„Sztauwajery” autorstwa niejakiej Pauliny Świst, stanowi już trzeci tom serii „Paprocany”. Ta powieść to totalna bomba emocji - autorka zaserwowała nam dużo humoru, niebezpieczeństw oraz namiętności - te słowa idealne opisują twórczość mojej imienniczki. Niestety przez złe doświadczenie mam problem z czytaniem ostatniego tomu danej trylogii - boję się rozczarowania. Jednak po przeczytaniu tej pozycji mogę odetchnąć z ulgą - „Sztauwajery” stanowi bardzo dobre zakończenie tej serii.
Piękny park, trzy stawy, centrum handlowe... Czy tak wygląda miejsce, w którym prowadzi się nielegalne interesy? W którym toczy się gra o wielką kasę, a może i o coś więcej? Na te pytania najlepiej mogą odpowiedzieć Julia Czerny oraz Lucjan Złocki. A raczej mogliby, ponieważ chwilowo są zajęci ratowaniem swojej skóry... i jeszcze paru osób. Czy robią to bez przerwy? Jasne, że nie! Czym zajmują się wtedy, kiedy tego nie robią? Zajrzyjcie do Doliny Trzech Stawów by się tego dowiedzieć. Wizyta będzie jeszcze ciekawsza niż myślicie, bo spotkacie też Paulinę, Zośkę i Marcina. Nie wspominając o Ramzesie i Ksenonie. Oraz o paru innych osobach, których w normalnym życiu raczej nie chcielibyście poznać...
Niestety mam strasznie mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony powieść ta przypadła mi do gustu, a z drugiej zawiera ona kilka minusów, które przeszkadzały mi w delektowaniu się całą fabułą.
Na samym początku miałam pewnego rodzaju kłopot z językiem tej historii. Przeszkadzała mi ilość wulgaryzmów wprowadzonych przez autorkę - było to dla mnie sporym wyzwaniem, z którym musiałam stoczyć bitwę podczas początkowych rozdziałów tej lektury. Z racji tego, że każdą książkę czytam do końca, dałam „Sztauwajery” kolejną szansę. Było to słuszne posunięcie, ponieważ dalej było już tylko lepiej.
W tym tomie nie zabrakło bohaterów z poprzednich części tej trylogii („Paprocany” i „Chechło”), dlatego też nie będę przybliżać Wam ich postaci - uważam to za bez celowe, ponieważ większość z Was zna poprzednie tomy ;) Jak zawsze Świst wykonała kawał dobrej roboty jeśli chodzi o wykreowanie bohaterów swoich powieści - każdy z nich jest inny, wnosi coś do fabuły oraz nie pozwoli zbyt szybko o sobie zapomnieć. Niektóre ich riposty rozłożyły mnie na łopatki, większość z nich zmuszona jestem zapamiętać - coś czuję, że przydadzą mi się w codziennym życiu.
Poza wątkami czarnego humoru, pisarka zaserwowała nam sporą dawkę akcji. Może nie mamy tutaj tak dużo zwrotów akcji jak w rasowym kryminale, to jednak z każdym rozdziałem akcja zaczyna wzrastać, by doprowadzić nas do zakończenia, które spowoduje u Was szybsze bicie serca.
Skoro już mowa o zakończeniu, to niestety jestem zmuszona się do niego przyczepić - domyśliłam się jak zakończy się ta historia, co razem z wulgarnym językiem odejmuje kilka punktów tej pozycji.
Czy książkę polecam? Przede wszystkim każdy fan romansów powinien zapoznać się z twórczością Pauliny Świst. Autorka potrafi zaciekawić czytelnika i rozgrzać go aż do czerwoności! „Sztauwajery” to dobre zakończenie serii - pisarka połączyła wszystkie wątki do końca, co bardzo sobie cenię, ponieważ nie znoszę nieskończonych wątków. Po przeczytaniu muszę przyznać, że książka ta ma kolejną wadę - za szybko się kończy. Aż żałuję, że to koniec mojej przygody z tymi bohaterami...