Przeważnie nie biorę się za czytanie fantastyki. Mało kiedy świat wykreowany przez autora potrafi mnie zainteresować i wciągnąć. Przy „Wintercraft” zaintrygował mnie już sam opis, do tego świetny trailer wypuszczony przez wydawnictwo, no i okładka. Pięknie wyglądają też symbole, które zdobią każdy rozpoczynający się rozdział. Jest to coś oryginalnego i świetnie wpasowanego w samą fabułę książki. Tych kilka ciekawych elementów sprawiło, że zabrałam się za czytanie.
Akcja rozgrywa się w krainie Albionu, gdzie od wielu lat toczy się wojna. Odbija się ona najbardziej na jej mieszkańcach, wyłapywanych i wcielanych na siłę do armii.
To samo spotkało rodziców piętnastoletniej Kate Winters. Niespodziewanie, po kilku latach spokoju jej rodzinne miasto znowu przechodzi obławę. Jej celem, oprócz wyłapania ludzi do armii, jest odnalezienie Utalentowanych. Są to osoby posiadające Talent, pewnego rodzaju właściwości magiczne, pozwalające im przechodzić po za zasłonę oddzielającą świat żywych, od świata zmarłych. Szybko okazuje się, iż sama Kate należy do tej niezwykłej grupy. Jak wiadomo, nie wszystko może iść gładko. Kate zostaje złapana i odesłana do Da’ru, członkini Rady, która poszukuje pradawnej księgi Wintercraftu. Jak poradzi sobie Kate wraz z przyjacielem Edgarem? Czy uda jej się wyzwolić swoją moc i odnaleźć pradawną księgę? No cóż, ja nie udzielę odpowiedzi na te pytania. Nie chce wam psuć zabawy z zapoznawania się z twórczością Jenny Burtenshaw.
Cała akcja nieprzerwanie brnie do przodu, ujawniając coraz to nowe szczegóły i detale dotyczące tajemnic Albionu. Momentami motyw wydaje się już oklepany, chociaż ja osobiście nie narzekam na zawartą tutaj fabułę. W końcu każdy temat można odświeżyć i przedstawić na nowo. Mimo wszystko, z biegiem lektury autorka wpada w schematy i momentami było to już męczące. Ile razy można czytać o ucieczkach, każdej zakończonej w identyczny sposób? Niestety, do dwóch razy maksymalnie, tutaj to powtarza się zdecydowanie za często.
Nie spodziewajcie się również jakiś głębszych odniesień do psychiki bohaterów. Autorka w tej kwestii nie dała za dużego popisu, co niestety chwilami mnie irytowało. Bohaterom zabrakło wyrazistości i oryginalności, a już w ogóle samej Kate. Tyle działo się w jej życiu. W ciągu zaledwie paru dni runęło wszystko w co wierzyła. Niestety czytelnik nie ma pojęcia, co myślała i odczuwała bohaterka. Niczym pusta skorupa, o której nie wiem praktycznie nic.
Wbrew pozorom, to nie Kate stała się moją ulubioną postacią w tej książce. Był nim Silas Dane, jeden z poborców, którzy zabrali dziewczynę z rodzinnego miasta. Potrzebował on jej pomocy i mimo twardego i mrocznego usposobienia, właśnie on odniósł na mnie najlepsze wrażenie. Momentami wydawało mi się, iż sama autorka poświęciła jego osobie więcej uwagi niż samej Kate.
Dużym plusem był dla mnie na pewno sam świat i jego struktury skonstruowane przez autorkę. Tutaj raczej nie mogę się przyczepić, gdyż sam pomysł księgi Wintercraft, Nocny Pociąg czy Miasto Zmarłych, są dla mnie pomysłem ciekawym i oryginalnym. Szkoda, że autorka nie poświęciła trochę więcej uwagi starożytnej bibliotece, tak ważnej w trakcie trwania fabuły, oraz Podziemnemu Miastu.
Polecam tę książkę osobom poszukującym czegoś na zabicie wolnego czasu. Nie jest to raczej powieść do której warto częściej wracać i osobiście nie czuje potrzeby aby sięgnąć po jej kontynuacje. Samo zakończenie tutaj już mnie usatysfakcjonowało.