"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię..." (Rdz. I, I)
Nie, nie, to nie było tak! Na początku w głowie pewnego rosyjskiego pisarza zrodziła się wizja świata przyszłości - okrutnego i mrocznego, który stał się takim w wyniku ludzkiej głupoty. Życie na powierzchni ziemi stało się niemożliwe. Z powodu radioaktywnego promieniowania oraz palących promieni słonecznych, wyginęła flora i fauna, narodziły się natomiast nowe, zmutowane gatunki, zagrażające życiu każdego, kto się na nie natknął. Nieliczni, którzy przeżyli, skryli się w podziemiach moskiewskiego metra, największego bunkra na świecie. Tylko co to było za życie... Owa wizja przerodziła się w słowa zapisane na papierze. Tak powstały dwie powieści "Metro 2033" oraz "Metro 2034", a ich autorem jest Dmitry Glukhovsky. Historie stworzone przez tego człowieka nie odeszły w zapomnienie. Tak bardzo przypadły do gustu czytelnikom (oraz innym pisarzom) na całym świecie, że stworzono specjalny projekt o nazwie Uniwersum Metro 2033. Pisarze wielu narodowości postanowili napisać własne historie opisujące walkę ludzi o przetrwanie w świecie po apokalipsie. Wszystkie one mają jeden wspólny mianownik. Jaki? Zostały stworzone na kanwie powieści Glukhovsky'ego, osadzone w wykreowanym przez niego świecie "Metra 2033". Na całym świecie wydano do tej pory nieco ponad trzydzieści książek wchodzących w skład Uniwersum Metra 2033. Nasz rynek niestety pozostaje pod tym względem daleko w tyle, nad czym strasznie ubolewam. Wydano bowiem do tej pory zaledwie cztery (!) powieści tego cyklu - "Piter" Szymuna Wroczka, "Do światła" i "W mrok" Andrieja Diakowa oraz niedawno mające premierę "Korzenie niebios" Tullio Avoledo. I właśnie tego ostatniego tytułu będzie dotyczyła dzisiejsza recenzja.
Jednak zanim do tego przejdziemy, wpierw kilka słów o samym autorze. Ukończył studia prawnicze, obecnie pracuje w kancelarii banku. Żonaty, ojciec dwójki dzieci. Mimo natłoku codziennych zajęć, udaje mu się znaleźć czas na pisanie. Robi to najczęściej nocą słuchając ulubionej muzyki. Zadebiutował w 2003 roku powieścią "Książka telefoniczna z Atlantydy", dzięki której odniósł spektakularny sukces nie tylko u czytelników, ale i krytyków literackich. Avolledo otrzymał za nią nagrodę Forte Village Montblanc za najlepszy debiut tamtego roku. Od tamtej pory napisał jeszcze dziewięć innych powieści, z czego najnowszą są właśnie "Korzenie niebios".
"Nikt nie wie, jak wybuchła wojna. Czy w ogóle wybuchła, czy też może wszystko zdarzyło się przypadkiem, przez błąd człowieka albo maszyny. Nikt nie napisze historii Ostatniej Wojny."
Znajdujemy się we Włoszech, a dokładniej w byłej stolicy apostolskiej - Rzymie. Świat w wyniku wojen nuklearnych uległ totalnemu zniszczeniu. Niebo pokryte jest całunem ciemnych chmur. Powierzchnia skuta jest lodem, z nieba spadają brudne płatki śniegu. Życie na powierzchni w wyniku promieniowania oraz palących promieni słonecznych stało się niemożliwe. Nieliczni ocaleni zmuszeni byli zejść pod ziemię, do katakumb Św. Kaliksta, gdzie władzę objął kardynał kamerling Ferdinando Albani i stworzył Nowy Watykan. Jednakże pozycja Kościoła została zachwiana przez Wielką Zagładę. Nikt bowiem nie może zrozumieć, dlaczego dobry i miłosierny Bóg skazał swoich wiernych na taki los; dlaczego musieli stracić najbliższych, a teraz zmuszeni są żyć w tak nieludzkich warunkach. W takiej sytuacji coraz większym uznaniem cieszyć się zaczyna władza świecka, na czele której stoi Rada Miejska.
Ojciec John Daniels zostaje wezwany na rozmowę z kamerlingiem. Dowiaduje się od niego, że ponoć gdzieś w okolicach oddalonej o setki kilometrów Wenecji znajduje się patriarcha, który mógłby stać się nowym papieżem. Wyznacza ojcu Danielsowi zadanie udania się w podróż, której celem ma być odnalezienie najwyższego zwierzchnika Kościoła. Wraz z nim wyruszyć ma grupa siedmiu dobrze wyszkolonych żołnierzy Gwardii Szwajcarskiej dowodzonych przez kapitana Duranda. Nie ma czasu do stracenia. Wyprawa rusza jeszcze nocą tego samego dnia, w którym ojciec Daniels dowiedział się o patriarsze.
Droga, która ich czeka, będzie prawdziwym koszmarem. Naznaczona będzie bólem, śmiercią, zwątpieniem, a nawet obłędem. Do tego w czasie podróży ojciec Daniels zacznie zauważać niepokojące symptomy w zachowaniu kapitana Duranda. Czyżby ukrywał on coś przed księdzem? Czym są tytułowe korzenie niebios? Czy wyprawa zakończy się powodzeniem?
