Jak pogodzić się z powolnym umieraniem dziecka? Jak znaleźć siłę na to, by wspierać je w ostatnich dniach? Jak żyć po jego śmierci? Jak pogodzić się z losem i odnaleźć spokój? Już samo zadawanie podobnych pytań potrafi zranić do głębi kochających rodziców, którzy przecież pragną dla swoich dzieci długiego, szczęśliwego i pomyślnego życia, a nie strzykawek, kroplówek, operacji, chemioterapii, wstydu i łez. To wszystko, przepełnieni rodzicielką miłością, wzięliby na siebie – gdyby tylko było można. Niestety, tak nie jest i coraz częściej na poważne choroby zapadają młodzi ludzie i dzieci – często zbyt słabi na długą i wyczerpującą walkę…
Lutgard van Heuckelom była matką chorej na nowotwór mózgu Miriam. Przez cztery lata walczyła o życie córki i przyglądała się jak każda szansa na normalność ginie w starciu ze skomplikowaną chorobą. Patrzyła na powolną agonię córki, dla której wyśniła wspaniałe życie, która zmieniała jej własny świat, nadała mu nowych, niepowtarzalnych barw. „Dziękuję Ci, Miriam” to więc osobiste, głębokie i szczerze świadectwo matki próbującej poradzić sobie z bólem po stracie córki, szukającej siły do dalszego życia - już bez niej. Autorka szuka skutecznej metody na pozbycie się przygniatającego i zatruwającego jej życie bólu, szuka metody, która jednoznacznie ją od niego odetnie, sprawi, że będzie - może nie z radością, ale ze spokojem, bez łez i przykrych wspomnień - witać nowy dzień.
„Na ulicy jest cicho.
Nie mam odwagi wyglądać na zewnątrz.
Nie mam odwagi widzieć ludzi.
Boję się, że o coś zapytają.
Boję się, że coś będę musiała odpowiedzieć…” *
„Dziękuję Ci, Miriam” odwołuje się od roli cierpienia w życiu każdego człowieka, jego obecności i konieczności zaakceptowania. Kto się na nie nie zgodzi, stanie się zgorzkniały, otępiały, pełen nienawiści. Kto jednak odważy się jej przyjąć, ten zostanie umocniony wewnętrznie, obdarzony prawdziwą siłą. Żałoba to proces niezwykle indywidualny, ale myślę, że ta pozycja potrafiłaby tchnąć ziarenko optymizmu i wiary w lepsze czasu nawet w tych, najbardziej zrozpaczonych.
Ta króciutka książecka jest piękna nie tylko ze względu na wymowę, ale także ze względu na formę. Napisana prozą poetycką pomimo swej ekspresyjności - zdań krótkich, eliptycznych, urwanych - jest niezwykle pomyślana i zaplanowana. Każde zdanie ma tu niezwykłą wagę, każde po coś zastało zapisane, coś oznacza. Każde zapewne też pomagało oczyszczać się autorce z emocji, uzdrawiało ją z bólu i rozpaczy.
Wszystkich tych, którzy nie boją się czytać o smutku, cierpieniu i śmierci zachęcam do lektury „Dziękuję Ci, Miriam”. To niezwykłe studium metamorfozy kobiety, która po śmierci córki walczyła z samą sobą o spokój ducha i możliwość pogodzenia się z losem.