Chociaż zapis w metryce od dawien dawna wskazuje wiek średni, to jeżeli chodzi o lektury, po które sięgam nie mam wyznaczonej kategorii. Staram się czytać książki warte przeczytania, takie o których będę pamiętać, czy to ze względu na treść, czy na sposób pobudzania przez nie wyobraźni.
Książkę Lauren Wolk chciałam przeczytać odkąd pojawiła się na rodzimym rynku wydawniczym, jednak było nam jakoś nie pod drodze. Dlatego cieszę się, że dzięki
Klubowi Recenzenta udało mi się ją przeczytać. Jest porównywana do "Zabić drozda" Harper Lee i została okrzyknięta Najlepszą Dziecięcą Książką Roku "Wall Street Journal", zdobyła też wiele innych nagród.
"- Wilk to wilk i nigdy psem nie będzie, choćby nie wiem jak go wychować
- odrzekł mi wtedy".
Główną bohaterką "Roku, w którym nauczyłam się kłamać" jest Annabelle. Niewinna dwunastolatka, codziennie chadzająca do szkoły przez "Wilczy Jar". Annabelle mieszka w domu wielopokoleniowym, na farmie pełnej zwierząt. Ma dwóch młodszych braci. Dziewczynka ma kochających, ciepłych rodziców, dziadków i trochę zgryźliwą, okropnie irytującą ciotkę.
Co jakiś czas, w okolicy ich domu pojawia się bezdomny - weteran wojenny, brany za dziwaka - Toby. Brudny, zarośnięty, w zniszczonym płaszczu, dźwiga na plecach trzy karabiny, z których jeden jest tylko sprawny. Los chce, że rodzina Annabelle wygrywa w konkursie fotograficznym Kodaka, który zagwarantował im zarówno aparat, zapas filmów jak i wykonywanie odbitek. Żaden z domowników nie ma niestety zacięcia fotograficznego i dziwnym przypadkiem aparat trafia do rąk bezdomnego, przez co Toby staje się bliższy zarówno rodzinie, jak i samej Annabelle.
W tym samym czasie do szkoły dziewczynki trafia Betty. Nieprzyjemna, na wskroś zła dziewczynka. Pierwsze co robi, to próbuje zmusić Annabelle do przynoszenia jej fantów i pieniędzy. Główna bohaterka chcąc być dorosłą i chronić młodsze rodzeństwo, postanawia nikomu o tym nie mówić i rozwiązać tę sprawę sama. Nie jest to takie proste jak zakładała. Betty nie ustaje w wymyślaniu krzywdy jakie chce wyrządzać Annabelle i jej rodzeństwu. Jak możemy już się domyślić zło zapuszcza korzenie, rośnie i zbiera plon.
"Nie bałam się mamy, nie, choć czasem potrafiła być bardzo surowa. Może dlatego, że zapomniała już, jak to jest huśtać się pod samo niebo, zapomniała, że można odłożyć motykę, zanim ręce będą całe w bąblach, że nie trzeba z góry zakładać, że będzie trudniej, niż się daje".
Mam problem z tą powieścią, a konkretnie z zaszeregowanie jej w kategorii dziecięcej. Choć główna bohaterka ma zaledwie dwanaście lat, jej dojrzałość zawstydziłaby nie jednego dorosłego. Język, którym operuje autorka - również według mnie - łatwiej odbiorą dorośli, lub też prawie dorośli.
Styl, treść i nastrój jaki wywoływała bardzo przypadł mi do gustu. Choć nie jest obszerna, to odkładałam ją na później, by nie przeczytać jej od razu.
Klimatem przypomniała mi trochę "Anię z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery, choć Annabelle jest dużo dojrzalsza od Ani.
W konfrontacji stają sielskość, pięknej wsi, prostota życia, dzieciństwo i zło w czystej postaci, obleczone w dziecięcą niewinność. Autorka bardzo dobrze opisuje, jak nam - dorosłym prosto przychodzi sądzenie po pozorach. Jak łatwo przypinamy łatkę dziwaka, komuś, kto różni się od nas i jak łatwo nam uwierzyć, że jest zdolny do dopuszczenia się złych rzeczy. Jednocześnie jeżeli na szali postawimy dziecko, z założenia niewinne i ładnie ubrane - to kogo posądzimy o złe zamiary?
"Zmieniłam się więc w kamień i po prostu czekałam, usiłując ogłuchnąć na te wszystkie słowa, i choć nie miałam wtedy jeszcze dwunastu lat, już przebiegła mi przez głowę myśl, że jeśli mam zostać matką, to nigdy matką synów".
Kiedy już dokonamy osądu ciężko przychodzi nam przyznanie się do błędu, mimo że fakty zaburzają to, w co chcielibyśmy wierzyć. Często też, nie potrafimy przeciwstawić się większości, bo nie lubimy wychodzić przed szereg i wprost przeciwstawić się niesprawiedliwości.
Książka Lauren Wolk jest niezwykle złożona, pełna kontrastów, dobra i zła, warstw i pobocznych historii, które tworzą wspaniały traktat o moralności i... dorosłości.
Mam cichą nadzieję, że zasili ona kiedyś kanon lektur szkolnych, bo jest niezwykle wartościowa.