Niechętnie muszę przyznać, że książka mnie nie urzekła. Dodam, że choć szczerze się starałam, nie doszłam nawet do 3/4 niezbyt grubej książki, więc możliwe, że moja recenzja będzie nierzetelna, bo końcówka tak naprawdę zwala z krzesła. Ale opieram się na większej części lektury, więc jednak coś o niej wiem. Zacznijmy od początku, co mnie irytowało w Dziecku Salem.
Przede wszystkim, za dużo wątków. Nie chce wysuwać pochopnych wniosków, ale odniosłam wrażenie, że autor sam się w nich pogubił. Trudne sytuację były wrzucane na siłę, aby tylko jak najbardziej wydłużyć tekst.
Nie obyło się też bez pewnych błędów logicznych. Chyba nie tylko ja się zastanawiam, jak czteroletnie dziecko mogło stracić swojego kochającego ojca... osiem lat temu. Ten świat naprawdę jest magiczny, ale, litości, nie przesadzajmy.
Przez pierwsze kilkadziesiąt stron książki, główna bohaterka dzielnie zmagała się z czarnym charakterem, który był tak potężnym wrogiem, że z niewielkim trudem został pokonany w połowie książki. Hip hip hurra, czas na świętowanie i w sumie to byłby już koniec historii, ale niestety tak krótka książka nie za bardzo opłacałaby się jej autorowi, więc postanowił nieco zaszaleć.
Na czym miało polegać, to wyżej wspomniane przeze mnie szaleństwo? To, że już nie taki hardy "niegodziwy potwór", wrócił ze spuszczoną głową i ze łzami w oczach, prosząc, o drugą szansę, przepraszając, że nie docenił młodej dziewczyny oraz jej przyjaciółmi i tłumaczył, że to tak naprawdę nie jego wina, tylko tysiąckroć gorszego "niegodziwego potwora".
W porządku, niech będzie, może i da się to jeszcze w miarę ładnie poukładać. Możliwe, że Eleonora, główna bohaterka jest odrobinę naiwna, gdyż zaufała "bezdusznemu idiocie" za ładne oczy i dlatego, że uprzejmie poprosił. Ale dobrze, błądzić jest rzeczą ludzką. Co prawda, pokonany wróg mógł przyczynić się do utraty rodziców Eleonory, lecz gorączkowo temu zaprzecza, a dziewczyna mu z łatwością zaufała, ponieważ... ponieważ jest miła, jasne?
Oczywiście, musiała go jeszcze wielokrotnie ratować i poświęcać się dla niego, czego już nawet nie będę komentować. Uznałam po prostu, że dziewczyna ma specyficzny sposób bycia, który muszę zaakceptować, aby dalej przejść przez tą książkę. Jednak, jak już wspominałam we wstępie, nie udało mi się przejść przez tą książkę i nie mogę powiedzieć, abym tego żałowała.
Podsumowując, Dziecko Salem to lektura dla wytrwałych, do których nie należę. Może ktoś znajdzie w tej książce przyjemną rozrywkę, jeśli przymknie oko na pewne denerwujące nieścisłości.