Piąty tom Koła czasu Pana Jordana, Ognie niebios, okazał się tak szczegółowym i obszernym dziełem, że przeczytanie go zajęło mi naprawdę dużo czasu. Pierwsza część, była moim zdaniem bardziej młodzieżowa, ale sięgając po kolejne zaczęłam zmieniać zdaniem gdy doszłam do tomu piątego tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu.
Jeśli ktoś nie czytał Oka świata, przypominam, ze cała seria opowiada o młodych chłopcach, którzy zamieszkują spokojną wieś Pole Emonda. Pewnego dnia do miejscowości przybywa Moraine kobieta, która jest członkinią potężnego zakonu Aes Sedai. Moraine ostrzega społeczność przed najgorszym z możliwych scenariuszy, czyli powolnym przebudzeniem Czarnego, który gdy tylko dojdzie do władzy, zapanuje nad całym światem, wprowadzając do niego mrok. Kobieta jest przekonana, że jeden z chłopców ze wsi jest Smokiem Odrodzonym, który może pokonać siły zła i ocalić świat.
Dochodząc do części piątej, poznając legendarny świat koła, magię saidaru oraz saidinu, wspaniałych bohaterów, oraz bezsprzecznie najlepsze opisy fabuły cieszę się niezwykle, że ten cykl ma aż 14 tomów oraz jeden prequel. Czarny jest dla mnie postacią zagadkową, ale najciekawszą w całej powieści. Antyteza stwórcy, uwieziony przez niego podczas stworzenia świata, powoduje, że jestem niezwykle ciekawa ostatniej bitwy Tarmon Gai’Don, która ma uratować magię i życie.
Ognie niebios, to już kolejna część cyklu, która zachwyca spiskami, wartką akcją, zwrotami akcji i oczywiście dalszym rozwojem społecznym i psychologicznym postaci. Smokowi odrodzonemu udaje się zgromadzić wokół siebie Aielów, co ma pomóc w wygranej. Niestety to nie koniec problemów, Rand, czuje się odpowiedzialny za swoich przyjaciół i musi niebawem wyruszyć w podróż, aby chronić tych, na których mu zależy. Przyznam, że moim zdaniem do tej pory jest to najlepsza i najbardziej naszpikowana opisami część całej sagi. Być może czytelnikowi wyda się mniej dynamiczna, ale wierzcie mi, to nie umniejsza całej książce. W Ogniach niebios coraz większą rolę odgrywają Przeklęci, oraz ich matactwa, znajdziecie tutaj także magiczne pojedynki, zdradę, tajemnice, oraz wędrówki po snach, które moim zdaniem są najciekawsze. Powieść skupia się bardziej na losach Randa, ale nie zabraknie także Nynaeve i Elayne, oraz Siuan, Min, Mata i Egwene.
Jako kobieta doceniam rozwinięcie wątków kobiecych. Może to się wydawać nudne, ale w końcu doczekałam się uczłowieczenia Nynaeve. W poprzednich częściach była to postać tak sucha, że ciężko mi się na jej temat czytało. W części piątej w końcu dostaje ona ludzką twarz. Powieść Pana Jordana porównywana jest do serii Pana Tolkiena, wydawało mi się, że obie są niezwykle bliskie, ale trzeba przyznać, że Pan Jordan, bije na głowę pod względem szczegółów w opisach twórcę Śródziemia. Nie zmienia to faktu, że obie powieści jak do tej pory są dla mnie, osoby, która nie znosi powieści fantasy rewelacyjne.
Bardzo lubię długie serie. Koło czasu pod tym względem jest niezwykle rozbudowane, sprawia to, że przyjemność czytania trwa dłużej i cieszę się, że jest to aż 14 tomów. Część szósta przede mną mam nadzieje, że opisy również mnie nie zawiodą. Przygoda się rozkręca, a wędrówki z Randem i jego przyjaciółmi z całą pewnością umila mi zbliżające się jesienne wieczory.