Pamiętam jak 2 lata temu w Lublinie usłyszałam, że do miasta przyjedzie znany dziennikarz telewizyjny – Krzysztof Ziemiec. Wizyta miała promować wydanie debiutanckiej książki Wszystko jest po coś. Wiedziona bardziej sympatią do prezentera „Wiadomości” niż ciekawością co to za książka, postanowiłam pójść na autorskie spotkanie. Pamiętam je do dziś i nie żałuję... bo nie tylko mogłam bliżej poznać historię Pana Krzysztofa, ale również przeprowadzić z nim wywiad i co najważniejsze... zakochać się w książce, która wyróżnia się na tle innych w mojej domowej bibliotece.
Wywiad-rzeka. Tak najprościej można scharakteryzować książkę "Wszystko jest po coś" będącą zapisem rozmowy dziennikarza z Mirą Suchodolską. Książka podzielona jest na trzynaście tematycznych rozdziałów opisujących pożar w domu prezentera, jego cierpienie, powrót do zdrowia i odnalezienie przez niego sensu życia. Całość rozpoczyna krótki wstęp wyjaśniający kulisy powstawania książki.
22 czerwca 2008 roku w domu Krzysztofa Ziemca na warszawskim Ursynowie wybuchł pożar. Ratując żonę i trójkę małych dzieci uległ ciężkiemu poparzeniu. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Jednak po długich miesiącach spędzonych w szpitalu wrócił do domu. Dzięki systematycznej rehabilitacji i pomocy ludzi powrócił nie tylko do zdrowia, ale również do pracy w Telewizji Polskiej.
"Wszystko jest po coś" porusza najważniejsze tematy związane z ludzkim życiem. Z jego nieodłącznymi elementami jakimi są ból i cierpienie. To pewnego rodzaju poradnik na temat tego jak poradzić sobie w kryzysowych sytuacjach. O tym jak chwilach, które wydają się bez wyjścia znaleźć nadzieję i siły na to, aby walczyć o każdy kolejny dzień. Nie jest to sucha rozmowa, w której „wałkuje” się jeden i ten sam temat, albo afiszuje jego bohatera. Książka jest raczej pewnego rodzaju próbą obnażenia się przed Czytelnikiem z najintymniejszych aspektów życia. Dziennikarz zdradza w niej najbardziej tragiczne momenty z czerwcowego wieczoru, a także nie mniej bolesne konsekwencje pożaru. To w jaki sposób walczył o życie, to co w tym wszystkim było najtrudniejsze i co to zmieniło.
Czytelnik poznaje nie tylko losy samego dziennikarza, ale również dowiaduje się o wielu interesujących kwestiach z życia całej jego rodziny, np. o cierpieniu ojca, który umierał na raka zmieniając się na oczach swojego syna z energicznego mężczyzny w kogoś, kto w bezruchu leżał na łóżku szpitalnym.
Moim zdaniem książka "Wszystko jest po coś" to prawdziwa perła. Mówiąc potocznie czyta się ją jednym tchem. Nie nudzi, nie staje się przewidywalna. Czytając ją ma się wrażenie, że siedzimy twarzą w twarz z samym Krzysztofem Ziemcem w jakimś spokojnym miejscu i słuchamy jego świadectwa, które nie jest podobne do narzekania, ani do przechwalania się, ale jest szczerą rozmową z przyjacielem. Nie ma tu niepotrzebnego budowania napięcia, ani gier z Czytelnikiem. Emocje powstają same. Częściej wywołują wzruszenie i sprawiają, że w oczach pojawiają się łzy. Ale mimo to książka nie „przybija”, nie zostawia niepotrzebnego ciężaru, a Czytelnika nie obarcza się problemami głównego bohatera. Wprost przeciwnie – książka odsyła do wiary, nadziei i miłości. Ukazany jest w niej obraz człowieka szczęśliwego, takiego, który mimo niewyobrażalnego cierpienia i zmagania się z własnymi słabościami uszlachetnia sam siebie, zaczyna dostrzegać sens życia, cieszy się nim i jeszcze pełniej z niego korzysta.
Myślę, że książkę w pierwszej kolejności poleciłabym osobom, które są zdrowe, ale nie są zadowolenie z samych siebie, czy rzeczywistości, która ich dotyka. Myślę, że dzięki lekturze tej książki doceniliby to jak bardzo są szczęśliwi. Osoby, które los doświadczył cierpieniem częściej umieją cieszyć się z małych rzeczy – książka może być tylko ukłonem w ich stronę.
ilość stron: 189
oprawa: miękka
wydawnictwo: NON FICTION
miejsce i rok wydania: Warszawa 2010