Dzień dobry serdeczne! Dziś przychodzę do Was z kolejną powieścią, która wyszła spod pióra Ewy Popławskiej, która skradła moje serce, i zabrała mnie do niezwykle trudnych, ale i ciekawych czasów powojennego Gdańska, gdzie umiejscowiła akcję swej powieści. Żałuje tylko, że nie znam pierwszej części, bo okazuje się, że "Wielkie iluzje" są kontynuacją powieści "Bezdroża", myślę jednak, że pomimo tego można czytać tę historię osobno, ale początkowo można odczuwać pewnego rodzaju zagubienie, które z czasem na szczęście mija.
Nie będę ponownie streszczać fabuły, bo sam opis książki już naprawdę bardzo wiele zdradza, i nie chciałabym Wam zepsuć tego, co jeszcze nie zostało w tym opisie odkryte, a wierzcie mi na słowo, jeszcze kilka niespodzianek i ogromnych wzruszeń tu na Was czeka.
Ewa Popławska stworzyła historię, która wciąga i intryguje od pierwszych stron. Dałam się porwać tej historii, choć w pewnym momencie, odniosłam wrażenie, że jednak trochę za dużo nieszczęść autorka chciała zrzucić na głównych bohaterów (tu właśnie pojawiało się to wspomniane wyżej zagubienie i wychodziła nieznajomość pierwszej części) - ale jest to moje subiektywne zdanie, bo w ostatecznym rozrachunku wszystkie wątki połączyły się w spójną i klarowną całość, a obraz, który wyłonił się na koniec, dobitnie pokazał, jakie to były trudne czasy dla każdego, choć dla każdego miały one inny wymiar.
Autorka świetnie przekazuje emocje, które towarzyszom wszystkim postaciom pokazując przy tym samym, jak trudno czasami jest osiągnąć porozumienie w najbardziej oczywistych sprawach. Pokazuje, że ci, którzy opowiadają się za tym, że są naszymi przyjaciółmi, tak naprawdę czekają tylko na moment, w którym poślizgnie się nam noga i wtedy zobaczymy ich prawdziwą twarz, a pomoc może przyjść z najmniej oczekiwanej strony, tak jak było w przypadku Aleksandra Sorokina.
Akcja toczy się ciekawie i momentami naprawdę może zaskoczyć. Skonstruowana jest z wielką starannością, oddająca realia, w jakich przyszło żyć ludziom, nie sposób się tutaj nudzić. Nie ma przynudzających opisów, a i istotne dla sprawy szczegóły poznajemy w miarę rozwoju wydarzeń.
Autorka świetnie oddała powojenny klimat i stan ducha społeczeństwa, które musiało podnieść się z powojennej pożogi. Doskonale uwypukliła to, z czym każdy musiał się zmierzyć, pogodzić ze stratą, zacząć wszystko od nowa. Świetnie została ukazana mentalność ludzi w przypadkach gdzie "nowi" jawią się jako zagrożenie, a zarazem obiekt niezdrowej ciekawości, gdzie po upragnione stanowisko idzie się po przysłowiowych trupach, gdzie trzeba poświęcić to co dla nas najważniejsze i najcenniejsze, by ochronić innych.
Różnorodne charaktery przeplatają się na kartach tej powieści, mnóstwo tu różnorodnych emocji, uczuć, wydarzeń, w których miłość przeplata się z nienawiścią, strach napędza odwagę, a smutek i radość towarzyszą bohaterom w życiowych zmaganiach na każdym kroku.
Postacie są barwne obdarzone autentycznymi emocjami, nietrudno jest zrozumieć ich motywy, wywołują całą gamę odczuć. Każdy jest tutaj ważny, obok żadnej z postaci nie można przejść obojętnie, każda z nich wnosi do tej historii naprawdę wiele.
Emocje towarzyszą czytelnikowi od początku, a im dalej brnie się w lekturę, robi się coraz ciekawiej. Bardzo mi się podobała ta historia, choć tak jak wspomniałam wyżej bohaterowie dostali solidnie po głowach od losu, i nie zawsze mogłam zrozumieć ich (wydawałoby się) pochopne i czasami naprawdę dziwne decyzje.
Książkę czyta się bardzo fajnie, ale zdecydowanie muszę poznać "Bezdroża" by mieć pełny obraz historii, którą poznałam teraz.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. To powieść, która zabierze was w trudne czasy powojennej Polski, pokaże jak rodzinne zobowiązania, trudne relacje, pochopne decyzje i nierozwiązane konflikty mogą zaważyć na losach wielu osób.