Historia jest w zasadzie banalna i stara jak świat: zupełnie przeciętny człowiek, historyk, inteligent bez pieniędzy, przez przypadek staje się ważnym menadżerem w dużej korporacji. Zderzenie jego niekompetencji z regułami firmy i równie niekompetentnymi szefami prowadzi do szeregu mniej lub bardziej zabawnych sytuacji. Prosty język, sporo sardonicznego humoru. Jest wątek obyczajowy, sensacyjny a nawet fantasmagoryczny – całkiem nieźle „zakręcone” rozmowy z bobrem (?!), który reprezentuje prostą choć nietuzinkową logikę myślenia. Podejrzewam, że te dodatkowe motywy są jedynie uzupełnieniem wątku korporacyjnego choć z pewnością czynią lekturę dużo atrakcyjniejszą. Chyba każdemu należałoby życzyć takich przygód i przeżyć w podróżach służbowych jakie są dane bohaterowi.
Co jest niebanalnego w tej książce ? Chyba realia wielkiej korporacji. Podane ze smakiem, znawstwem smakosza i dużą dozą autoironii. To nie jest rzecz jasna żadna głębsza analiza ale zbiór fragmentarycznych opisów czy scenek z życia korporacji, które paradoksalnie tworzą zwartą całość. Daleką od ideału. To również fantastyczne scenki ludzkich charakterów czasami tylko lekko zarysowanych w dialogach. Wydaje się, że właśnie autentyzm jest mocną stroną tej książki. Byłam korporacyjną myszą (ale nie szczurem) więc wiem co piszę. Czy czytamy opis posiedzenia zarządu, czy wizyty w „ciekawym” hotelu czy opis intrygi związanej z sabotażem mamy wrażenie, że są to fakty a nie fikcja literacka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że większość opisywanych rzeczy powstała w wyobraźni autora. Na drugi rzut…. już niekoniecznie. Choćby taki cytat jak niżej ?
„K…., światem rządzą politycy i pieniądze. Jaka wyobraźnia? – zareagował impulsywnie. – Mnie nie potrzeba wyobraźni tylko wzrostu EBITDY – dodał.
Solennie sobie obiecałem, że sprawdzę, co to jest ta czy ten EBITDA, ale poczułem, że to nic zdrowego.”
Z pewnością to spory wkład merytoryczny autora, żeby książka nie była tylko komiksem czy parodią. Przeplatanie prawdy i iluzji jest fajną intelektualna pożywką dla czytelnika. „Kontra” jest przede wszystkim niezłą rozrywką, idealną na weekend czy wakacje. Ale mimochodem (a może przede wszystkim ?) dotyka ważnych problemów z którymi spotykamy się na co dzień w pracy: konformizmu, biurokracji czy po prostu niewydolności polskich dużych firm w obliczu takich wyzwań jak innowacje czy badania. Bez mentorstwa i przynudzania na luzie i z dystansem. To rzadkość na naszym rynku. Może właśnie zamysł aby pod pozorem lekkiej błazenady zmierzyć się z realnymi problemami wielkich korporacji jest podstawową zaletą tej książki ?
Napisanie, że całość czyta się łatwo i bez większego wstrętu byłoby krzywdzącym uproszczeniem. Nie mamy tu rzecz jasna poziomu literatury z najwyższej półki, ale książka ma dla mnie znakomitą „czytalność”. To określenie, które ukradłam i zaadoptowałam ze świata gier komputerowych – tam występuje pojęcie „grywalności”. „Grywalność” jest trudne do uchwycenia i zdefiniowania. Po prostu jedne (nawet kiepskie, czy z ubogą grafiką) gry wciągają i nie pozwalają odejść od komputera a inne, pełne przepychu i dopracowane po pewnym czasie nudzą. Nikt nie wie dlaczego. Podobnie jest z książkami – tę akurat czyta się jednym tchem. No i te dialogi z przemądrzałym bobrem (!). Po prostu urocze.