Czasami dochodzę do bardzo smutnej refleksji, że mrok – nam ludziom – będzie zawsze towarzyszył. Nawet jeśli jesteśmy dobrzy z charakteru, nasze poczynania są uczciwe i bezinteresowne, to prędzej czy później popełnimy jakiś błąd i zrobimy coś, co według naszej opinii będzie po prostu złe. Nie ma ludzi, którzy dosłownie zawsze są dobrzy. Są tylko tacy, którzy pracują nad sobą, naprawiają swoje błędy i starają się być najlepszymi możliwymi wersjami siebie. Ale nawet tacy ludzie nie unikną zła i mroku, ponieważ czai się ono w ciemnych uliczkach, kłamstwach, nieuczciwych decyzjach i innych ludziach. Czy nie ma żadnego wyzwolenia?
Kris miał w dzieciństwie przyjaciela – takiego prawdziwego. Mógł zawsze liczyć na jego wsparcie i pomoc. Spędzali razem mnóstwo czasu. Przeżywali niesamowite przygody i nie miało znaczenia, że działo się to tylko w ich wyobraźni. Byli nierozłączni i zawsze lojalni wobec siebie. Jednak słowo "zawsze" ma to do siebie, że zazwyczaj jest nieprawdziwe. Tak było właśnie w przypadku Krisa i Kuby. Teraz Kris ma czterdzieści lat i wiele problemów, z którymi nie wie, jak sobie poradzić. Lecz wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia dowiaduje się, że Kuba popełnił samobójstwo. Postanawia odwiedzić Kraków, w którym mieszkał jego były przyjaciel, i sprawdzić, co sprawiło, że mężczyzna podjął tak drastyczną decyzję. Czy przeszłość mogła dać znać o sobie po tylu latach? Czy powódź zalewająca Kraków jest czymś więcej niż tylko falą niszczycielskiej wody?
Kryminały czytam rzadko, mimo że bardzo lubię zagłębiać się w świat zbrodni i niewyjaśnionych tajemnic. Nie do końca jestem w stanie wyjaśnić, czemu nie sięgam zbyt często po ten gatunek. Chyba z czasem staje się monotonny, a długie przerwy pozwalają mi na odpoczęcie od tego typu historii i ponowne zagłębienie się z całą pasją w nich. Tym razem padło na "Powódź" Pawła Fleszara. Miałam dość duże oczekiwania co do tej książki i z ręką na sercu muszę przyznać, że wyjątkowo spodobała mi się.
Przede wszystkim przypadł mi do gustu pomysł. Mam wrażenie, że w tej chwili wielu pisarzy uderza w bardzo podobne tony i wykorzystuje niezmiennie te same pomysły. Z takim jak w "Powodzi" jeszcze się nie spotkałam. I mimo że nie jestem w stanie w słowach uchwycić, na czym dokładnie polega ta niekonwencjonalność, to bez wątpienia mocno odczuwam jej istnienie. Nie można tego nie docenić. Również rozpoczęcie poszczególnych rozdziałów zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Każda część rozpoczynała się kartką z kalendarza, a następnie pojawiały się artykuły z gazet oraz posty ze stron internetowych. W sposób intrygujący tworzyły to klamrę z całą historią.
Nie można też pominąć stylu autora. Naprawdę – idealnie wbił się w moje oczekiwania. Pisarz wykazuje się prostym i przyjemnym językiem, co pozwala bez oporów brnąć dalej w historię. Jeśli czytacie systematycznie moje recenzje, to wiecie, że jestem fanką kwiecistych i rozbudowanych stylów. Ale w tym przypadku to by po prostu nie pasowało. Prostota nie jest tym infantylnym językiem, który czasami się tworzy, by dobrze się czytało. To pewnego rodzaju kunszt odpowiednio dopracowanych opisów i dialogów, dzięki czemu wszystko jest wyważone.
Sama fabuła wciągnęła mnie i sprawiła, że przeczytałam powieść na dwa razy. Gdyby nie obowiązki, na pewno byłoby to jedno bardzo przyjemne posiedzenie przy książce. Powoli wyłaniające się fakty dotyczące samego Krisa i tajemnic związanych z samobójstwem Kuby w sposób logiczny i zaskakujący tworzą szybko płynącą historię. Choć odczuwam tu pewnego rodzaju niedosyt. Wydaje mi się, że pewne elementy można by bardziej rozbudować, tworząc jeszcze bardziej intrygującą opowieść. Jest wiele wątków podsycających ciekawość, ale niestety momentami potraktowanych po macoszemu.
Do bohaterów też mam mieszane odczucia, ponieważ byli oni wyraziści i od razu poczułam do nich sympatię, jednakże ich olbrzymi potencjał również nie został wykorzystany do końca. Mimo to ich uwielbiam. Kris jest dla mnie wyjątkowo ludzką osobą, ponieważ widać, że chce postępować dobrze i jest zdolny do wielkich czynów, ale momentami też ma sporo za uszami. Cenię takich bohaterów, ponieważ wiem, że taką osobę można spotkać w prawdziwym życiu. Jego towarzyszka – Marika – również z miejsca sprawiła, że ją polubiłam. Jej hart ducha, kreatywność oraz pewnego rodzaju beztroska w problemach prowadzą czytelnika przez kolejne strony z uśmiechem i oddaniem. Jednak ze wszystkich najbardziej polubiłam Kamila, który zarazem jest stereotypem informatyka, ale jest też jego antystereotypem. Wiem, że brzmi to dość komicznie, ale odnajduję w nim i takie, i takie cechy. Szanuję takich bohaterów.
Cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać "Powódź". Powieść okazała się nieszablonowa i pełna zaskakujących zwrotów akcji. Zwykle domyślam się głównych motywów bohaterów i szybko sama rozwiązuje tajemnice. Tym razem moje pomysły trafiły się średnio trafione i to chyba jest największa zaleta całej książki. Dlatego z wielką sympatią będę wspominać tę opowieść.