Kilka miesięcy temu Julia zerwała ze swoim narzeczonym, Mariuszem. Teraz, mieszkając w rodzinnym miasteczku, czuje się zadowolona z życia- pracuje w pobliskim kantorze, a poranki rozpoczyna od wypicia kawy na przydomowej ławeczce. Dziewczyna z niecierpliwością czeka też na przyjazd rodziców i siostry zza granicy. Jak na razie jej towarzyszką jest cisza i upragniony spokój. Który -niestety- zostaje przerwany przez byłego partnera. Mariusz po raz setny obiecuje poprawę, pragnąć wrócić do Julii. Ta, pomimo początkowych oporów, zgadza się. Nawet na wyjazd do pracy za granicę, co nigdy nie należało do jej marzeń...
Dziewczyna wierzy, że wspólny wyjazd z Mariuszem naprawi między nimi to, co od dawna było zepsute. Na miejscu okazuje się, że nie tylko w pracy będzie musiała wykazać się siłą ducha- praktycznie od początku wszystko idzie nie po jej myśli. A jej ukochany okaże się kimś zupełnie innym, niż jej się wydawało.
Któż nie skusiłby się na książkę z tak piękną okładką? No dobra, żartowałam; wielokrotnie sparzyłam się na przyciągającym wzrok froncie, który poza cudowną grafiką nie oferował mi niczego więcej. Ale wertując oceny w internecie liczyłam na ciepłą, emocjonalną historię. I po części tak było.
To, co przeżywała Julia z Mariuszem, można nazwać koszmarem. Mężczyzna nie stronił od alkoholu, wielokrotnie wyrzucając dziewczynę za drzwi mieszkania. Awantury, kłótnie, koledzy- to codzienność ich związku. Aż wreszcie powiedziała "dość" i wróciła do rodzinnego domu. Minęło kilka miesięcy i choć wciąż tęskniła za partnerem, jakoś dawała radę. Wierzyła, że szczęście jeszcze zapuka do jej drzwi. No i zapukało, tyle że pod postacią byłego ukochanego. Czy można wierzyć w to, że ludzie się zmieniają? Może i tak. A może to wypadek, którego ofiarą była bohaterka, poprzestawiał jej trochę w głowie. Ponownie wpuściła Mariusza do swojego życia wierząc, że teraz przed nimi tylko świetlana przyszłość. A Mariusz? Mariusz bardzo wygodnie usadowił się w całej tej ich relacji- przynieś, wynieś, pozamiataj. Taką rolę przeznaczył dla Julki podczas ich wspólnego pobytu w Anglii. Dziewczyna zaharowywała się na śmierć, jeżdżąc od jednego miejsca do drugiego, a i tak po powrocie do mieszkania czekała na nią sterta garów do umycia i obiad do zrobienia. Ale to nie to przeważyło szalę...
Powiem tak- to mogła być pełna emocji lektura, ale taka nie była. Chwileczkę, może troszkę tak- na sam widok imienia "Mariusz" przechodziły mnie ciarki. Nie, nie miłosne; raczej sprzedałabym mu niezłego gonga prosto w nos. I szczerze, dziwiłam się, że Julia to wszystko wytrzymuje. Wszystkie jego przytyki, jego brak pomocy w czymkolwiek, wywyższanie się. Na jej miejscu już dawno odpuściłabym sobie tego gościa. No, w końcu miłość jest ślepa... Tak więc irytacja to jedno z uczuć, które stało się moim nieodłącznym towarzyszem podczas lektury książki. Czy było coś więcej? Hm, pomyślmy. Generalnie rozumiem, jakie było przesłanie autorki, aczkolwiek tego naszpikowania różnymi dziwnymi wydarzeniami już nie. Okej, może chciała pokazać, jak wiele cierpień musi znosić główna bohaterka- w większości przez byłego/ nie- byłego partnera. Ale... w pewnym momencie zrobiła się z tego powieść akcji, a nie obyczajówka. I to nie najwyższych lotów. Przy każdym kolejnym tego rodzaju "prezencie" miałam ochotę puknąć się w czoło- określiłabym je jako niedorzeczne, wciśnięte do fabuły na siłę, żeby wzbudzić w czytelniku... przerażenie? Sama nie wiem. W każdym razie te fragmenty odstawały od reszty i trochę biło to po oczach.
Faktem jest, że większość Polaków musi wycierpieć swoje za granicą. Brak szacunku dla innej narodowości, najgorsze prace za niższą stawkę, przymus bycia w gotowości przez całą dobę. Nie znam tego z doświadczenia, ale wielu moich bliskich rusza do innych krajów w poszukiwaniu dobrobytu. Brawa dla autorki za to, że postanowiła dokładnie opisać sytuację rodaków na obczyźnie. Nie znajdziecie tam cukierkowych opisów, jak to jest cudownie poza rodzimym krajem. Opisuje rzeczywistość taką, jaka jest.
Za dwie minuty wiosna to historia o tym, że nigdy nie warto się poddawać. Trzeba wziąć życie w swoje ręce i mimo przeciwności losu, iść obraną drogą.