"Co było i jest dla mnie ważne. Czym jest ta stała niezmienna wytyczająca moje życie?".
Czytając pierwszą, autobiograficzną książkę Michała Krupy, poruszającą problem uzależnienia od hazardu - udało mi się zaszufladkować prozę tego młodego autora do tematyki poważnej i problematycznej. Tym większe więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jego najnowsze dzieło pt. "Łosoś norwesko-chiński" to pełnokrwista komedia absurdu. Moje zaciekawienie rosło z prędkością światła - musiałam po prostu przeczytać tę książkę.
Michał Krupa to pisarz młodego pokolenia, a do tego szaleniec. Jest pacyfistą z wyboru, a barbarzyńcą z przekonań. Obecnie pracuje nad trzytomowym cyklem powieści, w którym pierwsza część została zatytułowana "Maślana-czas pokoju". W internecie możecie znaleźć jego stronę autorską.
Maciej Prus (nie od tego Prusa) kończy magiczny wiek czterdziestu lat. Bohater postanawia więc napisać swoją biografię, ukierunkowaną na filozoficzne przemyślenia. Z okazji okrągłych urodzin Macieja, jego najlepszy przyjaciel Filip funduje mu niecodzienny prezent – tygodniowy pobyt w ekskluzywnym hotelu w miejscowości Ruchanko Dolne, aby tam bohater mógł spokojnie pisać swoją książkę. Pobyt na wsi, w odrestaurowanym hotelu staje się początkiem przygody Macieja w postaci uwikłania się w międzynarodową aferę szpiegowską, i poznania atrakcyjnej oraz przebiegłej agentki Agaty.
Po lekturze najnowszej książki Michała Krupy, po raz kolejny przekonałam się, jakimi schematami myślowymi operujemy na co dzień, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy. Po zapadającej w umysł spowiedzi nałogowego hazardzisty, ostatnim gatunkiem literackim, o jaki podejrzewałabym twórczość autora to byłaby właśnie komedia. Okazuje się, że niesłusznie. "Łosoś norwesko-chiński" to bowiem pełna komizmu sytuacyjnego opowieść, w której autor piętrzy zabawne i niefortunne wydarzenia, doprowadzając do zaskakującego i równie śmiesznego finału. Michał Krupa całkiem zgrabnie poradził sobie ze zbudowaniem komediowej fabuły, opartej w głównej mierze na zabawnych dialogach, dynamicznej akcji z wieloma niesamowitymi zdarzeniami (pościgi, morderstwa i tajne wywiady) i co najważniejsze – na nieco przerysowanych i groteskowych bohaterach nadających powieści cały komediowy posmak. Bez tych kreacji bowiem, nie mogłabym nazwać "Łososia norwesko-chińskiego" udaną i relaksującą lekturą. To właśnie Maciej, Agata i cała plejada nieudolnych agentów zapewniają książce mnóstwo niekontrolowanego śmiechu podczas jej czytania.
Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Maciej Prus, mylony ze wszystkimi z potomkiem Bolesława Prusa. Erotoman, pospolity filozof i gawędziarz – przypadkiem wplątany w wielką aferę trzech tajnych wywiadów – niemieckiego, norweskiego i polskiego. To, co niewątpliwie śmieszy podczas czytania tarapatów w jakie wpada główny bohater to nieudolność działania agentów. W niektórych fragmentach książki można dosłownie popłakać się ze śmiechu, obserwując ich groteskowe zachowania, nie mające prawa się dziać w prawdziwym życiu. Mam wrażenie, że podczas pisania tej powieści Michał Krupa bardzo dobrze się bawił – ukazując pod płaszczem groteski i przerysowania nasze pewne negatywne cechy narodowe, które próbujemy przed sobą ukrywać (i co nam nie wychodzi).
Przyznam, że podczas czytania książki, usilnie zastanawiałam się i próbowałam dociec, jakie znaczenie ma dość niecodzienny tytuł, do którego autor podczas budowania fabuły w ogóle nie nawiązuje i nie pozostawia żadnej wskazówki, aż do ostatnich stron. Zakończenie jest mocno nieprzewidywalne, jednak trochę brakowało mi pewnych wskazówek, które Michał Krupa nie wplótł w całą fabułę, potęgując efekt zaskoczenia i motywując tym samym czytelników do intensywnego myślenia w trakcie jej czytania. Zakłócającym płynność w czytaniu mankamentem jest również częsty brak oddzielenia poszczególnych partii tekstu, ukazujących perypetie poszczególnych bohaterów, co powoduje pojawienie się małego chaosu. Okładka powieści w mojej opinii, jak na komedię jest zbyt szara i ponura. Szkoda, że nie dodano barwniejszej kolorystyki, która zapowiadałaby dużo śmiechu.
"Łosoś norwesko-chiński" to śmieszna, nieco groteskowa i zapewniająca chwile rozrywki książka, którą mogę z czystym sumieniem polecić. Na poprawę humoru, na deszczową pogodę, na zapomnienie o gnębiących nas smutkach – lektura nadaje się idealnie. Łososia nie lubię, ale książka Michała Krupy zyskała moją sympatię.