„Teraz zaczął jednak rozumieć, od czego są przyjaciele: przypominają, że w gruncie rzeczy nie jest tak źle. Że trzeba umieć śmiać się z samego siebie.”*
Na świecie wojny toczą się od samego jego początku. Na lekcjach historii uczyłeś się o nich: daty, nazwiska wielkich ludzi i liczby ofiar. Była I wojna światowa, była II wojna światowa, jedna i druga zabrała mnóstwo niewinnych istnień. Istnieje też bardzo duże prawdopodobieństwo, że nastanie czas gdy rozpocznie się kolejna wojna. Może za kilka lat, a może za kilkadziesiąt, tego nie wiadomo, tak samo jak nie wiemy w jaki sposób będzie się ona toczyć. Czy ponownie będą ginąć niewinni ludzie? A może odbędzie się tak, że nikt nie ucierpi na niej?
Tom Rainer nigdy nie wie co będzie robił na drugi dzień. Żyjąc z ojcem, pijakiem i hazardzistą, nie wie czy akurat spędzi noc w hotelu czy też w ławce na parku. Mimo tego, że do szkoły uczęszcza sporadycznie, a większość życia spędza w kasynie, jest bardzo mądry, w grach nie ma sobie równych i bez trudu pokona każdego rywala. Dzięki tym umiejętnością dostaje propozycje nie do odrzucenia. Skończy się jego niepewny tryb życia, zawsze będzie miał gdzie spać i co jeść. Wystarczy, że zgodzi się być uczniem elitarnej szkoły wojskowej. Po tym jak się zgadza zostaje mu wczepione urządzenie, które robi z niego kogoś z super umysłem, a co najważniejsze znajdzie przyjaciół. Jednak by osiągnąć swój cel i zostać kimś ważnym, będzie musiał zapłacić wysoką cenę, czy będzie w stanie poświęcić wszystko aby zdobyć chwałę?
Książka od samego początku zainteresowała mnie swoim opisem oraz tym, że przedstawia wizje świata za kilkadziesiąt lat. Drugim ważnym czynnikiem był dla mnie fakt, że jest to debiut S.J. Kincaid, a co za tym idzie może to być coś nowego i wartego uwagi. Jednak, gdy zaczynałam czytać robiłam to z umiarkowanym entuzjazmem, bowiem istniało ryzyko zawodu, a bardzo chciałam tego uniknąć. Zwłaszcza w przypadku tego typu literatury. Rozczarowałam się czy nie rozczarowałam?
Początek historii nie zapowiadał niczego niezwykłego, zwykły nastolatek, z bystrym umysłem, któremu życie daje popalić. Do czasu, pewnego dnia pojawia się człowiek, który zmienia jego życie i sprawiając, że akcja nabiera tempa. Właśnie od tego momentu wszystko zaczyna się dziać, a S.J. Kincaid prezentuje nam zupełnie inną wizje świata w trakcie trwania wojny. Tym razem pozaświatowej, w której Ziemia nie ucierpi nawet w minimalnym stopniu. Wojna nie toczy się między narodami, a międzynarodowymi korporacjami, Indo-Amerykanie przeciw Ruso-Chinom. Już samo to wywołuje dreszcz ekscytacji, prawda? Dodam jeszcze, że wszystko to jest opisane tak, że chce się wiedzieć więcej i więcej. Opisy miejsc i wydarzeń są opisane w sposób przemyślany, nie brak w tekście detali i nawiązań do przeszłości, dzięki czemu wszystko nabiera rzeczywistych kształtów.
Miejsce, w którym nagle znalazł się Tom jest inne od świata, który tak dobrze znamy. Za sprawą jednej płytki wczepionej w mózg chłopak staje się lepszy we wszystkim co robi. Po zabiegu, który przeszedł jak inni kadeci, gdy spotyka kogoś innego przed oczami wyświetlają mu się podstawowe informacje o tej osobie, a gdy ma sobie przyswoić coś nowego dostaje pliki, które ma załadować, a na dwudziestominutowych lekcjach wyjaśniane jest to czego on i reszta nie rozumieją (tak dobrze widzicie, jedna lekcja trwa dwadzieścia minut, jaka fajna perspektywa, prawda?). Ćwiczenia fizyczne nie odbywają się w zwykłej sali, tylko za .pomocą symulacji przenoszą się do różnych bitew aby ćwiczyć sprawność fizyczną oraz umiejętność walki. To tylko kilka rzeczy, które uważam za ważne uwagi, a jest ich zdecydowanie więcej.
S.J. Kincaid miała pomysł, który w pełni wykorzystała. Stworzyła powieść, która wciąga niemalże od początku i trzyma w napięciu do samego końca. Ani przez chwilę się nie nudziłam, akcja toczyła się szybko i nie można było przewidzieć jak potoczą się niektóre sprawy. Z każdą przeczytaną stroną mnożyły się pytania oraz różne wizje tego czym kierują się ci na wyższych szczeblach. Oprócz intrygującej fabuły i akcji, która nawet przez chwilę nie nuży powieściopisarka skupiła się również na postaciach. Stworzyła prawdziwy kalejdoskop osobowości, niektórych rozpracowałam szybko i bezbłędnie, a niektórych nie mogłam rozgryźć do samego końca i w dalszym ciągu stanowią dla mnie zagadkę. Książka liczy około pięćset stron, a ja, gdy już na dobre się wczytałam, pochłonęłam ją w kilka godzin zapominając o wszystkim. Porwała mnie historia, zżyłam się z bohaterami i wraz z nimi wszystko przeżywałam, przy okazji śmiejąc się, denerwując i pragnąc tego co oni. W całym tym zamieszaniu nie zabrakło czasu na nawiązywanie przyjaźni i zabawę. Nie raz uśmiałam się z dialogów Toma z przyjaciółmi lub z ich błyskotliwych stwierdzeń.
„Insygnia. Wojny światów” są debiutem S.J. Kincaid, który z całą pewnością wyszedł jej bardzo dobrze. Lekki, ale wciągający styl pisania, humor oraz niebanalny pomysł na fabułę sprawia, że książka czyta się praktycznie sama. Polecam fanom science fiction, przygód oraz ciekawych wizji futurystycznego świata. Polecam!
*str. 127