emocje są najważniejsze dla mnie w książce - nie każda potrafi je wzbudzić po tylu latach doświadczania popkultury, jednak to fabuła je wywołuje.
mimo wszystko to chyba książka, nad którą myślałam najdłużej, po przeczytaniu Nasz ostatni dzień i More Happy Than Not. Raczej szczęśliwy niż nie
minęło już trochę czasu od kiedy czytałam, a kiedy piszę te opinie (pisaną zresztą na raty), więc pewne rzeczy mogłam przemyśleć i uporządkować w głowie, a pewne emocje opadły
moje uczucia wobec tej książki można pewnie podzielić na trzy części; żeby je poprzeć, posłużę się aktualizacjami (które z reguły są bardzo chaotyczne, stanowiąc jedynie pewne luźne myśli czy drogowskazy, pomocne przy pisaniu opinii):
pierwsza: żałoba.
16-19% "na początku myślałam, że nie poczuje tego, co przy dwóch poprzednich książkach
może to kwestia tego, że co pięć minut muszę przerywać czytanie; nie wiem jednak co innego czytać
nie miałam w życiu swojego Theo, wieczny singiel, nikogo nie składałam do grobu
jednak scena pogrzebu uświadomiła mi, że może wydaje się na pierwszy rzut, że ta książka nie będzie mi tak bliska - ale to błąd."
"czuje, że główny bohater czuje ból, cierpienie, którym z nikim nie może się podzielić; nie z rodziną, nie z chłopakiem swojego byłego, a tym bardziej ze światem, który ruszył naprzód, chociaż dla niego się zatrzymał
chyba go rozumiem
życie znowu wyrywa mnie z czytania, chce się schować pod koc i liczyć sekundy oszukując się, że może wróci."
"mam ochotę ryczeć, zamknąć się w pokoju, opłakiwać - Theo, ją, a potem już każdego, kogo straciłam, kto zostawił mnie samą"
powiem szczerze - nie mam pojęcia, czy to dobra książka, aby czytać ją w żałobie; nie potrafię tego stwierdzić, mimo że trafiła w samotny moment mojego życia. chociaż nadal jestem w trochę dwuznacznych, zmieszanych emocjach wobec tej książki, więc może stąd wynika moja niemożność oceny.
ale tak samo jak Raczej szczęśliwy niż nie, nie sądzę, aby to była dobra książka na samotny moment życia (ale czy istnieje taka?); w pewnym wieku godzisz się z tym, że ludzie przychodzą i odchodzą (nieraz bez słowa) z twojego życia. ale jest różnica między pogodzeniem się z sytuacją, poddaniem walki, a emocjami, które wiążą się z nagłą samotnością; gdy chcesz się czymś podzielić, a ta osoba nie odczyta twoich wiadomości, zablokowała cię, dała jasno do zrozumienia - nie chcę cię w moim życiu.
teraz, po przeczytaniu, zastanawiam się, czy to czuł Griffin - poczucie, że ktoś się od ciebie oddala, nie chce w swoim życiu, wybiera inną drogę od ciebie - nawet gdy to poczucie nie jest prawdą, jedynie wrażeniem, że tak jest.
ludzie odchodzą z naszego życia, czasem na zawsze, chociaż wciąż żyją; nie tylko śmierć oznacza wieczność. niektóre straty są łatwiejsze niż inne, czas pozwala je wyleczyć. są te łagodniejsze, subtelne, a inne wypalają za sobą ziemię, rozrywając; jedne są nagłe i gwałtowne, a inne - przewidywalne, chociaż zwykle nie chcemy tego przyznać, trzymając się ich uparcie, do samego końca. nie każda relacja jest na zawsze i na wieczność.
a jak powiedzieć komuś "słuchaj, X ze mną nie gada", "ej, Y mnie zablokowałx"; jak to przyznać? porażka na polu towarzyskim? zerwanie? jak wyrazić swoją tęsknotę, swój ból, którego nikt nie pojmie?
druga: bliskość
bliskość to coś, co towarzyszyło najmocniej mi przy czytaniu dwóch poprzednich książek i wobec czego miałam największe obawy - że ponownie dam radę to poczuć - przy czytaniu tej książki. i tutaj chyba najdłużej zajęło mi, aby to uczucie "załapać".
52% - "nie czuję takiej więzi jak przy poprzednich książkach; nie czuje "tego" czegoś, może dlatego, że nie mam z kim dzielić bólu jak może to robić Griffin i Jackson"
"najwyraźniej jestem tylko kumplem" - to zdanie padło z ust Wade'a w pewnym momencie.
poczułam to.
