Lubię czytać biografie ludzi, którzy potrafią mnie zainspirować. I nie chodzi tu wcale o karierę czy osiągnięcia, ale ich podejście do życia. Podziwiam tych, którzy podejmują działania na rzecz innych i są wierni ideom takim jak wolność i równość. I choć zazwyczaj nie sięgam po biografie osób, o których istnieniu nie miałam pojęcia, cieszę się, że zrobiłam wyjątek dla historii Megan Rapinoe, utytułowanej amerykańskiej piłkarki i aktywistki walczącej o prawa kobiet i społeczności LGBT. A ta zaskoczyła mnie nie tylko odwagą, ale również bardzo dojrzałym i mądrym podejściem do spraw nierówności na tle rasowym i płciowym, które poruszała i w imię których była skłonna nawet zaryzykować karierę. Co ważne, mimo że nie zabierała głosu z myślą o konsekwencjach, to jednak w pełni świadomie, z odpowiedzialnością i przekonaniem, bo zawsze najpierw odpowiadała sobie na trzy pytania:” (a) Czy wierzę w to, co mówię? (b) Czy jestem pewna, że to, co mówię, to prawda? I (c) Czy koniecznie trzeba to powiedzieć? Jeśli odpowiedzi są twierdzące, nad niczym więcej nie muszę się zastanawiać.” I chyba to zrobiło na mnie największe wrażenie.
Megan Rapinoe wychowywała się w wielodzietnej rodzinie, miała to szczęście, że rodzice od początku wspierali ją, jak i resztę rodzeństwa w realizacji marzeń. Poświęcili bardzo dużo, by ona i jej siostra bliźniaczka mogły grać w piłkę. Myślę, że to miało duże znaczenie, oczywiście obok talentu i ciężkiej pracy, że jej kariera nabrała rozpędu. Wg mnie jednak to silny charakter i charyzma pchały ją do przodu. Bez tego nie osiągnęłaby tak wiele i nie miałaby odwagi później mówić głośno o ważnych społecznych sprawach, kiedy inni milczeli. Myślę, że dla Megan Rapinoe ważnym przełomem był coming out, kiedy mogła wreszcie pokazać innym, że można, że da się być wiernym sobie, nie wstydzić się tym, kim się jest. Uwierzyła, że może wszystko, że warto zawalczyć. Ale też otworzyła oczy na problemy społeczności LGBT. Pragnęła zainspirować te osoby do wyjścia z szafy. Myślę, że jej biografia może mieć taki wydźwięk, ma szansę zainspirować. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że piłka nożna to świat mężczyzn i osiągnięcia kobiet są umniejszane, a te słabo wynagradzane i niedoceniane. Być może to jedynie walka z wiatrakami, że Megan Rapinoe cały czas próbuje przebić się przez ten mur niezrozumienia i obojętności, a może jednak nie, bo robi to w wielkim stylu, bo osiąga sukcesy wraz z drużyną, a to może jednak otworzyć furtkę. Wreszcie jej zaangażowanie w walkę z rasizmem zasługuje chyba na największy podziw, bo właściwie poświęciła karierę. Zaprotestowała, kiedy inni nie mięli odwagi. Rozumiała, że jako osoba publiczna powinna coś zrobić, nie chciała chować głowy w piasek, wierzyła, ze ma szansę poruszyć do działania innych. Zgadzam się z nią, że nawet jeden głos może wiele zmienić, jeśli zabrzmi dobitnie i pewnie.
„Jedno życie” to książka, którą pochłania się w jeden wieczór. A na pewno ja tak miałam. Megan Rapinoe jest niezwykle charyzmatyczną postacią i to się czuje w każdym zdaniu. Ma łatwość w wypowiadaniu się zarówno na temat spraw ważnych, dotyczących ogółu, ale też potrafi opowiedzieć szczerze o sobie, bez zadęcia, ale też fałszywej skromności. Jej historia może zainspirować wielu ludzi do konkretnych działania, do odważnego wyrażenia siebie i swoich poglądów, do powiedzenia dość homofobii, rasizmowi czy seksizmowi, a przynajmniej ja w to wierzę. Dopóki piłka w grze, wszystko się może zdarzyć...