpłaty za zło, no i wreszcie życia i śmierci - komu się one należą, a komu nie. Po lekturze jak bumerang wciąż powraca do mnie pytanie o to, czy wielokrotnego mordercę należy uważać za (pełną?) osobę ludzką.
Zaskakujące i szokujące zarazem zakończenie wyraźnie wskazuje na kontynuację, która ma nastąpić. Szkoda, że wydawnictwo nie opublikowało od razu na przykład trylogii. Ale i tak jestem kontent, że mogłem przeczytać tak udaną pierwszą część tuż przed premierą.
Nadal myślę o tej książce, choć zdążyłem przeczytać już kilka kolejnych. To może być debiut roku, bo pani Alicja w lekkim thrillerze z licznymi wątkami obyczajowymi porusza trudne tematy. Tak jakby zastanowienie nad pytaniami etycznymi chciała przenieść pod strzechy.
Parafrazując powiedzenie Carlosa Fuentesa z wybitnej powieści 'Lata z Laurą Diaz', pani Horn zaprosiła mnie do ceremonii myślenia. I za to dziękuję.
Stawiam wysoką ocenę nie za debiut, jak również nie ‘na zachętę’, lecz za to jak cenną książkę pani Horn popełniła. I chciałbym ją znów wkrótce czytać.