Carlo Montero to hiszpańska pisarka. Skończyła studia prawnicze, chociaż jej największą pasją zawsze było pisanie. Ma na swoim koncie dwie powieści – „Szmaragdową Tablicę” i wydaną w 2013 roku przez Rebis „Wiedeńską grę”.
Izabela to młoda, zjawisko piękna dziewczyna, której los nie rozpieszczał. Jej ojciec zginął na morzu, matka zmarła jakiś czas później. Narzeczony porzucił ją przed ołtarzem. Na szczęście przygarnęła ją zamożna ciotka, księżna Aleksandra. Izabela tworzysz jej do Paryża, gdzie ktoś próbuje ją okraść. Uratował ją Richard, którego oczarowała piękna dziewczyna. Okazało się, że jest przyjacielem jej ciotki i ma spędzić w jej domu święta. Gdy docierają na miejsce Izabela poznaje nie tylko śmietankę towarzyską, ale też swoją nową rodzinę. Od razu wpada jej w oko syn ciotki, Lars. On również zakochuje się w pięknej dziewczynie, ale o jej względy musi walczyć z Richardem i innymi wielbicielami. Izabela jednak zamiast zajmować się potencjalnymi ukochanymi, odkrywa tajemnicze zgromadzenie, które znajduje się pod samym nosem rodziny. W tajemnym pokoju odbywają się dziwne rytuały. Dziewczyna zaczyna się nimi interesować, choć nie czuje się bezpiecznie. Ma rację – ktoś przyłapuje ją na obserwacjach spotkań, zostaje zgwałcona, pojmana, pobita… Z pomocą przychodzi jej brat Larsa, co zupełnie zaskakuje kobietę. Wokół zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a wśród nich morderstwa.
Język powieści jest interesujący. Zdania są świetnie zbudowana, często bardzo długie, ale logiczne. Wielki plus należy się za interpunkcję – dawno nie czytałam tekstu tak dobrze opatrzonego przecinkami. Było za to kilka wpadek korektorskich, głównie literówki, ale liczę na to, że wydarzyło się to jedynie w moim egzemplarzu, który był promocyjny, jeszcze przed premierą książki. Na szczęście nie było tego dużo, a już zupełnie nie były to poważne błędy, które zburzyły moje czytanie.
Powieść jest ciekawie skonstruowana. Mamy tu dwóch narratorów – Izabelę i Karola, którzy piszą dzienniki skierowane w swej treści do Larsa. Pierwszoosobowa narracja w dwóch płciach jest dobrym zabiegiem – każde z nich widzi co innego, dlatego nawet ich wspólne wspomnienia przedstawione są inaczej. Izabela to młoda kobieta, która po szczerej rozmowie z Karlem zmienia się jednak jej opowieść. Staje się nieco bardziej bezwzględna i zimna.
Minusem jest tylko to, że na początku obie narracje było wyraźnie od siebie odłączone graficznym znakiem. Potem jednak to zanikło i obie były oddzielone tylko przerwą, bez znaku. Nie zawsze to było jasne, kto zaczyna swoją opowieść.
Tak naprawdę historia miłosna miała być nieco w tle, jednak to ona jest najbardziej pasjonująca w całej powieści. Autorka starała się wrzucić kochanków w trudną sytuację związaną z sektą wyznawców hinduskiej bogini Kali, jednak nieco skomplikowała ten temat. Nie bardzo mogłam zrozumieć skąd zainteresowanie boginią, całość była nieco zbyt skomplikowana, przynajmniej na początku. Dopiero później dotarło do mnie, że kult jest tylko tłem dla chęci panowania nad światem.
Postać Izabeli nie zachwycił mnie – początkowo nawet nudziła. Potem okazała się bezwzględną kobietą, która wykorzystuje mężczyzn do własnych celów. Była z niej jednak dobra aktorka, za co należy ją pochwalić. Nie oznacza to jednak, że była to źle skonstruowana postać – wręcz przeciwnie! Po prostu nie jest to kobieta, z którą bym się zaprzyjaźniła.
Cała historia podobała mi się. Była dobrze napisana, przemyślenia, niczego nie było za dużo. Wątek kryminalny był ciekawy, miłosno-erotyczny fascynujący. Wszystko było wyważone w odpowiedni sposób.
Komu polecam? Tym, którzy szukają czegoś na jesiennie wieczory. To powieść, która na pewno pochłonie was i nie pozwoli odłożyć książki przed jej zakończeniem. Tło historyczne nie jest zbyt mocno rozwinięte, chociaż i tyle wystarczy, by zrozumieć sytuację społeczno-polityczną Austro-Węgier. Jeśli szukacie kryminału z zapleczem pełnym intryg, nie tylko związanych z morderstwami, to się nie zawiedziecie.