Anne Meredith w „Portrecie mordercy” przenosi nas do lat trzydziestych XX wieku, w śnieżną scenerię angielskiego dworu King’s Poplars, gdzie rodzinne spotkanie wigilijne kończy się tragedią. Już od pierwszych stron autorka zdradza, kto zginął – Adrian Gray – i kto jest mordercą, ale to wcale nie odbiera książce napięcia. Wręcz przeciwnie – Meredith zamiast tradycyjnego „whodunit” serwuje fascynujące „whydunit”. To nie samo rozwiązanie zagadki kryminalnej gra tutaj główną rolę, lecz portret psychologiczny zabójcy i subtelna analiza toksycznych relacji rodzinnych.
Adrian Gray to typowy patriarcha – surowy, nieprzystępny, obojętny wobec swoich dzieci. Jego dorosłe potomstwo, każde na swój sposób uwikłane w osobiste porażki i niepowodzenia, darzy go mieszanką niechęci, żalu i skrywanego gniewu. I to właśnie wigilijna noc staje się dla jednego z nich momentem kulminacyjnym, a morderstwo – rozwiązaniem nawarstwiających się problemów. Jednak Meredith nie poprzestaje na przedstawieniu samego aktu zbrodni. Z niezwykłą precyzją śledzi kroki mordercy, jego wewnętrzne rozterki i próby manipulacji, które prowadzą do zaskakujących konsekwencji.
To, co wyróżnia „Portret mordercy”, to jej niekonwencjonalne podejście do gatunku. Meredith wciąga nas w psychologiczną grę, pozwalając z bliska obserwować decyzje mordercy, a jednocześnie ukazuje, jak różni członkowie rodziny - w tym zięć zmarłego, prowadzący nieoficjalne śledztwo – próbują zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w tę feralną noc. Autorka świetnie buduje napięcie, nie potrzebując do tego skomplikowanych zwrotów akcji. Atmosfera jest gęsta, pełna napięcia, a zima, śnieg i mroczna wigilijna noc stanowią idealne tło dla tej kameralnej, a jednocześnie przejmującej historii.
Owszem, fani klasycznych kryminałów, którzy liczą na splątane tropy i dramatyczne plot twisty, mogą poczuć się nieco zawiedzeni. Meredith nie gra z nami w grę „zgadnij, kto zabił”, ponieważ odpowiedź jest jasna od początku. Ale zamiast tego skupia się na moralnych i emocjonalnych konsekwencjach zbrodni, zadając pytanie: jak daleko człowiek może się posunąć, by osiągnąć swoje cele, i czy zbrodnia może być w jakikolwiek sposób usprawiedliwiona? A to jest nie mniej intrygujące i wyśmienite!
Książka osiąga swoje apogeum w epilogu, który nadaje całej opowieści nowego wymiaru. Choć dla niektórych akcja może wydawać się zbyt powolna, to właśnie ten finał rekompensuje wszelkie niedociągnięcia, zostawiając nas z uczuciem satysfakcji i refleksji.
„Portret mordercy” to kryminał inny niż wszystkie – bardziej kameralny, psychologiczny i skupiony na ludzkich słabościach niż na samym śledztwie. To idealna propozycja na zimowe wieczory dla tych, którzy cenią wciągające historie z bogatym tłem psychologicznym i nastrojową scenerią. Serdecznie Wam go polecam! 🔥
Dziękuję za zaufanie i egzemplarz do recenzji od @zysk_wydawnictwo (współpraca reklamowa) 🩷.