Istnieją takie powieści, które poruszają. Istnieją takie, o których trudno zapomnieć. To te, które tak mocno chwytają za serce. Te, które wywołują różne emocje. Nigdy nie pozostawiają czytelnika obojętnego. Czy do takich historii należy „Zapach prochu i lawendy” Mariusza Gładzika?
Wojna zmieniła losy każdego, kto żył w tych czasach. Józef do końca swoich dni nie zapomni jej okrucieństwa i tego, co mu zabrała. A wojna zabrała mu wszystko. Doświadczyła w najgorszy z możliwych sposobów i pozostawiła, prawie że bez nadziei na lepsze jutro. Kiedy jednak koszmar dobiega końca, Józef zamieszkuje Ziemie Odzyskane. Nie wie, że po wielu latach jeszcze raz będzie musiał zmierzyć się z przeszłością...
Kiedy zaczynałam czytać tę powieść, od razu zachwycił mnie styl autora. Piękny, plastyczny język. I tym pięknym, plastycznym językiem prowadzi nas od nieco beztroskiego dzieciństwa Józefa, po najgorsze zbrodnie popełniane przez Niemców i Ukraińców. Ta powieść, choć tak wspaniale napisana, jest ogromnie smutna. Tutaj nie da się przejść obojętnie. Choć początek nas nie oszczędza, a śmierć zdaje się być zjawiskiem powszednim, to dopiero wydarzenia z czasów wojny są tu najgorsze. Najgorsze pod kątem okrucieństwa, którego autor nie ukrywa. Aż trudno uwierzyć, że jeden człowiek jest w stanie zrobić coś takiego drugiemu. Zdecydowanie nie są to fragmenty dla wrażliwych czytelników, niemniej bardzo realistycznie oddają codzienność tamtych czasów.
Nie odbiegając od tematu wojny warto tu zaznaczyć, że jest ona pokazana z wielu stron. Okazuje się bowiem, że nie wszystko jest takie zero-jedynkowe. Wojna nie oszczędza tu nikogo. Cierpią po prostu niewinne jednostki. Zarówno Polacy, Ukraińcy, jak i Niemcy. Przedstawiciele tych narodów stają się ofiarami ludzi-potworów, którym zależy na władzy. Autor wskazuje na to, w jaki sposób można manipulować społeczeństwem, aby wywołać wewnętrzną nienawiść. Nagle przyjaciel staje się wrogiem przyjaciela tylko dlatego, że ma inne pochodzenie. Dotyczy to nawet dzieci. To przerażające, a jednocześnie bardzo mocno dające do myślenia.
Utrata przyjaciół wiąże się z tęsknotą. Tęsknota jest wszechobecna w tej powieści. To smutek po utracie rodziny, przyjaciół czy domu. I to nie tylko w czasie wojny. Blisko sto lat temu medycyna nie była na takim poziomie, jak teraz. Choroby, urazy czy brak wiedzy na temat zachowania higieny doprowadzały do śmierci nawet, wydawałoby się, silnych, młodych ludzi. Odejście bliskiej osoby wiązało się z szeregiem obrządków i obyczajów, o których także można przeczytać w tej powieści. To bardzo ciekawe dowiedzieć się, w jaki sposób pielęgnowano tradycje związane z ważnymi momentami w życiu czy śmierci.
„Zapach prochu i lawendy” Mariusza Gładzika to piękna, choć bardzo smutna powieść o życiu w trudnych czasach. Nostalgiczna, okrutnie prawdziwa, odzierająca ze złudzeń. Historia o stracie, próbie pogodzenia się z rzeczywistością, poszukiwaniu nadziei. Ta książka wiele razy daje do myślenia. To próba zrozumienia świata i ludzi. To opowieść o trudach jednostki na przestrzeni wielu ważnych w dziejach wydarzeń. Od czasów sprzed II wojny światowej do lat 80-tych XX wieku. To obraz konsekwencji wyborów, który często okazuje się tragiczny. Bardzo polecam, choć raczej nie jest to powieść dla wrażliwych czytelników.
Współpraca reklamowa z wydawnictwem Novae Res