"Czarodziejska góra" Tomasza Manna została wydana w roku 1924. To ponad 700-stronicowa powieść filozoficzna, nazywana monumentalnym dziełem autora, wprawiająca w specyficzny stan zawieszenia w miejscu czytelnika, wymagająca poświęcenia jej niezmiernej uwagi, zastanowienia się nad jej bogactwem dysput, a nawet można rzec traktatów między najważniejszymi antagonistami. Pojawiają się w niej dyskusje o życiu, śmierci i chorobie, miłości i nienawiści, naukach humanistycznych, wierze, polityce, przede wszystkim czasie, który w "Czarodziejskiej górze" wydaje się płynąć zupełnie inaczej, z jednej strony wolniej, z drugiej strony w sanatorium Berghof najmniejszą jednostką czasu jest miesiąc... Nie powinnam mówić, że "Czarodziejska góra" posiada arcyciekawą fabułę, ponieważ jest ona zminimalizowana na rzecz wywodów o kwestiach wymienionych wyżej lub czystej opisowości, czy to postaci, czy charakterów, czy regularnego życia w sanatorium żyjącym swoim życiem. Szczątkowe kalendarium wydarzeń jest w niej tylko pretekstem do wielości opowieści o ludziach i współczesnym Mannowi świecie, rozdartym i niepewnym. Trzytygodniowy pobyt Hansa Castorpa z Hamburga w sanatorium Berghof u kuzyna Joachima przedłuża się znacznie, a czytelnik wsiąka razem z nim w tamtejszą specyficzną atmosferę.
Jak reagujemy na wieść, że cykl powieściowy danego autora ma być kontynuowany przez inną osobę? Co myślimy o tym, że autor umiera przed ukończeniem swojej powieści, a inny pisarz przejmuje ją i kończy? Czy można zdobyć się na napisanie historii nawiązującej do klasyki literatury światowej?
Paweł Huelle napisał prolog do "Czarodziejskiej góry", nazywając go nazwiskiem głównego bohatera klasycznej powieści, Hansa Castorpa. "Castorp" przedstawia życie młodego człowieka w Gdańsku, o którym jest wzmianka w pierwowzorze - dowiadujemy się, że Hans Castorp studiował na Politechnice Gdańskiej budowę okrętu, natomiast reszta jest milczeniem. Dzięki polskiemu pisarzowi magia "Czarodziejskiej góry" odżyła, kiedy czytałam "Castorpa", wychwytując liczne aluzje, analogie do książki, która powstała prawie 100 lat temu, a jej bohaterowie dla mnie wydają się być nieśmiertelni.
Tylko osoby zaznajomione z powieścią Tomasza Manna odkryją bogactwo aluzji i analogii "Castorpa", w którym fabuła jest również tylko pretekstem do snucia opowieści o ludziach, wewnętrznych problemach, Gdańsku i Sopocie początku XX wieku, zabytkach miasta pierwszego i "sanatorskim" charakterze drugiego dojrzewaniu, odnajdywaniu się w skomplikowanym świecie obcych osób o różnych temperamentach i uczuć. Jednak tutaj rozważania młodego, naiwnego idealisty, studenta niewiarygodnie spokojnego i flegmatycznego, wydają się być wtórne i naprawdę mało odkrywcze w porównaniu do dyskusji toczących się w "Czarodziejskiej górze". Niby nic dziwnego z jednej strony, skoro młodzieniec jest tutaj młodszy, nie towarzyszą mu charyzmatyczni i zaciekle dyskutujący mentorzy jak Settembrini i Naphta, ma on charakter mało wyrazisty i nie jest postacią, po której można by się spodziewać intelektualnych rewelacji, a raczej sentymentalnych i egzaltowanych myśli.
Paweł Huelle pokazuje, jak znakomicie można operować językiem polskim, odkrywać jego subtelność i bogactwo słownictwa. Narracja oczywiście przywodzi na myśl styl "Czarodziejskiej góry". Czytelnika informują o losach i przemyśleniach Castorpa nieznani narratorzy, którzy nie raz zwracają się do czytelnika bezpośrednio, czyniąc uwagi uzasadniające dany przeskok fabularny, komentujące pokrótce sytuację - jakby na boku szeptem, uwidaczniające to, czego nie mógł zobaczyć bohater. Piękno języka, jego poetyckość, delikatna ironia w porównaniu do ironii Manna, mnogość wyrażeń jest tutaj doskonale widoczna, tworząc przemiłą ucztę słowną dla czytającego.
Mamy tutaj liczne nawiązania analogiczne do charakterystycznych postaci, wydarzeń i scen z "Czarodziejskiej góry". Celebrowanie posiłków, kontemplowanie natury, regularna i w miarę przewidywalna codzienność Hansa, czy na gdańskiej stancji, czy na werandzie w Sopocie, intelektualne sprzeczki (tutaj przypadkowych i epizodycznych) towarzyszy, którzy zdają się swoimi dyskusjami walczyć nie tyle o własne zdanie, ale o ukształtowanie światopoglądu młodego mężczyzny. Pojawiają się tutaj nawet zjeżdżające z góry bobsleje, z którym wiąże się pewna makabryczna i groteskowa jednocześnie scena z powieści Manna. Przez to "Castorp" przypomina streszczoną, skondensowaną wersję pierwowzoru, zapowiadając elementy, które czytelnik może spotkać w powieści Manna lub bawiąc czytelnika Manna ich porównawczym odkrywaniem.
Podczas zwiedzania XX-wiecznego Gdańska Hans spotyka tajemniczą młodą damę, co skutkuje momentalnym zauroczeniem się nią, przez co Castorp cierpi niewyobrażalnie, lecz na swój sentymentalny i można powiedzieć, że uroczy sposób, stając się odurzonym myślami o Niej i bezradnym. Do czasu...
"Castorp" to krótka historia stworzona z fragmentów życia młodego studenta, z jego codzienności, początkowo nowości, która staje się sympatyczną rutyną, licznych kontemplacji, słownych pomników ówczesnego Gdańska i Sopotu. Chciałoby się powiedzieć, że Hans Castorp zyskuje tutaj życie, o którym padło zaledwie kilka słów w powieści Tomasza Manna, ale to życie dla czytelnika wcale nie jest wyjątkowe, natomiast jest czymś podniecającym, ekscytującym dla Hansa. Jest interesującym dopełnieniem tej postaci, a "Castorp" jest powieścią krótką, aczkolwiek napisaną z lekkością i narracyjnym talentem o rozmaitych emocjonalnych tonacjach, która może stanowić zarówno prolog do powieści Manna, jak i jej dopełnienie po uprzednim przeczytaniu "Czarodziejskiej góry".