Gena Showalter to autorka bestsellerowych powieści, znajdujących się na liście New York Times i USA Today. Jak nietrudno się domyślić, do jej ulubionych gatunków literackich zalicza się paranormal i romans. Jej sposobem na sukces konsekwentnie pozostaje połączenie zmysłowych opisów z wątkami sensacyjnymi i szczyptą humoru. W przeszłości pisała dla takich magazynów jak "Cosmopolitan" czy "Seventeen", w swoim czasie pracowała również dla MTV oraz licznych regionalnych i ogólnokrajowych programów newsowych. Zadebiutowała w 2008 roku powieścią "Mroczna noc", która rozpoczyna serię "Władcy podziemia". "Mroczny szept" to już czwarta z kolei odsłona jej bestsellerowego cyklu o nieśmiertelnych wojownikach.
Sabin, Aeron, Gideon i reszta wojowników strzegących bogów Olimpu, przed laty popadła w niełaskę, zabijając Pandorę - strażniczkę puszki wszelakiego zła. Zmuszeni do życia na ziemi i opętani przez mroczne demony, mężczyźni mogą odnaleźć wytchnienie tylko i wyłącznie w obliczu miłości. Tyle, że i ona niesie ogromne zagrożenie...
Sabin niszczy wszystkie osoby, które kocha. Opętany przez demona Zwątpienia, został skazany na wieczną samotność. Każda kobieta, którą kiedykolwiek obdarzył miłością uległa cichym podszeptom demona i popełniła samobójstwo. Rozżalony wojownik rzucił się w wir walki, stawiając sobie za cel zniszczenie Łowców, którzy zabili jego przyjaciela, a także odnalezienie puszki Pandory. Nawet jeżeli ceną za to miałoby być jego życie. Tyle, że akurat wówczas, gdy samotność wreszcie staje się łatwiejsza do zniesienia, na drodze Sabina pojawia się Gwen.
Gwendolyn jest przerażona. Jako harpia powinna z łatwością pokonać wroga tymczasem niczym bezbronne dziecko pozwoliła się związać i uwięzić. Przez niespełna rok pozostawała w niewoli, przyglądając się okrucieństwom bezwzględnych Łowców. Niespodziewane pojawienie się Wojowników jest więc dla niej wybawieniem. Gwen jest wreszcie wolna, przynajmniej z pozoru. Zamknięta w fortecy Wojowników, wbrew logice Gwen zaczyna pałać uczuciem do Sabina - jedynego człowieka, który jest w stanie uciszyć żadną krwi harpie. Tyle, że Gwendolyn nie zna prawdziwego oblicza Wojownika. Czy miłość dwóch skrajnie różnych istot ma prawo istnieć? Czy Gwendolyn ulegnie podszeptem demona? I czy prawda może stanąć na drodze szczęściu?
Do tej pory nie miałam styczności z twórczością pani Showalter. Trzymałam się od niej z daleka, na wyciągnięcie ramion, od czasu do czasu zerkając na którąś z jej pozycji na sklepowych półkach. W końcu jednak ciekawość wzięła górę. Po raz kolejny rozpoczęłam przygodę z jakąś autorką od środka - nękana wątpliwościami czy aby na pewno uda mi się odnaleźć, a z drugiej strony przepełniona nadzieją, że do tego czasu pani Showalter udało się usunąć większość mankamentów. Nie byłam jednak nastawiona na nic specjalnego. Podeszłam do lektury z dystansem, nie oczekując po niej żadnych konkretów tym bardziej, iż miałam już okazję zapoznania się podobnymi pozycjami.
