Stephen King to król amerykańskiej literatury. Uwielbiany przez rzesze, czytany przez miliony jest niekwestionowanym mistrzem horroru. Każdy z nas zetknął się chyba z którąś z jego książek (co nie jest trudne bo napisał ich naprawdę dużo), lub filmem na ich podstawie. Zielona Mila, Christine, Lśnienie, Misery, Sklepik z marzeniami to obowiązkowa lektura dla każdego fana powieści grozy. Kinga uwielbiam czytać już od paru lat, fascynuje mnie i przeraża jednocześnie ogrom wyobraźni jaką ten człowiek posiada. Każda pozycja jest inna, przewija się przez nie mnóstwo bohaterów. Co zadziwiające wydaje się, jakoby pisarzowi nie brakło inspiracji bo niemalże co roku wychodzi jakaś nowa książka spod jego czarodziejskiego pióra. Dlatego gdy w bibliotece zauważyłam "nową" ( w Ameryce była wydana w 1987) powieść Kinga bez namysłu postanowiłam ją pochłonąć w domu, co też uczyniłam (oczywiście literacko, nie jadłam jej :).
Akcja toczy się w królestwie Delain gdzie podstarzały już władca Roland zostaje otruty przez swojego doradcę i czarnoksiężnika w jednej osobie- Flagga. Oczywiście jak to u autora bywa, cała sytuacja się mocno komplikuje, gdyż o zbrodnie zostaje oskarżony najstarszy z synów nieboszczyka Peter. Ma to na celu wyeliminowanie go z walki o tron, gdyż zły czarodziej upatrzył sobie już na to miejsce młodszego z rodu Thomasa którym będzie mógł manipulować tak, aby w całym królestwie doszło do rozlewu krwi. Czemu to robi? Nie z chęci objęcia tronu, uzyskania bogactw czy poślubienia jakieś przepięknej panny. On po prostu lubi patrzeć jak ludzie wzajemnie się mordują, nienawiść zbiera liczne i krwawe plony. A że przy tym zabił już nie jednego władcę i jego rodzinę? Kto by się tym przejmował! (King zrobił z Flagga niemalże nieśmiertelnego, dowiadujemy się, że ten powraca co kilkanaście lat do krainy w różnych przebraniach by oddawać się swoim uciechom). Wracając jednak do książki- gdy Peter zostaje uwięziony na szczycie Iglicy, jego młodszy (i mniej polotny) brat zostaje władcą. Zaczynają się lata jego panowania, które charakteryzują się wysokimi podatkami i katami przemierzającymi ulice w poszukiwaniu ofiar. Wydawałoby się, że zły czarnoksiężnik znów zwyciężył, jednak nie należy zapominać, że w więzieniu przebywa wciąż młody i pragnący zemsty potomek Rolanda. Autor raczy nas opisami jego egzystencji w komnatach gdzie jest obiektem szykan strażników. Tak naprawdę 90% książki opisuje jego walkę o przetrwanie, obmyślenie i realizowanie planu ucieczki. Bo oczywiście nasz bohater dość szybko dochodzi do tego w jaki sposób może uciec z Iglicy. Niestety wiąże się to z ogromem pracy jaka go czeka i czasem jaki potrzebuje na ten cel. King na szczęście dość prężnie streścił te lata i dosłownie na kilkunastu kartkach opisał tak naprawdę ostateczną rozgrywkę między bohaterami.
Niestety obawiałam się takiego rozwinięcia książki już po paru rozdziałach. Autorzy bardzo często poświęcają dużo miejsca rozwinięciu jakiegoś wątku, aby go następnie skończyć na paru stronach. Nie przepadam za czymś takim, zwłaszcza, że w Oczach Smoka fabuła jest dość prostolinijna i nie zaskakuje kompletnie niczym. Mnie zaintrygował jedynie sposób w jaki Peter chciał się wydostać z wieży, reszta powieści jest schematyczna, postacie choć wzbudzają naszą sympatię są tak naprawdę dość nijakie. Idealny brat kontra jego ciapowaty młodszy braciszek który ulega wpływom Flagga, plus wierni przyjaciele Petera którzy nawet po kilku latach jego niewoli są w stanie poświęcić dla niego swoje życie. Brzmi jakoś znajomo prawda? Niestety mimo, że książkę czyta się dość miło i przyjemnie jestem nią zawiedziona. Myślałam, że kto jak kto, ale King akurat umie zaskoczyć czytelnika czymś niezwykłym. Niestety, w tej pozycji totalnie mi tego zabrakło. Po lekturze Oczy Smoka nie wiem czy jest sens w sięganiu po inne tego typu książki pana Stephana...