Książki opatrzone reklamowym sloganem, zachwalane, tłumaczone na wiele języków, nie zawsze dają czytelnikowi taką satysfakcję, jakiej by się spodziewał. Z Drzewem Migdałowym mogło być podobnie, bo zarówno okładka jak i tytuł przyciąga, dopracowanie pod względem graficznym, i zachęcające zdania umieszczone na skrzydełku książki, m.in. rekomendacja Katarzyny Drogi, redaktor naczelnej pisma Sens, Doroty Maj-Dunajko, redaktor naczelnej pisma Olivia, czy promujący tekst z pisma The Daily Star. Natomiast na okładce z tyłu przeczytamy: Znakomita powieść!, Setki tysięcy poruszonych czytelników na całym świecie. Po lekturze, na szczęście, nie zaneguję tych pochlebnych opinii, a wręcz przeciwnie, mogę podpisać się pod tymi słowami. Rzeczywiście, to mocno wzruszająca i napisana z dobrym konceptem powieść.
Żyjąc w świecie wolnym od wojen, mimo wielu trudności z jakimi boryka się nasz kraj, trudno zrozumieć do końca sytuację ludzi tkwiących w centrum zbrojnego konfliktu. Owszem, pojawia się niejednokrotnie współczucie, próba wyobrażenia sobie ogromu nieszczęść, z jakimi muszą się mocować inni, ale jest to tylko kropla w morzu bólu tysięcy ludzkich istnień. Dobra literatura faktu może w jakimś stopniu przybliżyć problem, natomiast historia sfabularyzowana pozwala bardziej wczuć się w sytuację poprzez śledzenie losów konkretnych bohaterów. W książce Michelle Cohen Corassanti szczególną uwagę zwrócimy na 12-letniego palestyńskiego chłopca Ahmada i jego rodzinę. Od pierwszych stron uderza cierpienie i zło, ukazane poprzez śmierć niewinnego dziecka, a później krok po kroku będziemy wzruszać się i przerażać na przemian warunkami w jakich przyszło żyć Palestyńczykom na okupowanej przez Izraelskie wojska ziemi. Konflikt arabsko-izraelski jest motywem przewodnim powieści i na jego tle będą przewijały się różne wątki. Priorytetowym jest problem etniczny, rysujący się najostrzej na delikatnej materii jaką jest miłość głównego bohatera do Żydówki. Na drodze do ich szczęścia piętrzą się przeszkody stawiane ręką nawet najbliższych osób. To będzie pociągało za sobą dokonywanie poważnych wyborów, często decydujących o dalszym życiu wielu osób. Ahmad nie raz będzie musiał wybierać, stawiać na szali swoje uczucia i powinność, rozum i serce. Decyzjom tym będą towarzyszyły silne emocje. Te z kolei będą budowały mocne napięcie, utrzymywane skrupulatnie aż do ostatniej strony książki.
Podczas lektury odnosi się wrażenie, że młody, niewinny chłopiec musi wziąć na swoje barki zbyt wiele, aby wyjść z doświadczenia wojny i przerażającej biedy, zdrowym na ciele i duchu. Wraz z rozwojem wydarzeń, śledząc jak ewoluuje jego postawa względem sytuacji w kraju, coraz mocniej uwypukli się jego osobowość, siła charakteru i mądrość. Mimo, że musi stawiać czoło nieludzkim warunkom życia i wyczerpującej pracy, nie daje się ponieść sile nienawiści i zła, panoszącego się wokół niego i wśród jego najbliższych. Stara się, idąc za głosem ojca, Baby, widzieć przede wszystkim człowieka, a dopiero później całą resztę, co niejednokrotnie będzie stawiało go w konflikcie, nawet z własną matką czy bratem Abbasem.
Można by zapytać, co jest tą ukrytą siłą napędową, motorem, pchającym go ku dobru i takim a nie innym wyborom. Skąd czerpie siłę do życia w nadziei wbrew nadziei. W miarę rozwoju kolejnych wydarzeń odpowiedzi te same się nasuwają i częstokroć przyprawiają o dreszcze. Jedno jest pewne -ta moc musiała mieć czyste i mocne źródło. Widać to wyraźnie wtedy, kiedy Ahmad stawiał czoło sytuacji utraty najbliższych, domu rodzinnego, trudowi pracy w rzeźni, gdzie w strasznych warunkach zarabiał na chleb, czy na budowie, gdzie za marne grosze stawiał domy dla żydowskich osadników, aby rodzinie żyło się lepiej. Kolejnym atutem chłopca jest nieprzeciętny talent matematyczny i wiedza, które to zagwarantowały mu miejsce na Uniwersytecie Hebrajskim po wygranym konkursie. Jest to wydarzenie kluczowe, ale i ono postawi Ahmeda przed masą wyborów, trudnych i pociągających za sobą nowe okoliczności. Czy to wyróżnienie stanie się dla niego szansą i da mu szczęście?
