Pan Kieres przyzwyczaił mnie do swojego specyficznego stylu pełnego filozoficznych niedopowiedzeń.
Mówią, że to polski Sparks. Ja nie do końca się z tym zgadzam bo powieści Sparksa, którego zresztą uwielbiam, są inne. Aż tyle filozofii tam nie ma ;)))
Krótko: „Historia małżeńska” to w rzeczy samej historia małżeńska.
Małżeństwo z niemal trzydziestoletnim stażem poznajemy w chwili gdy odwożą na lotnisko swoją jedyną córkę, która wyjeżdża na zagraniczne studia. I wtedy zaczyna się dramat. Dwoje ludzi, którzy kiedyś byli dla siebie wszystkim co najważniejsze nagle zostają sami w pustym mieszkaniu i kompletnie nie wiedzą co z tym zrobić. Szczególnie żona nie wie. Za wszelką cenę unika sam na sam z własnym mężem, nie umie z nim rozmawiać, podważa wszystko co mówi, czepia się niemal każdego słowa, przeinacza, dopatruje się podtekstów i szuka podwójnego znaczenia we wszystkim co on mówi.
Były momenty, że miałam ochotę przywalić głównej bohaterce i w duchu przyznawałam medal za cierpliwość, opanowanie i spokój głównemu bohaterowi ;)
Oboje udają się na wycieczkę szlakiem wspomnień i w ten sposób poznajemy ich historię od dnia kiedy się poznali.
Przeplatające się wątki pokazują jak kształtowało się ich małżeństwo i jak ich przeszłość wpływała na ich związek teraz.
Malwina obarczona traumatycznymi przeżyciami ciągnie je za sobą, udając przez lata kogoś innego. Całe małżeństwo z jej strony opiera się na ukrywaniu własnej tajemnicy i nieumiejętności zaufania mężowi. Pada wiele przykrych słów, może nawet oskarżeń, a wszystko podlane sosem niewypowiadanych przez wiele lat pretensji. Ostatecznie historia zatacza koło. Dowiadujemy się wszystkiego, co bohaterowie ukrywali głęboko w sobie i jaki finał przygotowało dla nich życie.
Wiem, że powieści pana Kieresa jednym się podobają innym nie. Ja jestem w tej pierwszej grupie. Lubię gdy faceci mówią o uczuciach, gdy analizują, gdy się w tę sferę wgłębiają i nie mają problemów by o tym rozmawiać. To przecież nie odziera ich z męskości.
Przeczytałam wszystkie książki p. Tomasza i choć „Historia małżeńska” nie jest moją ulubioną to jednak szczerze ją polecam.
Pojawiły się głosy, że w tej książce jest zero akcji. Ano zero… Jak zresztą w każdej innej powieści tego autora. To nie ten typ powieści. Ja wiem, że takie filozofowanie może męczyć, przyznaję, że i mnie momentami męczyło, zwłaszcza gdy przez kilkanaście stron małżonkowie żonglują tytułami obejrzanych filmów i wspominają co im to dało, ale nadal ten autor mieści się w grupie moich zeszłorocznych książkowych odkryć. Dzięki niemu odkryłam Asking Aleksandria 😊
Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę p. Kieresa. Mam tylko nadzieję, że opisany przypadek nie jest udziałem samego autora i, że takie małżeństwa są jednak w bardzo małej mniejszości… Bo jak nie to strach się bać!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury każdemu czytającemu.