Muszę przyznać, że pomysł był ciekawy. Rezygnacja z wampirów i wilkołaków i wypchnięcie na pierwszy plan postaci zaczerpniętych z mitologii, nie jest może szczytem oryginalności, ale z pewnością przynosi pewien powiew świeżości. Mit o Pandorze i puszce, której otwarcie zaowocowało wypuszczeniem na świat nieszczęść wszelakiego rodzaju zna chyba każdy. Gena Showalter przedstawia nam jednak ową historię z innego punktu widzenia, zrzucając odpowiedzialność na barki boskich wojowników. Pomysł ciekawy, a i realizacja nie daleko odbiega od ideału. Jedyne co przeszkadzało mi w lekturze to zepchnięcie Nadziei na samo dno. Być może myślę zbyt stereotypowo, ale mimo wszystko obrócenie sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni, gdzie nagle to Kłamstwo. Furia czy choćby Zwątpienie stają po stronie dobra, było dla mnie procesem zbyt sztucznym i nierzeczywistym.
Sytuacja zdecydowanie lepiej rysuje się wśród bohaterów. Choć zgodzę się ze stwierdzeniem, że autorka niezliczoną ilością postaci wzbudziła spory zamęt w umyśle czytelnika, podejrzewam, że zapoznanie się z poprzednimi tomami serii znacznie ułatwiłoby odnalezienie się w nakreślonej sytuacji. Zwłaszcza, że wiodące prym charaktery czyli Sabin i Gwendolyn zostali przedstawieni w sposób niezwykle zadowalający. Gena Showalter ukazuje nam ich dwa oblicza - mroczne bestie i jakże zadziwiająco ludzkie, bezbronne istoty. W swojej kreacji na szczęście nie przekracza cienkiej granicy, która uczyniłaby z nich jedynie płaskie, papierowe postacie. Jedyny bohater - a właściwie bohaterka - która została spisana przeze mnie na straty to Legion. Jej język, sposób bycia... wszystko to niezmiernie mnie irytowało. Autorka chciała stworzyć postać oryginalną, różną od wszystkich innych, ale zdecydowanie przesadziła w swoich zabiegach.
Zdecydowanie dobrym posunięciem było natomiast wykorzystanie narracji trzecioosobowej. Tego rodzaju historie po prostu inaczej się nie sprawdzają. Kiedy brak pobocznych wątków, a historia skupia się tak naprawdę jedynie wokół jednego wydarzenia, potrzebne są chociaż krótkie wstawki podczas których odpoczniemy chwilę od głównych bohaterów. Styl pisania pani Geny Showalter jest prosty i łatwy w odbiorze. Jedyne co zakłóca przyjemność płynącą z lektury to wstawiane (ni z gruszki ni z pietruszki) archaizmy i nagminnie występujące wulgaryzmy. Nie wiem jak sytuacja ma się z innymi części serii, ale w "Mrocznym szepcie" jest to niestety zjawisko występujące bardzo często. Owszem, lektura skierowana jest do starszych czytelników, nie zmienia to jednak faktu, że podobnego rodzaju wyrażenia w nadmiernej ilości wywołują jedynie niesmak.
Obok wulgaryzmów największym mankamentem pozostaje występujący w nadmiarze podtekst erotyczny. Tak jak już wspomniałam wcześniej, lektura zdecydowanie przeznaczona jest dla czytelników bogatszych w latach, dlatego nie mogę tak bardzo przyczepić się licznym scenom erotycznym., ale pojawiające się na co drugiej stronie sugestie stanowiły już dobitne przekroczenie cienkiej granicy.
Ogólna ocena "Mrocznego szeptu" przychodzi mi z trudem. Z jednej strony pomysł pani Showalter jak i kreacja bohaterów zdecydowanie zasługuje na uwagę, z drugiej jednak wulgaryzmy i wspomniane wyżej podteksty pozostawiają po sobie niesmak. Osobom, które były usatysfakcjonowane twórczością pań Kerrelyn Sparks, Lary Adrian czy J. R. Ward, seria "Władcy podziemia" również powinna przypaść do gustu. Ja natomiast po powieści autorstwa pani Showalter jeszcze sięgnę, choćby po to by przekonać się czy z czasem naprawdę jej kunszt pisarski ulega polepszeniu.