Przeczytałam kilka okładkowych rekomendacji dotyczących książki Dolly Alderton „Wszystko co wiem o miłości”, jak również informację o przyznaniu tej autobiografii National Book Awards 2018 i licząc na dobrą zabawę, śmieszne sytuacje i komiczny styl autorki postanowiłam poświęcić tej książce kilka chwil, wierząc jednocześnie, że jej nieprzeciętna popularność nie bierze się znikąd. Brnęłam przez pierwsze rozdziały zdegustowana, zniesmaczona i rozważająca porzucenie tej płytkiej lektury, jednak pojawiające się coraz częściej głębsze myśli autorki budziły podejrzenie, że książka może mieć do zaoferowania więcej niż opisy pijackich ekscesów, niekończących się balang i przypadkowego seksu. I nie żałuję, bo cała mądrość tej książki zgromadzona została w może dwóch czy trzech ostatnich jej rozdziałach, jednak docenić je można tylko wtedy, kiedy pozna się całą drogę, którą autorka do niej dochodziła.
Dolly Alderton opisuje swoje dojrzewanie od czasów szkoły średniej poprzez studia, pierwsze samodzielnie kroki w stronę kariery, po samodzielnie życie w pojedynkę, ale przede wszystkim życie towarzyskie – to spędzane w towarzystwie przyjaciółek, jak i całych tabunów mężczyzn, wśród których tylko niewielu zatrzymywało się na dłużej. Od bardzo młodych lat dziewczyna ostro imprezowała, bez żadnych hamulców piła, ćpała, paliła i chodziła do łóżka z przypadkowo poznanymi mężczyznami, z którymi zrywała kontakt po jednej nocy. Opowiada o tym ze szczegółami, pokazuje, jak to było przyjemne, hedonistyczne, jednak w miarę upływu czasu okazywało się tym, czym jest: płytkimi, nieodpowiedzialnymi próbami ucieczki przed prawdziwymi problemami.
Dolly zaczęła zadawać sobie poważne pytania o sens tego wszystkiego, kiedy jej najlepsza przyjaciółka zakochała się na poważnie i wyprowadziła do swojego chłopaka i zaczęła planować ślub. Wszystkie jej imprezy, szalone pomysły, rajdy taksówkami do innych miast, urwane filmy przestały mieć znamiona wielkiej, radosnej przygody, czegoś upragnionego. Jej reakcja na wieści o szczęściu przyjaciółki przytłacza ją samą, dodatkowo brak umiejętności nawiązywania stałych relacji z mężczyznami oraz obezwładniające lęki sprawiają, że Dolly dojrzewa do decyzji o poddaniu się terapii psychologicznej. Wychodzi z niej wzmocniona, poskładana do kupy, pewniejsza siebie i dobrze czująca się w swojej skórze.
Najważniejszą wartością w życiu autorki jest przyjaźń z dziewczynami, z którymi dzieliła mieszkania. Niezwykłe oddanie, jakie towarzyszy ich relacjom jest godne pozazdroszczenia. Dziewczyny są ze sobą na dobre i na złe, nie tylko świetnie się ze sobą bawią, bez oceniania i zawiści, ale również mocno wspierają w najtrudniejszych momentach życia. Zawsze wykazują się absolutnym zrozumieniem swoich potrzeb i nie nalegają na spotkania, kiedy któraś lepiej czuje się w samotności. Nie odbierają oddalenia jako porzucenia. W pełni rozumieją potrzebę oddalenia się od reszty na czas, który poświęcają na poukładanie sobie w głowie wydarzeń, odpoczynku od problemów.
Ostatecznie więc książka dotyczy takiej siostrzanej miłości, to ona jest osią życia bohaterek i najważniejszą ich potrzebą. Rozterki miłosne, relacje z mężczyznami bledną przy tym, ile daje prawdziwa przyjaźń między kobietami. Autorka jednocześnie wzywa do autentyczności w odniesieniu do mężczyzn, zauważa różnicę między ekscytacją w początkowej fazie związku a poczuciem bezpieczeństwa i wspólnoty w następnych. Namawia do szczerości zarówno wobec naszych partnerów, jak i samych siebie. Jeśli coś nie gra w naszych związkach, trzeba to zaakceptować i starać się zrozumieć, przepracować, ale nie ignorować.
Po męczącym wstępie książka okazała się cudownym pomnikiem prawdziwej przyjaźni, któremu warto poświęcić czas. Z biegiem stron robi się po prostu mądrzejsza, bardziej refleksyjna. Śledzenie drogi dojrzewania autorki jest pouczającą przygodą, podaną przy tym w lekkim tonie, z nutką sarkazmu. Warsztat pisarki jest perfekcyjny, potrafiła idealnie dobierać słowa i środki wyrazu, by oddać targające nią uczucia, nastroje i myśli. To doskonała lektura dla kobiet, które żyją w poczuciu, że może coś w ich życiu nie gra, mających potrzebę dotarcia do swoich demonów.