Pod koniec kwietnia postanowiłam odświeżyć sobie jedną z moich ulubionych serii, czyli Akademię wampirów. Ostatecznie wyszło na to, że przeczytałam tylko pierwszą część [recenzja], a na drugą zabrakło mi i czasu i chęci. Ale pod koniec wakacji zawzięłam się i postanowiłam przeczytać W szponach mrozu. I tak się również stało.
''Ostatecznie reguły są po to, by je łamać.''
Druga część Akademii wampirów już od pierwszych stron wrzuca czytelnika w wir wydarzeń. Nie ma czasu na długie opisywanie sytuacji, w której aktualnie znajduje się główna bohaterka. Autorka wszystko zwięźle tłumaczy w prologu, nie marnując później czasu i miejsca w rozdziałach. Spodobało mi się to bardzo, bo i po co przez połowę książki przypominać czytelnikowi, co działo się w poprzednim tomie? Na dodatek zdążyłam już zapomnieć jak dobrze i szybko czyta się twórczość pani Mead. Nie wiem, co ma w sobie jej styl, ale prawda jest taka, że jej książki czyta się lekko, kompletnie nie zauważając mijającego czasu.
''Jak możesz nie wiedzieć gdzie jest serce? Tyle ich przecież złamałaś...''
Rose coraz bardziej zaczyna się zmieniać. Nie jest już tą samą impulsywną, buntowniczą nastolatką jak jeszcze w poprzedniej części. Owszem, nie wyzbyła się całkowicie tych cech, bo to właśnie w nich tkwi jej urok, ale widać, że stała się bardziej odpowiedzialna i rozsądniejsza (na tyle na ile to możliwe w jej wydaniu). Jak łatwo się domyślić to wszystko za sprawą Dymitra. To wpływ jaki wywiera na Rose sprawia, ze coraz bardziej się ona zmienia. Do samego Dymitra mam podejście czysto neutralne. Ani nie pałam do niego sympatią ani antypatią. Po prostu jest. Natomiast w tej części doszedł jeden z moich ulubionych (jeśli nie ulubiony) bohaterów z tej serii. Adrian. Mój kochany wiecznie arogancki i pewny siebie Adrian. Może i w W szponach mrozu nie odegrał znaczącej roli, ale w kolejnych częściach będzie go (na moje szczęście) o wiele więcej. Już nie mogę się doczekać!
''Pomyślałam, że nie można się zmusić do miłości. Albo jest, albo jej nie ma. Jeśli nie, trzeba umieć się do tego przyznać. A kiedy się kogoś kocha, należy robić wszystko, żeby ten ktoś był szczęśliwy.''
Wątek miłosny trwa dalej w najlepsze. Rose i Dymitr krążą wokół siebie, ale żadne z nich nie posiada wystarczająco dużo odwagi, by się zbliżyć do drugiego. Dodatkowo pojawiła się kolejna nowa przeszkoda, trzecia już. Pierwszą była oczywista różnica wiekowa, która to nie jest znowu taka straszna (mam tu na myśli Percy i Alexi'ego z Dziwnej i pięknej historii o Precy Parker, gdzie różnica wiekowa wynosiła, jeśli dobrze pamiętam, aż szesnaście lat). Drugą to, że Dymitr jest mentorem, nauczycielem Rose. A trzecia? Mianowicie pojawiła się jedna nowa kobieta, której to intencje względem Dymitra nie są czysto przyjacielskie. O tak, działo się. I wierzcie mi na słowo; nie chcielibyście mieć do czynienia z zazdrosną Rose. Zazdrosna Rose, równa się zgryźliwa i złośliwa Rose. Oraz, co najgorsze, z zazdrości Rose znowu zaczęła popełniać głupstwa i nieprzemyślane decyzje. A wiadomo do czego to prowadzi.
''Zazdrość sprawia, że wygadujemy najróżniejsze głupstwa.''
Książka pomimo swojej niewielkiej objętości i ogromu akcji nie wydaje się streszczeniem, wprost przeciwnie; autorka opisuje wszystko może i bez zbędnych szczegółów, ale za to treściwie i tak aby wszystko dobrze zrozumieć, w końcu nie jest to jakieś arcydzieło światowej literatury, z zwykła powieść młodzieżowa z domieszką fantastyki i romansu. Wiem, że sam główny wątek - wątek wampirzy - może się wielu osobą nie spodobać, ale naprawdę warto sięgnąć po tą serię, chociażby by odpocząć po bardziej wymagającej lekturze lub zrelaksować się po ciężkim dniu.
8/10