"chciałbym mieć przyjaciela w życiu"- to pewne zdanie, które usłyszałam trzy lata temu. od kogoś, kto obecnie mnie usunął ze swojego życia, ale wtedy - jak mi się zdawało - był mi bliski. pojęłam to jako sugestię - nie jesteś mi na tyle bliska, bym nazwał cię przyjacielem. a to budzi pytania, budzi emocje - kim jestem? czy jestem wystarczający? czy jestem po prostu zapychaczem, zabawką, trzecim wyborem nie do pary... czy to czuł Wade? że nie jest wystarczający?
61.0% "Wade też jest samotny. czy nie stało się to, czego się bał - z trio został sam? jego cierpienie jest inne, przeżywa je inaczej, ale czy to znaczy, że trzeba go zostawić?
...
bogowie
dotarło do mnie, że nie czuję bliskości do Theo, Griffina czy Jacksona. czuję bliskość do Wade'a, tak bardzo, że to wręcz bolesne."
bądźmy szczerzy - tria są ciężkie. trzy osoby, każda inna, a relacje i emocje są bardziej skomplikowane niż w udziale dwóch osób; może się zdarzyć, że jakaś osoba będzie się czuła odsunięta od reszty. albo będzie pewne rzeczy robić inaczej.
hej Wade, rozumiem cię. poczucie bycia piątym kołem u wozu? poczucia, że jakby mnie nie było, to świat toczyłby się dalej? dokładnie. poczucie, że nie jest się niczyim pierwszym wyborem.
trzecia: zagubienie
przy okazji innej książki (Tamte dni, tamte noce) napisałam, że nie mogę - wręcz nie mam prawa - oceniać cudzej namiętności. i to tutaj pozostaje w mocy.
83% "ostatnie 10 procent nawet było ciekawe, ale dostaję zgagi czytając.. just
what
czy mogę polubić jedną postać w tej książce. jedną."
emocje opadły trochę. minęło trochę czasu od kiedy przeczytałam tę książkę, przetrawiłam pewne emocje i sytuacje z niej.
nadal jestem zagubiona przez wszelkie namiętności w tej książce. mogłabym mówić, czy były warte, aby być w książce czy nie, ale - namiętność nie wybiera. zarazem pewne relacje sprawiły, że jak skończyłam tę książkę, to nie wiedziałam co myśleć.
teraz jednak, już jakiś czas późnej, dociera do mnie, że młodość rządzi się innymi prawami, psychologicznymi i biologicznymi, nie możemy oczekiwać od bohaterów, aby zachowywali się jak ludzie po 40 roku życia, gdy są młodzi, niepewni, pełni emocji.
mimo wszystko to książka pełna życia, a przede wszystkim - emocji i prób poradzenia sobie z nimi, zagubienia w nagle tak cichym i pustym świecie; pogodzenia obrazu osoby, jaki my sobie wykreowaliśmy, a tym, jakim była dla innych. połączenia tych - zdaje się dwóch odrębnych osób - w jedną. a nie ma tej osoby, aby zadać pytanie, aby zrozumieć.
to też historia o nieukojonym żalu, rozważaniu szans i decyzji; jednak musimy pamiętać o jednym - przeszłości nie da się zmienić, ale można walczyć o to, aby przyszłość była jak najlepsza. życia nie cofniemy jak nagrania, jak kasety, nie kupimy czasu ("no amount of money ever bought a second of time"), a nasi bliscy kiedyś odejdą - w taki czy inny sposób. więc może warto wyciągać jak najwięcej z czasu, jaki mamy.
Theo był zafascynowany wieloświatami, multiwersum (też jestem; pewnie byłby zachwycony, widząc Multiwersum Szaleństwa), możliwościami - nieprzeżytymi życiami, równoległymi nami, podejmującymi inne decyzje; pewnie każdy miał chociaż raz moment "co by było gdyby" i zastanawiał się, jak wygląda w innym uniwersum - czy w ogóle istnieje? jednak żal za tym, co się nie udało, nie pchnie nas naprzód, nie pozwoli nam wyjść z żałoby.
to łączy książki Adama Silvery - poczucie, że trzeba zacząć żyć, bo może skończyć się czas.
nadal czuć lekkie pióro Silvery - czytało się naprawdę dobrze; nie łatwo jest wykreować postać z zaburzeniami, która będzie naturalna w tym, a nie brzmiąca jak wyjęta z podręcznika ICD-10. zarazem udało mu się utrzymać stałość w zachowaniu bohatera, nie narzucając, nie przedkładając zaburzenia nad fabułę. po raz kolejny udowadnia, że nie potrzebuje armii postaci, aby historia pozostała fascynująca, ale i zaskakująca.
inne historie Adama Silviery były dla mnie lepsze i nie budziły tyle... niepewności co ta. z trzech książek - najsłabsza, co nie oznacza, że była zła. na pewno nie żałuje przeczytania - na pewno jest tego warta i pewnie będę do niej wracać. do ulubionych jednak pewnie nie trafi.