Książka jest znakomitym przykładem, że … każdy z nas (a przynajmniej znakomita większość) może napisać swoją książkę. Żadne to odkrycie – wystarczy być miliarderem, celebrytą czy osobą mającą ileś milionów polubień w necie. Z delikatnością nosorożca już na wstępie pokazuję, że wysublimowany intelekt, erudyta czy po prostu czuły (na wdzięki książki) czytelnik nie pożywi się konsumując w wolnych chwilach tekst „Opowieść o życiu i karierze” . Nie wywołuje nadmiernych emocji, nie zdradza bolesnych tajemnic (może poza jedną!), nie zachwyca opisem ścieżki kariery, nie sięga do alkowy … Choć czyta się łatwo.
Oczywiście książki biograficzne rządzą się swoimi prawami – wszak nie o literaturę tu chodzi ale o pokazanie tajników życia osób znanych, bogatych, podziwianych lub znienawidzonych. Dodatkowo, trzeba być świadomym, że biografia, czy jej elementy, pisane przez samego autora-bohatera muszą być nacechowana dużym subiektywizmem z lekką domieszką megalomanii.
Tak do końca nie wiadomo kto właściwie książkę napisał – czy tytułowy bohater, miliarder i założyciel koncernu kosmetycznego Rossmann czy dwóch panów widniejących jako współautorzy (?). Podejrzewam, że profesjonalni dziennikarze wysłuchiwali narracji (zupełnie nie „czułej”) bohatera i przerzucali na papier jego zwierzenia posługując się językiem z pewnością poprawnym ale zupełnie nie porywającym. Jest to teza o tyle prawdopodobna, że główny bohater skończył swą edukację na szkole powszechnej. A może mu się po prostu nie chciało?
Świat i historie przedstawione w książce przedstawione są (dla mnie) w naiwny jeśli nie infantylny sposób. Mały cytat ilustrujący tę tezę, gdzie Pan Rossmann dzieli się przemyśleniami jak znakomicie komunikuje się ze swoimi pracownikami – rzecz jest o wyprawie na tor gokartowy w czasie pracy:
…żeby nie było zbyt nudno – mówiłem – proponuję aby połowa z nas jechała w lewo, a druga połowa w prawo i w pewnej chwili się spotkamy.
- Och, to będzie fantastycznie – wykrzykiwali i cieszyli się jak dzieci.
Następnego dnia wszyscy pracowali z własnej woli do dziesiątej wieczór, żeby nadrobić…..
Dużej i prostodusznej wyobraźni trzeba, aby ufać jak szczerzy byli w tej sytuacji pracownicy.
Książka nie odpowiada na zasadnicze pytanie: jak facet, który nie korzysta z komputera, płaci gotówką, wierzy w zabobony, opiera się głównie na intuicji i nadal pozostaje właściwie dzieckiem – żeby była jasność: dla mnie to żadna wada! - doszedł do tego …do czego doszedł ? Przecież takie książki czyta się głównie po to aby ściągnąć czy pisząc bardziej elegancko, zapożyczyć od autora receptę na sukces !
Tymczasem książka jest w zasadzie rodzajem panegiryku na swoją cześć; uczciwie trzeba przyznać z kilkoma przykładami własnych błędów. Na przykład porażka związana z otwarciem sklepów w Austrii. Przyczyny ? „… inne przepisy, inna moneta, trudna logistyczna sytuacja…” Naprawdę tak trudno w biznesie to było przewidzieć ? Naiwność, niewiedza – czy jedno z wielu niedopowiedzeń? Choć czuję się niezręcznie pisząc te słowa krytyki jako posiadaczka majątku, za który mogłabym nabyć ćwierć regału w sklepie Rossmanna (i to raczej ze spinkami do włosów).
Recenzja dotyczy książki nie człowieka więc daleka będę od oceniania postawy i dokonań Pana Rossmanna. Szczerze mu gratuluję a nawet podziwiam. Wydaje się, że jest człowiekiem odważnym, upartym ale przede jest wszystkim wielkim życiowym szczęściarzem. Ale książka dla mnie jest …hmmm po prostu trochę amatorska. Trochę uwag do redaktorów tej książki. Drobiazgi ale zawsze… Sklepów kosmetycznych w Polsce nie określa się powszechnie „rosmanami” (przynajmniej ja o tym nie słyszałam) a w grze w tenisa nie można „ …przegrać …w drugim secie 0:5 i w ostatnim 0:40 …” a tak „stoi” w tekście.
Muszę jednak podzielić się przesłaniem jakie wynika z tej książki i nie jest ono dla mnie budujące. Żeby zostać miliarderem nie trzeba kończyć żadnych szkół, wystarczy być przeciętnie rozwiniętym umysłowo ale raczej emocjonalnie opóźnionym. Warto zrobić coś dziwnego jak na przykład wejście na najwyższe drzewo w okolicy i pozostanie tam tak długo jak wystarczy sił…. fizjologicznych. Nie zaszkodzi dać fajny prezent typu stołu do ping-ponga wpływowej osobie co może być początkiem zyskownej przyjaźni. Warto zainwestować jednak w swój rozwój psychologiczny czytając wiele książek o tej tematyce a nawet kształcić się na specjalnych kursach. Nie wolno jednak podchodzić do egzaminu i należy ufać wyłącznie własnej intuicji. W momentach kryzysowych trzeba wszystkie pożyczone od banku pieniądze „zainwestować” w spekulacje giełdowe, na których „nie można stracić”. Warto też słuchać się żony. Pożądana jest dobra znajomość z politykami a właściwie z suczkami ich żon, które można wykorzystać w kampanii reklamowej. Suczki, nie żony ! W wolnych chwilach, aby się wzbogacić warto wykorzystać niezawodny mechanizm gry w ruletkę działający na bazie historycznych wyników – trzeba niestety przeprowadzić bardzo skomplikowane obliczenia ale prawdopodobieństwo wygranej jest ponad 90 procent. Proste ?
Po przeczytaniu całości, miałam jednak wrażenie, że ktoś tu ze mnie zakpił czy zażartował. Potwierdza to szelmowski wyraz twarzy bohatera na okładce książki. Bo jeśli nie …. to nie rozumiem jak stała się bestsellerem a już zupełnie nie rozumiem jak jej autor stał się jednym z bogatszych ludzi w Europie. Albo właśnie rozumiem!