Młodzieżowe serie science-fiction bardzo często potrafią mnie zaskoczyć. Nie ukrywam, że poznawanie kolejnych, coraz to bardziej szalonych wizji dystopicznej przyszłości sprawia mi ogromną przyjemność (nieważne, jak dziwnie to zabrzmi). Choć najczęściej nie są to powieści wybitne i skomplikowane, potrafią pokazać prawdopodobne i przerażające scenariusze dotyczące naszej przyszłości, a także niejednokrotnie zmuszają do refleksji na temat tego, dokąd zmierzamy. Gdy tylko zobaczyłam opis pierwszej części trylogii ,,Nowa Ewa", ani przez chwilę się nie zastanawiałam, czy po nią sięgnąć. Zaintrygowała mnie jej niekonwencjonalność i nietypowy pomysł na fabułę. Cóż... ostatecznie była to przygoda dość specyficzna, lecz na swój sposób wciągająca.
,,Nowa Ewa. Początek" opowiada o świecie, gdzie od pięćdziesięciu lat nie urodziła się żadna dziewczyna. Pewnego razu pojawia się jednak nadzieja na odbudowanie ludzkości, są to narodziny Ewy - pierwszej od dawna kobiety. Jej matka zginęła przy porodzie, a ojca uznaje się za chorego psychicznie, dlatego już od urodzenia przygotowywana jest do tego, co ją w przyszłości czeka. Na jej barkach spoczywają bowiem losy całego świata. Gdy tylko Ewa skończy szesnaście lat, musi wybrać jednego z trzech mężczyzn, z którym będzie musiała odbudować cywilizację. Choć pozornie pogodziła się ze swoim losem, wszystko zmienia się, gdy tylko poznaje Brama, chłopaka, który wie o niej więcej, niż może się komukolwiek wydawać.
Pomysł na fabułę jest naprawdę dobry i byłam ciekawa, jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. Nie ukrywam, że wyobrażałam sobie niektóre kwestie trochę inaczej, jednak wykonanie i tak mnie usatysfakcjonowało. Zdarzały się momenty, gdzie wydawało mi się, że już to wszystko gdzieś widziałam (najprawdopodobniej w ,,Igrzyskach Śmierci", do których została ta książka porównana), jednak młodzieżowe science-fiction często wywołuje u mnie takie odczucia. Najbardziej podobała mi się pierwsza część książki, ta opisująca przeszłość głównych bohaterów i strukturę świata, w jakim przyszło im żyć. Najciekawsze wydawały mi się rozdziały z perspektywy Brama, który okazał się być dla mnie trochę bardziej rozbudowaną i ciekawszą postacią. O dziwo, ponieważ z początku sądziłam, że Ewa, będąca ostatnią nadzieją dla świata, zostanie stworzona i napisana w lepszy sposób.
Sam wątek romantyczny też nie wydawał mi się zbytnio interesujący. Wszystko działo się niezwykle szybko i nie chce mi się wierzyć, by tak wyglądało pierwsze zauroczenie nastolatków. Zwłaszcza, że przez tyle lat nie znali się osobiście, a na oczy widzieli się jedynie raz! Rozumiem, że takie sytuacje się zdarzają, jednak do mnie o wiele bardziej przemawiają spokojne, urocze wątki romantyczne, w których ta cała ,,miłość od pierwszego wejrzenia" jest wprowadzona dyskretnie, a nie aż tak nachalnie i nagle. Mimo wszystko, podobało mi się, że ,,Nowa Ewa" pokazuje, jak ważna dla człowieka jest wolność i swoboda wyboru. Jest to bowiem książka o poszukiwaniu własnego szczęścia i walce z ograniczeniami, nawet w najgorszych sytuacjach.
Reasumując, ,,Nowa Ewa". Początek nie jest książką złą, choć najlepszą też jej nie nazwę. Fabuła naprawdę mnie zaciekawiła i wydała się być interesująca, jednak niezbyt polubiłam się z bohaterami i dość ważnym wątkiem romantycznym. Momentami bywało odrobinę nijako, jednak nie sądzę, by była aż tak okropna. Prawdę mówiąc, całokształt przypadł do gustu i sądzę, że sięgnę po kolejne części trylogii. Ciekawi mnie, jak zakończą się losy Ewy i Brama w tej jakże trudnej dla nich sytuacji. Polecam dla fanów młodzieżowych dystopii.