Dom na Wyrębach (podobnie jak jego Autor) "chodził" za mną od ładnych kilku lat. Wreszcie, w drugiej połowie lutego tego roku, powiedziałem sobie "dość tego!" i kupiłem
Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót. Kupiłem i bardzo szybko przeczytałem, gdyż czułem, że jak odłożę tę lekturę na później, znów przez kilka lat nie poznam twórczości Stefana Dardy. Tamta powieść bardzo mi się podobała, więc - no sami rozumiecie - poczułem coś, co pewnie odczuwa niejeden wampir, zombiak, ćpun, albo alkoholik na głodzie. Ale przecież książki to też swego rodzaju uzależnienie, a zatem wszystko się zgadza. W konsekwencji sięgnąłem po
Dom na Wyrębach, czyli debiutancką powieść Stefana Dardy i za cholerę tego nie żałuję.
Wszystko zaczęło się od Wyrębów - fikcyjnej osady, gdzieś w okolicach Lublina. To właśnie tam, tuż po rozwodzie, trafił Marek - główny bohater powieści. Drewniany dom otoczony lasami i tylko jedno gospodarstwo w sąsiedztwie, były niczym wymarzone miejsce, aby zacząć życie od nowa. Jako leśny włóczykij od razu doceniłem taką lokację. Była jak z powieści
Milczenie lasu Kimi Cunningham Grant, z tym, że Darda wymyślił ją wiele lat wcześniej, choć na pewno nie był pierwszy. W każdym razie, Marek pierwsze miesiące poświęca na generalny remont. Co i rusz wyjeżdża do miasta aby kupić kolejne elementy wyposażenia i niezbędne materiały. Po powrocie z jednej z takich eskapad odkrywa, że nierozpakowane jeszcze kartony ktoś poprzestawiał. Co dziwne, dom był zamknięty i nic nie świadczyło o tym (z wyjątkiem tych kartonów), że ktoś dokonał włamania. W pierwszej chwili Marek pomyślał, że to sprawka jego nowego sąsiada, o którym po okolicy krążą mroczne plotki, ale pewnej nocy dostrzega za oknem swojego domu postać kobiety w bieli. Choć następnego dnia stara się wmówić sobie, że to był tylko, wywołany przez alkohol, majak senny, podświadomie czuje, że miał do czynienia z prawdziwą zjawą. Czyżby jego wymarzone miejsce było nawiedzone?
Dom na Wyrębach, to powieść grozy nie epatująca ani okrucieństwem, ani obrzydlistwami spod znaku gore; to utrzymana w tempie niespiesznej przechadzki opowieść, która raczej nie spodoba się gustującym w krwawych jatkach. Na szczęście ja do nich nie należę. W horrorach szukam przede wszystkim emocji związanych z samą historią i tutaj, to właśnie znalazłem.
Dom na Wyrębach, to przedstawiciel tego rodzaju grozy, który lubię i bardzo cenię. Stefan Darda w swojej debiutanckiej powieści opowiada nam historię o zaczynaniu wszystkiego od nowa, ale także o nienawiści, zemście za krzywdy, zmarnowanym życiu i próbie odkupienia win. Choć ten charakterystyczny dreszczyk strachu, czułem już od pierwszych stron, Darda bardzo umiejętnie buduje napięcie i dawkuje grozę.
I rozumiem, dlaczego wielu nazywa Autora polskim Stephenem Kingiem. Rozumiem, choć nie przepadam za tego rodzaju porównaniami, nie lubię też monarchizacji pisarzy, także wszelkiego rodzaju "polskie Kingi", "polskie Grishamy" czy "królowe kryminału", zwyczajnie działają mi na nerwy, ale i odbierają samym autorom swego rodzaju splendor i indywidualizm. Polski King brzmi trochę jak kserokopia, a przecież w przypadku Stefana Dardy wcale tak nie jest. Owszem, da się wychwycić inspiracje twórczością Kinga, ale polski Pisarz ma swój własny styl, w dodatku czerpie całymi garściami z naszego podwórka: z historii, z mitów, z dawnych słowiańskich wierzeń czy po prostu z naszej mentalności, która jest zupełnie inna niż ta anglosaska. Stąd chociażby obecność w
Domu na Wyrębach strzygi. Klimat robi też czas akcji. Stefan Darda wrzucił swoich bohaterów do roku 1995, kiedy komórki dopiero wchodziły na rynek i były pieruńsko drogie, a termin "globalna sieć" brzmiał jeszcze jak z filmów scence fiction. Wbrew pozorom brak powszechnie dziś dostępnego sprzętu elektronicznego, otwiera przed fabułą sporo możliwości, które Darda nie waha się wykorzystywać. I robi to - moim zdaniem - bardzo dobrze.
Jeśli dobrnęliście do tego momentu, to pewnie domyślacie się, co teraz napiszę. Tak, dobrze kombinujecie...
Dom na Wyrębach uważam nie tylko za ciekawą i godną polecenia powieść, ale i bardzo dobry początek pisarskiej drogi. Dzięki tej książce, a także poprzedniej, którą przeczytałem, i o której wspominałem na początku tej recenzji, Stefan Darda może uznać mnie za swojego kolejnego stałego czytelnika. Ja natomiast włączam Dardę w poczet moich ulubionych pisarzy.
© by
MROCZNE STRONY | 2022