Wiele o Dorianie Grayu już w swoim życiu słyszałam, dlatego też nie zastanawiałam się ani przez chwilę, gdy nadarzyła mi się okazja do przeczytania tej historii w przyciągającym oko wydaniu. Jednak ładna obwoluta nie musi od razu zwiastować równie dobrej treści, racja? Mimo to, Dorian Gray jest zadziwiająco ładny - dosłownie i w przenośni. Chociaż nie ukrywam, że tak prawdę mówiąc, fabuła sama w sobie wielkiego wrażenia na mnie niestety nie zrobiła. Nie jest to powieść, która pozostanie ze mną na dłużej, lecz wciąż nie uważam, by była zła. Wręcz przeciwnie - posiada wiele wartości i uniwersalnych wątków, ale jest niewątpliwie przereklamowana. No ale nie oszukujmy się. Który ze znanych i powszechnie znanych klasyków nie jest?
Historia opowiada o młodym i pięknym (jednak przy tym bardzo narcystycznym) Dorianie Grayu, pragnącym już na zawsze zachować swój wiek i urodę. Wszystko za sprawą pewnego mężczyzny, który postanawia przekazać młodzieńcowi swoją ideologię. Prowadzi to jednak do zawarcia istnego paktu z diabłem, bowiem malarz, tworzący tytułowy portret, przekazuje swojemu modelowi coś niezwykłego. Obraz okazuje się starzeć, pozostawiając właściciela wiecznie młodym. A zakochany w sobie Dorian z biegiem czasu dostrzega, że obraz potrafi dobitnie ukazać wszystkie popełnione przez niego grzechy, a także przedstawić biegnący czas. To też zmusza go do refleksji i prób stania się (przynajmniej w jego odczuciu) lepszym człowiekiem. Ale czy i to mu się uda?
Książka niestety swoim całokształtem nieszczególnie mnie poruszyła - tak prawdę mówiąc, nigdy nie byłam wielką fanką wiktoriańskich realiów i klimatów, nawet jeśli doceniam, że właśnie ten fragment historii swoją estetyką przyciąga wielu zwolenników. A chociaż zdecydowana większość "Portretu Doriana Graya" została napisana pięknym, plastycznym językiem, to z rozdziału na rozdział wszystko robiło się coraz bardziej nużące. Z biegiem czasu po mojej początkowej fascynacji nie było już tak naprawdę śladu. Poruszona tematyka (czyli rozważana na temat ludzkiej moralności oraz kultu dążenia do wiecznej młodości) okazała się niewątpliwie ciekawa, jednak sama historia raczej nie pozostanie ze mną na dłużej. Za plus uznaję postać ekscentrycznego i charyzmatycznego Henryka Wottona, a także jego - choć mimo wszystko nie zawsze moralnie poprawne - złote myśli. Nie zgadzałam się z wieloma głoszonymi przez niego hasłami, aczkolwiek nie zmieniło to faktu, że jego osoba dodała do historii wiele ciekawych spostrzeżeń i stała się dla bohatera naprawdę ważna w jego - nawet jeśli nie jest to raczej odpowiednie określenie - rozwoju.
A już tak na zakończenie: po nieocenzurowanej wersji spodziewałam się nieco większych kontrowersji. Ale może faktycznie niewielki wątek homoseksualny w tamtych czasach mógł aż tak tak znacząco wpłynąć na odbiór całości? Patrząc na biografię Oscara Wilde'a, zapewne faktycznie tak było. Co nie zmienia faktu, że pomimo wielu aktualnych rozważań i spostrzeżeń, niektóre z poruszonych tematów raczej ciężko jest przenieść na współczesne realia. Ale "Portret Doriana Graya" będę wspominać raczej pozytywnie. To bardzo wartościowa, ładnie napisana książka, która na pewno będzie w stanie zauroczyć jeszcze wiele następnych pokoleń.
http://popkulturkaosobista.blogspot.com/2021/09/piekno-w-brzydocie-czyli-portret.html