Trzeba przyznać także, że oprócz bardzo dobrej fabuły, autorka zadbała także o koloryt lokalny, aby można lepiej wczuć się w przeżywane wydarzenia oraz umiejscowić je w określonym czasie i miejscu. W rwący nurt fabuły wplata umiejętnie opisy obyczajów – choćby przedstawienie odbywającego się w wiosce wesela wraz z towarzyszącymi mu rytuałami, opisy modlitwy w meczecie, a także wspomina o tym, czym żywią się na co dzień Palestyńczycy. Można sobie więc wyobrazić posiłek złożony z ryżu i migdałów we wszelkich postaciach, falafel, słodką baklawę czy deser kanafi. Jest to taki mały antrakt, dający odpoczynek od mnogości przeżywanych wrażeń i piętrzących się obrazów. Oprócz tego, raz po raz, w narrację chłopca wkradają się wątki polityczne, np. wspomnienia szkolne dotyczące momentu historii Palestyny, kiedy nazywano ją przed 1947 r. Eref Yisrael a Arabów określano mianem Arabów z Ziemi Izraela. Pojawiają się też informacje o Organizacji Wyzwolenia Palestyny, i że za jej wpieranie groziła deportacja, śmierć lub więzienie. Mamy też znaczące daty 5. VI. 1948 - wtedy rozbrzmiały syreny obrony cywilnej i wyimki z wiadomości radiowych czy prasowych: wojska Jordanii wystrzeliwują pociski dalekiego zasięgu w stronę Tel Awiwu, natomiast egipskie siły powietrzne rozpoczęły kontratak. Natomiast syryjskie siły powietrzne rozpoczęły bombardowanie. I data 10. VI, 1948 – fikcyjny koniec wojny. Dalej dowiadujemy się, że Izrael włączył do swojego terytorium Wschodnią Jerozolimę, a na Zachodnim Brzegu i w strefie Gazy utworzył strefy okupacji wojskowej. I tak dalej, i tak dalej. Historia rodzinna snuje się w szybkim tempie wraz z historią polityczną i społeczną.
Nie można też nie wspomnieć o tytule książki. Muszę się przyznać, że mnie mocno zaintrygował i w dużej części dlatego zdecydowałam sie na lekturę. Oto jeszcze jedna wartość tej powieści, symbolika. Niektórzy zapewne nie zwrócą uwagi na znaczenie tytułu. Inni przeciwnie - będą szukać drugiego dna. Wśród wielu znaczeń migdał jest przede wszystkim symbolem tego co duchowe, ładu i równowagi wszechświata a przede wszystkim nowego życia. W ogóle drzewo jest symbolem odradzania się. Ahmad swoje drzewo wraz z bratem nazwał Szahid, co znaczy świadek. Dlaczego? Od najmłodszych lat chłopca to ono było jego towarzyszem podczas codziennych zabaw, świadkiem jego łez i radości. Wdrapując się na nie obserwował Moszawy, spółdzielnie rolnicze tworzone przez Syjonistów. To pod jego konarami rozłożył wraz z rodziną namiot po stracie domu, chronił się przed wrogiem. To ono zostało jedyne nienaruszone po ataku Izraelczyków, gdy inne drzewa zostały zniszczone. I w końcu pokazał je kobiecie swojego serca, aby razem z nią oglądać z góry okolicę. W trakcie lektury symbolika ta będzie się rozrastać i wiązać z różnymi sytuacjami, ludźmi. Na uwagę zasługuje fakt, że obok drzewa migdałowego rosły dwa inne – Oliwne po lewej stronie, nazwane Amal czyli nadzieja, oraz drugie, nazwane Salada, czyli szczęście. Oprócz tego motyw drzewa pojawia się jeszcze winnym momencie. Ahmad sadzi czternaście drzewek pomarańczowych na cześć ojca, co miało symbolizować czternaście lat jego pobytu w więzieniu na pustyni Negew.
Taka jest właśnie ta książka. Pełna emocji, barw, ludzi i zdarzeń. Fabuła nie zwalnia nawet na moment, napięcie umiejętnie stopniowane. Nie ma miejsc pustych i niepotrzebnych informacji. Corasanti nie przesadza z „upolitycznieniem” ani nie moralizuje. Nie oskarża też a jedynie pokazuje ogrom nieszczęść wynikających z konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Trzeba przyznać, że udało się autorce napisać manifest nadziei na zgodne życie Izraelczyków i Palestyńczyków - tak jak sobie założyła. Powieść ta jest jak tygiel – kultur, uczuć i wrażeń. Można odszukać coś dla siebie i spojrzeć inaczej na siebie, swoje życie i tych, co są obok nas. A tytułowe migdałowe drzewo będzie dla każdego zapewne miejscem osobnym, czymś takim bardzo osobistym i wyjątkowym.