"Przyjaciele to już tylko proch na wietrze...
Prochem ojciec, prochem matka
A mój Bóg jest dla wszystkich reliktem minionych czasów."
Lektura "Korzeni niebios" była dla mnie swego rodzaju pewną odskocznią od tego, co do tej pory dane mi było czytywać w powieściach Glukhovsky'ego czy Diakowa. Elementem różniącym jest tu przeniesienie rozgrywających się wydarzeń do Włoch. Poprzednie historie osadzone były w rosyjskich miastach, a dokładniej w tamtejszych metrach. Zamieszkujący je mieszkańcy wielokrotnie zastanawiali się, jak wygląda życie w innych zakątkach świata; czy przeżyło wielu ludzi, czy też oni są ostatnimi reprezentantami naszego gatunku. Tullio Avoledo pozwolił nam odkryć choć rąbek tajemnicy, przyjrzeć się losom mieszkańców Włoch. Przy okazji wprowadził kolejną zmianę odróżniającą tę historię od poprzednich. Ziemia skuta lodem i wiecznie padający z nieba śnieg. Nuklearna zima. Moim zdaniem przez panujące tu warunki pogodowe życie tutejszych mieszkańców było jeszcze gorsze niż tych ocalałych w Moskwie.
"To książka prawdziwa; jakby autor widział wszystko na własne oczy. Bezkompromisowa. Twarda, wręcz okrutna. Mądra, subtelna, poetycka. Śmiała, łamiąca schematy. Czytałem i nie mogłem się oderwać, jeść ani spać. Dziś to moja ulubiona powieść z całego uniwersum."
- Dmitry Glukhovsky
Przyznać muszę, że zgadzam się w 100% z powyższym komentarzem. Od teraz powieść autorstwa Tullio Avoledo jest moją ulubioną z dotychczas przeczytanych przeze mnie książek z serii Uniwersum Metro 2033. Jest tu wszystko, czego oczekiwałam od tej powieści. Mrok, strach, ból, śmierć, wszechobecne niebezpieczeństwo, walka o przetrwanie, intrygi, zdrada, tajemnice, upadek wiary, poszukiwanie własnej tożsamości. Wymieniać mogłabym jeszcze długo. Do tego dochodzi wprowadzenie wielu metafor oraz odniesień do przeszłości. Pojawia się nawet wątek paranormalny, co było dla mnie nie małym zaskoczeniem. Akurat czegoś takiego w ogóle się nie spodziewałam. To, co opisywał, dało mi wiele do myślenia i sprawiło, że zupełnie inaczej zaczęłam patrzeć na otaczający mnie świat. A wszystko to zostało napisane wielobarwnym językiem, z bolesną szczegółowością opisującą wszystkie rozgrywające się wydarzenia oraz otaczające bohaterów krajobrazy. Jeśli już mowa o tych ostatnich, to są oni wielowymiarowi i bardzo dobrze przedstawieni czytelnikowi. Niczyje zachowanie nie jest jednoznaczne. Z czasem każdy z nich okazuje się być zupełnie inny, niż z początku zakładaliśmy. Z największym zainteresowaniem śledziłam losy ojca Danielsa i jego wewnętrzną metamorfozę pod wpływem wszystkiego, co go spotkało podczas ich wędrówki. Nie jeden człowiek załamałby się pod ciężarem tego, czego był świadkiem i w czym musiał uczestniczyć nasz ksiądz. Ale nie on, nie ojciec Daniels. Jego postawa, moralność, dokonywane wybory nie jednokrotnie były dla mnie godne podziwu i szacunku z mojej strony. Nie to, co w przypadku pozostałych...
"Przez całą moją edukację na łonie Kościoła uczono mnie, że człowiek jest ponad swoją powłokę. Że dusza jest wieczna. Ale trudno tak myśleć, gdy leży się nago na mrozie, w smrodzie gówna i krwi."
Na końcu książki zostały zamieszczone ilustracje wykonane przez Aleksandra Kulikowa. Zostały na nich przedstawione sceny z powieści - wszystkie najważniejsze wydarzenia. Grafiki zostały wykonane w odcieniach czerni, bieli i szarości. Spoglądając na nie, aż ciarki człowiekowi przechodzą po plecach. Są bardzo mroczne i klimatyczne. Idealnie oddają grozę, jaka została przedstawiona w "Korzeniach niebios".
"Korzenie niebios" powinny znaleźć się na półce każdego fana cyklu Uniwersum Metro 2033, ale nie tylko. Moim zdaniem każdy miłośnik fantastyki będzie usatysfakcjonowany lekturą tej powieści. Odnajdzie w niej wszystko to, czego oczekuje od książek tego gatunku. Ja znalazłam. Dlatego też nie wierzę, że ktokolwiek mógłby poczuć się rozczarowany lekturą najnowszego dziecka Tullio Avoledo. "Korzenie niebios" od dziś będą zajmowały w moim domu zaszczytne miejsce na półce ulubionych powieści. Wam, moi kochani, dobrze radzę - jak najszybciej sięgnijcie po tę powieść i dajcie się ponieść tej ekscytującej historii opowiedzianej przez włoskiego pisarza, pana Avoledo.
Moja ocena: 6/6 !