Nieczęsto zdarza mi się ostatnimi czasy, aby chwilę po zakończonej lekturze zabrać się do napisania recenzji. Zazwyczaj siadam do niej następnego dnia. Tym razem jednak nie mogłam się powstrzymać i chciałam od razu, na gorąco podzielić się swoimi wrażeniami. „Antolka” Magdaleny Kordel jest tą powieścią, która nie pozwoliła mi zabrać się za inne zajęcia. A wiecie dlaczego?…
Po pierwsze… przeczytałam wszystkie powieści autorki i zawsze z niecierpliwością czekam na każdą kolejną historię będąc pewną, że i tym razem się nie zawiodę.
Po drugie… uwielbiam lekkie pióro pani Magdy, jej poczucie humoru i optymistyczne podejście do życia. Trzeba zauważyć, że nawet w najtrudniejszych życiowych sytuacjach u bohaterów kreowanych przez Magdę Kordel „szklanka jest zawsze do połowy pełna”.
Po trzecie… jej bohaterowie to nieprzeciętne osobowości, chodzące oryginały, których nie sposób nie polubić. Są to postacie wyraziste, realistyczne i niebanalne. Warto poświęcić im swoje zainteresowanie.
Po czwarte… opowieści obfitują w zaskakujące wydarzenia, które ciekawią od samego początku aż do ostatniej strony. Niby wiemy, czego możemy się spodziewać, ale nie wszystko udaje się przewidzieć. Zwroty akcji sprawiają, że nigdy nie jesteśmy pewni, czy nasza wersja pokryje się z zamysłem autorki.
Po piąte… miejsce wydarzeń jest zawsze tak dobrane, że czujemy się tam jak we własnym domu. Czy to Malownicze, Miasteczko, czy teraz okolice Dukli, bądź Mazury za każdym razem mamy ochotę wsiąść w samochód, czy pociąg, by osobiście poczuć tę swojską atmosferę i niepowtarzalny klimat.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale wróćmy do „Antolki”…
Tytułowa bohaterka to żywiołowa dziewczyna, z temperamentem i wrodzoną zdolnością do pakowania się w kłopoty. Jej stosunki z matką nie są nawet poprawne, a ciągłe kłótnie i skrywany w duszy żal nie pozostawiają wyboru. Antolka postanawia skorzystać z wakacyjnego czasu i wyjechać gdzieś, gdzie będzie mogła odpocząć bez ciągłych pouczeń i życia pod dyktando. Wyjazd na Mazury sprowadza na bohaterkę nowe kłopoty, ale także krzyżuje jej ścieżki z Jankiem – tajemniczym chłopakiem o wyjątkowo dobrym sercu i mocno rozwiniętej empatii. Tam też poznaje Migleszową – przeuroczą staruszkę, która niczym dobra wróżka ma dla zagubionej dziewczyny wiele serdeczności. Spontaniczna decyzja o wspólnym wyjeździe z Jaśkiem w Beskid Niski sprawia, że wreszcie życie Antolki zaczyna nabierać nowego sensu, a przeszłość przestaje być tak ciemna, smutna i pozbawiona nadziei.
Przyznaję, że byłam bardzo ciekawa tej powieści, przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem i nie zawiodłam się. Historia zawiera w sobie wszystkie te elementy, na które zwróciłam uwagę na początku mojej recenzji. Muszę jednak powiedzieć, że na początku czegoś mi brakowało – jakby nieco inny klimat, może mniej wzruszeń. Trzeba też zauważyć, że jest to lektura skierowana przede wszystkim do nastolatków i młodych dorosłych. Z jednej strony porusza problemy charakterystyczne dla osiemnasto czy dziewiętnastolatków, ich naiwność, zauroczenia, pierwsze porywy serca. Z drugiej natomiast podejmuje tematy bardzo dorosłe – konflikty w rodzinie, samotność, odrzucenie, poszukiwanie celu i sensu życia. W trudnych momentach wzruszamy się, ale również śmiejemy, nawet przez łzy. Optymizmu i nadziei nie brakuje.
Powieść jest typowo letnią, ciepłą i słoneczną historią obyczajową, w której malownicze krajobrazy jezior, łąk i pól ustępują miejsca górskim ścieżynkom, leśnym polanom i urokliwym wzniesieniom. „Antolka” jest uniwersalna, idealna na każdy czas.
Polecam.