Co jesteśmy w stanie zrobić, do czego się posunąć, by w godzinie śmierci zaznać odkupienia? W jakie rejony własnej przeszłości się cofnąć, jakich ludzi odnaleźć, do jakich win się przyznać, jakie sekrety ujawnić…? June Han, główna bohaterka powieści „Kiedy ulegnę” autorstwa koreańskiego pisarza Chang-Rae Lee, będzie musiała skonfrontować się z tymi pytaniami. Kobieta wie, że jej walka z rakiem jest z góry skazana na niepowodzenie. Zdając sobie sprawę z nieubłaganego upływu czasu, wpędza w ruch machinę, która przyniesie nieprawdopodobne konsekwencje – nie tylko oddziałujące na jej życie, ale także na osoby kiedyś jej biskie, a także całkiem nieznane.
Bohaterów tej niezwykłej książki jest wielu – autor zagina czasoprzestrzeń, mieszając wątki, czas i chronologię wydarzeń. Mała June, która w koreańskiej wojnie traci rodziców i rodzeństwo, kilka stron dalej jest zniedołężniałą kobietą, cierpiącą na nieuleczalnego raka żołądka. Hectora Brennana, towarzyszącego jej w poszukiwaniu syna, odnajdujemy wkrótce w jego własnych wspomnieniach z czasów, gdy znalazł umierającą June i doprowadził ją do sierocińca, gdzie spędzili wiele czasu. Śliczna Sylvie Tanner, żona amerykańskiego misjonarza, pojawia się w murach sierocińca, by za chwilę stać się dorastającą dziewczynką, a nieco później kobietą, która już odeszła. Mnogość scenerii, wydarzeń i retrospekcji wcale jednak nie zaciemnia fabuły. Książka skonstruowana jest w sposób, który bardzo lubię – poznajemy życiorysy różnych ludzi, pełne luk, które stopniowo się zapełniają. Mamy okazję najpierw poznać zachowanie różnych osób, a dopiero później zrozumieć, dlaczego działają tak, a nie inaczej. Jesteśmy obok każdego z bohaterów, niemal namacalnie, bardzo blisko. A jednocześnie z tych poskręcanych, powiązanych ze sobą historii, wyłania się jeden, silnie oddziałujący na wyobraźnię obraz wojny i spustoszenia, jakie konflikt zbrojny ze sobą niesie.
Każdy z bohaterów zostaje naznaczony wojną. Każdy coś traci, każdy zmienia się pod jej wpływem. Książka bywa brutalna i bazuje na naturalistycznych opisach. Wojna to bezmyślna przemoc, śmierć, krzywda i zadry, pozostające głęboko w sercu. To widok umierających z głodu dzieci, poturbowanych ciał żołnierzy, rozczłonkowanych zwłok. Chang-Rae Lee nie boi się prawdy, nie uładza jej. Przedstawia rzeczy takimi, jakimi były. Jakimi są. Dlatego stalowe nerwy są niezbędne, by przebrnąć przez niektóre strony. Dużo tu też aktów seksualnych, w najróżniejszych konfiguracjach. Bo nieszczęścia, uczucie pustki i beznadziei potęgują głód. Każdy radzi sobie z nim po swojemu…
Największym mankamentem w książce były dla mnie powtórzenia – zbyt częste używanie konstrukcji opartej na zdaniu współrzędnie złożonym wynikowym (spójnik „toteż”). Pojawiało się ono niemal na każdej stronie, i skoro tak natrętnie rzucało mi się w oczy, coś mus być na rzeczy. Poza tym nie mam większych uwag. Książka po prostu trafiła w mój czytelniczy gust, ale zdaję sobie sprawę, że ze względu na jej niejednorodność i drastyczną tematykę wojenną, nie każdemu może się spodobać. Ach, i uwielbiam tę okładkę!
Książka „Kiedy ulegnę” nie była dla mnie łatwą lekturą. Niejednokrotnie wzdrygałam się, dochodząc do pewnych opisów. W innych momentach wzruszałam się, cierpiałam razem z bohaterami, ale też śmiałam się i wierzyłam, że zaznają spokoju. Upragnionego odkupienia. Czy im się udało? Czy to w ogóle możliwe, zaznawszy w życiu tyle bestialstwa, bólu i strat? Zachęcam do samodzielnych poszukiwań odpowiedzi na te pytania :)