Wszystko przez okładkę. Dwa zdjęcia, przedzielone tytułem. Na górze widzimy parę zakochanych, na dole panoramę robotniczego miasta. Para zakochanych – prawdopodobnie z klasy proletariackiej, ubrana w stroje z epoki dwudziestolecia międzywojennego. W pierwszym momencie pomyślałem o Nim – Adolf Dymsza. Taki sam sznyt, to samo spojrzenie. Czyli urok amanta. Ona – elegantka jak się patrzy. Również urokliwa. Oboje zapatrzeni w siebie.
I właśnie ten cały piękny miraż z dawnych lat przykuł moją uwagę. Miłość w strojach międzywojennej Polski. Bez żadnego wahania zamówiłem powieść z taką miłą dla oka okładką. Nie patrząc na resztę. Ani na Autora, ani na Wydawnictwo. Ani na … opis powieści. To już raczej pora przedstawić. Andrzej H. Wojaczek „Wrzeciono Boga. Wdowi grosz”.
Od razu założyłem że rzecz powieści dzieje się w naszej ojczyźnie. Twarz „Adolfa Dymszy”, nie wiem jak, skąd – lecz powiedziała mi że mam przyjemność z Polakiem. Opis na czwartej, który przeczytałem dopiero po rozpakowaniu paczki, potwierdził przypuszczenia.
Rzecz dzieje się na Śląsku. Głównym bohaterem jest Teofil Kłosek ( to mój „Adolf Dymsza”?), weteran powstań śląskich, zaprawiony w boju ułan i zasłużony działacz niepodległościowy. Z opisu – jednak trzeba czytać opisy – wynika że z Teofilem Kłoskiem Czytelnik mógł się spotkać już w innej powieści Wojaczka. Tytuł tej powieści – „Kłosy”. Dziwny zbieg okoliczności między tytułem a nazwiskiem głównego bohatera …
Czy można przeczytać drugą część „Wrzeciona” bez znajomości pierwszego tomu? Tak, można. Główny bohater jest ten sam, już wspomniany Teofil Kłosek. Z tym że w „Kłosach” ma lat kilkanaście, a w „Wdowim grosie” jest dorosłym człowiekiem. I z tego co się zorientowałem – ma niewiele wspólnego z tym młodszym „ja”. Wyciągnąłem ten wniosek z kilku recenzji czytelników, którzy umieścili swe opinie na nakanapie.pl. Zatem można przeczytać „Wdowi grosz” bez znajomości pierwszego tomu. No, chyba że pięciu Czytelników razem wziętych nie ma racji. Ale nie sądzę.
Teofil Kłosek, woźny, zajmuje się drobnymi naprawami, karmi świnie. Czuje się mały i bezużyteczny. W pewnym momencie zdecyduje się na wyznanie. Przykre to słowo, ale wydaje się że prawdziwe aż do bólu.
"-Spójrz, kim się stałem. Stróżem, służącym, popychadłem. Świniopasem! Tak na mnie wołają w szkole, wiedziałaś ? Z jakim przystajesz takim się stajesz. Stałem się świnią, Klaro. Parszywą taplającą się w gnoju świnią”
Klara to żona Teofila, czuje się zaniedbana, w dodatku jest zazdrosna o Ewę, znajomą Teosia z dawnych lat. Teofil jest pogubiony między dwoma kobietami. W pewnym momencie bohaterowi powieści wydaje się że ma pewne zobowiązania wobec Ewy. I to gubi Teofila. Tak to już czasami bywa. Można być bohaterem zrywu niepodległościowego, a jednocześnie nie potrafić ułożyć życia uczuciowego. Taka schizofrenia mężczyzny.
Drugim wątkiem jest walka o tożsamość Śląska. Jak wiemy z lekcji historii Śląsk przeżył trzy powstania, jeden plebiscyt. Sytuacja tego regionu zatem była inna niż Macierzy, to jest Rzeczpospolitej Polskiej. Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, lecz Kłosek, i jak Ewa biorą czynny udział w uświadamianiu Ślązaków o ich prawdziwym pochodzeniu. Ewa jest aktorką, prowadzi teatr, na deskach którego wystawiane są niepodległościowe przedstawienia. Gdzieś przeczytałem że ten teatr naprawdę istniał.
Powieść czytałem swoim normalnym rytmem czyli pięćdziesiąt stron dziennie, ale coś muszę wam powiedzieć. Serce z plecaka się wyrywało, aby przeczytać ciutkę więcej. Taka to powieść. Wciągająca, przenikliwa, patriotyczna w tym dobrym znaczeniu słowa. Inaczej mówiąc nie jest ksenofobiczna, raczej dająca do wyboru. W opisie ominąłem wątek obcego czyli gorola, tu jedynie wspomnę że takich goroli czyli obcych, innych jest w powieści dwóch. A Autor staje po ich stronie. Tłumaczy ich zachowanie, podaje rękę.
Czyta się „Wdowi grosz” bardzo szybko. Bez postoju na kupno wody mineralnej, tą powinno się zakupić przed rozpoczęciem czytania. Bo wciąga to czytanie, jak odkurzacz śmieci. Broń Boże, „Wdowi grosz” to nie kit. Raczej umiarkowany hit. I niech tak już zostanie.