W swoim gabinecie odnaleziona zostaje zamordowana premier Norwegii Birgitte Volter. Nikt nie słyszał strzału, nikt nic nie widział. Ale to dopiero początek wyjątkowo trudnego śledztwa w którym pytania mnożą się z każdą chwilą, a kolejne teorie trafiają do kosza na śmieci.
Śledztwo ciągnie się wyjątkowo ślamazarnie – brak świadków i wyraźnych śladów, a jedyny solidny trop to parę zaginionych, niepowiązanych ze sobą przedmiotów: szal premier, puzderko na leki i karta wstępu do rządowego budynku. Poza tym zarówno policja, służba bezpieczeństwa, jak i prasa spekulują wokół kilku wątków. Czy premier zabili neonaziści? Czy jej śmierć na związek z działaniami komisji badającej przypadki śmierci niemowląt z 1965 roku? Czy sprawa ma wymiar międzynarodowy i jest jakoś powiązana z katastrofą lotniczą? A może to dzieło pojedynczego szaleńca? Albo morderstwo jest wynikiem splotu miłosnych intryg, zdrad i romansów? Nad sprawą zaczyna krążyć duch szwedzkiego premiera Olofa Palmego. Jednak żadna z tych teorii nie wydaje się prawdopodobna, a za każdym razem, gdy pojawiają się nowe dowody i policja myśli, że wpadła na jakiś trop, okazuje się on ślepą uliczką.
Choć „W jaskini lwa” należy do serii o Hanne Wilhelmsen, to sama Hanne stanowi tu raczej drugoplanową postać – przebywa na urlopie w Stanach Zjednoczonych, skąd wraca na krótko, by pokręcić się wokół śledztwa, nie może jednak oficjalnie brać w nim udziału. Nie stara się też na siłę wpychać do pracy kolegów, choć oczywiście ma swoje teorie. Trudno mi powiedzieć, jaką postacią jest „na co dzień”, gdyż nie czytałam żadnej innej książki z cyklu; w tej jednak nie wydała mi się szczególnie interesująca. Lepiej sprawują się inne postaci – w pierwszej kolejności mowa tu o Billym T., policjancie-olbrzymie, który nigdzie się nie mieści ze swoimi długaśnymi nogami. Na dodatek wygląda, jakby znajdował się po złej stronie kajdanek, bo z ogoloną na łyso głową i odwróconym krzyżem w uchu prezentuje się jak neonazista. Temperament też na porywczy, gdyż najwyraźniej wierzy, że zniecierpliwiony wrzask to najskuteczniejsza metoda przesłuchania. Za to dla dzieci okazuje się świetnym ojcem i wujkiem, doskonale się nimi zajmując. Billy T. jest niewątpliwie ciekawą postacią.
Moje zainteresowanie wzbudziła także Liten Lettvik, dziennikarka tak bezkompromisowa, jak zupełnie o siebie niedbająca. Liten robi wrażenie typowej wścibskiej dziennikarski, która ma zamiar dokopać się do prawdy niezależnie od tego, komu tym zaszkodzi. Problem polega na tym, że Liten rzeczywiście nie przejmuje się niczym i nikim – jest tak zaślepiona chęcią wydobycia na wierzch prawdy że zapomina, że ta często ma więcej niż jedno oblicze. A sama w imię tejże prawdy oszukuje, kradnie i kłamie. I nie słucha, co ludzie naprawdę chcą jej powiedzieć. Dlatego ostatecznie Liten krzywdzi najbardziej tych, którym powinna pomagać. W ogóle mam wrażenie, że mediom w tej książce się obrywa – choćby w scenie, w której Hanne zauważa, jak szybko prasa zmienia zdanie, zapominając pod jakimi teoriami podpisywała się jeszcze w poprzednim tygodniu.
Warto zaznaczyć, że akcja powieści toczy się w 1997 roku, a więc w czasie, gdy sama Anne Holt sprawowała funkcję minister sprawiedliwości Norwegii. Dodatkowo w pisaniu pomagała jej Berit Reiss-Andersen, również prawnik i polityk. Z tego względu można wierzyć, że autorka, opisując najwyższe kręgi władzy Norwegii opierała się na własnych doświadczeniach. Choć nie odniosłam wrażenia, żeby w książce polityka bardzo dominowała czy była nużąca. Mam wrażenie, że elementy polityczne a obyczajowe zostały w miarę zrównoważone, choć z przewagą dla tych drugich. Jeśli chodzi o aferę z umierającymi niemowlętami, to aż mam wrażenie, że została z politycznego punktu widzenia potraktowana po macoszemu i szybko streszczona pod koniec, choć całość na pewno można by szerzej rozpisać. Autorka bardziej skupiła się na osobistej tragedii bohaterów. Podobnie z wątkiem neonazistów, który rozpoczął się bardzo obiecująco, pod koniec się rozmywając.
„W jaskini lwa” rozbudza na początku apetyt na naprawdę wielką historię i pod koniec czułam się jednak troszeczkę rozczarowana, że nie poświęcono aferom i spiskom więcej miejsca. Mimo wszystko kryminał mocno miesza się tu z powieścią obyczajową. Choć niewątpliwie dużym plusem jest zakończenie – czytelnikowi ciężko będzie wcześniej rozplątać kłębek prowadzących donikąd wątków oraz odgadnąć jak i dlaczego zginęła pani premier.