Czy możliwe jest napisanie powieści z dreszczykiem kierowanej do młodych czytelników? Oczywiście, że tak. Choć debiutancką powieść Artura Chmiela otrzymałam do recenzji nieodpłatnie, z całą stanowczością polecam tę książkę tak dorosłym, jak i nastoletnim molikom książkowym.
Jest początek lat 90-tych ubiegłego stulecia. Polska rzeczywistość uległa gwałtownym przemianom zarówno na scenie politycznej, ustrojowej, jak i społecznej. Bohaterowie powieści – Jerzyk i Hipcio, którzy właśnie otrzymali promocję do klasy czwartej szkoły podstawowej – nie do końca zdają sobie sprawę z radykalnych zmian. Ich życie toczy się własnym torem i obfituje w rodzinne dramaty, przy których rzeczone przemiany bledną. Ojciec Jerzego zginął tragicznie przed rokiem, a chłopiec ciężko znosi żałobę. Wszystkie obowiązki spadły na matkę, wychowującą prócz niego kilkuletnią Milkę. Hipcio pochodzi z rodziny dotkniętej chorobą alkoholową i eskalującą przemocą ze strony ojca. Najlepiej wiedzie się ich koleżance z kamienicy, Sarnie, chodź i jej rodzina pozostaje niekompletna. Ojciec Sarny porzucił jej matkę i troje dzieci dla innej kobiety. Nieodzownym wsparciem dla rodzin jest wiekowa, samotna sąsiadka, która chętnie pomaga w opiece nad najmłodszymi. Dziewięciolatkowie pozostawieni są samym sobie w czasie, gdy ich matki pracują zawodowo – także w wakacje. Duża ilość wolnego czasu i daleko posunięta, wymuszona przez los samodzielność dzieci, sprzyja wymyślaniu rozmaitych zabaw. Jedna z nich, stanowiąca esencję fabuły, przeradza się w prawdziwy thriller.
Pierwsze rozdziały książki nie zwiastują jeszcze dynamicznego rozwoju akcji. To raczej nieśpieszne wprowadzenie, pozwalające czytelnikowi poznać poszczególnych bohaterów, ich sytuację rodzinną, zainteresowania, słabości i emocjonalność. Akcja zawiązuje się w momencie, gdy podczas wizyty na grobie ojca Jerzyka umiejscowionym w obrębie ewangelickiego cmentarza Sarna dostrzega strzałkę z tajemniczym słowem. Początkowo zagadka idzie w zapomnienie, lecz lektura książki u babci Frani naprowadza Jerzego na trop. Od tego momentu rówieśnicy coraz częściej, w tym pod osłoną nocy, odwiedzają cmentarz, chcąc rozwikłać zagadkę. Kolejne wskazówki prowadzą – niczym po sznurku – do tajemniczej historii zakrawającej na lokalne podanie, opisującej wpływ sił demonicznych na świat oraz wskazującej sposób zapobieżenia apokalipsie. Tym, co ostatecznie przekonuje bohaterów do podjęcia się karkołomnej misji, jest obietnica spełnienia jednego życzenia dla każdej osoby, która przyczyni się do uratowania świata. Każde z dzieci marzy tylko o jednym – o pełnej, szczęśliwej rodzinie. Dla tej najwyższej wartości gotowe są poświęcić wiele.
Narracja prowadzona jest w sposób swobodny; brak tu niepotrzebnych wtrętów czy zbędnych monologów, a każdy dialog, opis miejsca lub osoby znajduje swoje uzasadnienie. Autor pisze niezwykle plastycznym językiem, dzięki czemu trudno oderwać się od lektury, zaś poszczególne sceny jawią się przed oczyma czytelnika niczym kadry z filmu. Narracja jest dojrzała, choć nie stoi to w opozycji do dziecięcego wieku bohaterów, z którymi z resztą szybko nawiązujemy nić sympatii i głębokiego współczucia. Sam sposób konceptualizacji wątku kryminalnego stoi również na wysokim poziomie. Do ostatnich kart kołaczą się w nas wątpliwości, czy za wydarzeniami stoją siły nadprzyrodzone, czy też nie. Zakończenie nie przesądza jednoznacznie tych kwestii, pozostawiając czytelnika z mnóstwem pytań.
Powieść ma charakter wielopłaszczyznowy. Czytana dosłownie będzie świetną lekturą dla młodszych czytelników jako opis wakacyjnych przygód ich rówieśników. Zaglądając w drugie dno, otrzymujemy głęboką analizę psychologiczną i socjologiczną losu ludzi żyjących w dobie przemian ustrojowych oraz przeciwności, z którymi na co dzień zmuszeni byli się borykać. Zaglądamy do przepełnionych pustką i bólem domów matek samotnie wychowujących dzieci – żony alkoholika, wdowy, rozwódki z trojgiem pociech. Jest to opowieść o przemijaniu, o niesprawiedliwości losu; o tym, że minione dobre czasy nigdy już nie wrócą. Ta socjologiczna warstwa książki naprawdę mnie poruszyła, świadcząc o głębokiej empatii pisarza oraz umiejętności obserwowania świata takim, jaki jest, oczyma wielu ludzi. Z całą pewnością nie jest to książka lekka i przyjemna, jeśli skupić się na tych właśnie wątkach. Dla młodych czytelników stanowi to mocny walor edukacyjny. W dobie mediów społecznościowych jesteśmy bombardowani uśmiechem i kultem bezstresowego życia. Autor, przywołując historię sprzed trzydziestu laty, doskonale opisując nawet drobne szczegóły życia epoki (jak choćby papierowe karty biblioteczne) edukuje, że możliwe jest życie bez internetu. Stara się również uwrażliwić najmłodszych na rozmaite problemy życiowe, z którymi boryka się współczesna młodzież. Jest to opowieść o przyjaźni, ale i rówieśniczych prześladowaniach. Dorośli nie są tu przedstawieni na zasadzie czarno-białej dychotomii; ich charaktery nakreślono w sposób niezwykle dojrzały i pełny.
Od książki naprawdę trudno się oderwać. Pochłonęłam ją jednym tchem. We wczesnej młodości uwielbiałam powieści Joanny Chmielewskiej i jej dziecięcych bohaterów, ale z całą świadomością przyznaję, że debiut Artura Chmiela po prostu je przerasta. Powieść z całą odpowiedzialnością polecam, dziękując jednocześnie Wydawnictwu Planeta Czytelnika za zaufanie i udostępnienie egzemplarza do recenzji. Ostatnie sowie lato stanie na półce na honorowym miejscu.
Oczywiście mam kilka drobnych uwag, lecz bardziej chodzi o redakcję niż zawartość merytoryczną. Pojawiające się często zwroty, że coś „pisze” (zamiast „jest napisane”) oraz „ubierać” (zamiast „ubierać się w”) raziły mnie mocno, choć być może stanowiły celowy zabieg.
Po konsultacji z Wydawcą wiem już, że wspomniane wyżej błędy językowe są celowe, dla podkreślenia błędów powszechnych w mowie potocznej.