Dobra, tak dla jasności: „Pięć pustych tronów”, to drugi tom trylogii „Więzień Oswobodzony”, a zatem, jeśli nie czytaliście pierwszej części, a macie taki zamiar, odpuście sobie niniejszy tekst. Spokojnie, nie ucieknie, jak nadrobicie zaległości, w każdej chwili możecie tu wrócić. Ok, skoro wszystko już jasne, to zaczynamy...
Drugi tom „Więźnia Oswobodzonego” zaczyna się od spotkania z Czarodziejem, który od dawna nie żyje. Po swojej fizycznej śmierci jego dusza, jaźń czy jakkolwiek to nazwiemy, trafia do dziwnego miejsca zawieszonego między... światami? wymiarami? Coś takiego. W tym samym dziwnym miejscu jest również Merydara, którego poznaliśmy w pierwszym tomie "Kroniki Szarego Człowieka". Merydar, choć oficjalnie uchodzi za kapłana, tak naprawdę jest prastarą istotą równą Czarodziejowi. Pierwszy rozdział „Pięciu Pustych Tronów” jest bardzo tajemniczy, ale z drugiej strony co nieco nam wyjaśnia. A potem... Potem wraz z Merydarem wracamy do wciąż ogarniętego wojną Hildorien. Po ucieczce z Aren-Din, królowa Sarephia oraz jej towarzysze cały czas przemieszczają się. Dołącza do nich Merydar i wspólnie zmierzają do stolicy Cesarstwa Adragov, gdzie przebywa Winrael – dawny generał podbitej Sauty. Tymczasem Winrael po tym jak objął stanowisko arcygrafa, coraz pewniej odnajduje się w pałacowych intrygach i knowaniach. Jak się okazuje i tutaj, podobnie jak w armii, musi być świetnym strategiem, zwłaszcza, gdy za przeciwnika ma przedwieczną istotę, która sama siebie nazywa Więźniem Oswobodzonym. Problem w tym, że w arcygrafie stopniowo zachodzi wewnętrzna przemiana i wydaje się, że nie na lepsze. Czy polityka tak wpływa na Winraela czy może winny jest Więzień?
„Pięć Pustych Tronów”, przynosi nam kolejne znaki zapytania. To czas niepewności i wciąż wyraźnych napięć oraz upadków ostatnich władców krajów Hildorien. Gdy w Aren-Arii władzę przejmuje Kruk, a Cesarstwo Filiana traci Cesarza, dla mnie stało się jasne, że plan istoty, która sama siebie nazwała Więźniem Oswobodzonym, idzie według jego zamierzeń. Ale „Pięć Pustych Tronów” to - takie odniosłem wrażenie - również opowieść o poszukiwaniu siebie i o tym, że nie wszystkie podjęte decyzje są słuszne, a ich konsekwencje bywają bardzo bolesne, zwłaszcza dla osób postronnych. Przemek Duda, niczym George R.R. Martin, nie bierze jeńców i udowadnia, że w jego historii każdy może paść trupem, a granica między dobrem a złem jest równie cienka co ściany z karton-gipsu.
Po bardzo emocjonującym pierwszym tomie, w drugim te emocje nieco opadają. Mamy tu sporo scen pałacowych, w których toczy się wielka polityka, ze swoimi kłamstwami, grą pozorów, zawieraniem sojuszy i knowaniem przeciwko innym. Z drugiej strony Przemysław Duda puszcza kolejne oko do fanów Tolkiena, serwując im pełną przygód wędrówkę królowej Seraphii i jej towarzyszy. Ta wędrówka przypomniała mi wyprawę Drużyny Pierścienia. Ta ekspedycja ma szalenie istotną rolę w całej intrydze i może odmienić losy wielu ludzi i istot,
„Pięć Pustych Tronów” to magia, political fiction i epicka fantasy w najczystszym wydaniu. Przemysław Duda doskonale wie jaką historię chce nam opowiedzieć i jest w tym konsekwentny. Cykl „Kronika Szarego Człowieka” to wielowątkowa opowieść napisana z rozmachem, z całkiem sporą ilością bohaterów, których jednak Autor prowadzi pewnie, niczym doświadczony woźnica swoje konie.
Choć dynamika „Pięciu Pustych Tronów” trochę różni się od „Mieczy i słów”, to jednak tym, którym już wcześniej spodobała się opowieść o Hildorien, nie powinni czuć się zawiedzeni. Ja nie byłem i polecam Wam skusić się na tę przygodę.
© by MROCZNE STRONY | 2023-2024