Szanowni Panowie, bardzo tu zimno.
W prozie Handkego zimno jest niejednokrotnie, ponieważ ogień znaczenia bywa ukrywany pod z góry zaplanowaną, kostyczną formą i trzeba sobie go dopiero mozolnie rozjarzyć, rozpalić w głowie. W ładnym wydaniu Eperons-Ostrogi (na okładce reprodukcja obrazu Ernsta Ludwiga Kirchnera: Künstler-Gruppe) znalazło się kilka krótkich form tego autora. Prócz tytułowego Powitania rady nadzorczej jeszcze Proces (dla Franza K.), debiutancka "minipowieść" (9 stron to już minipowieść, nie opowiadanie?!) Szerszenie (1966), i krótkie opowiadania: Stan wyjątkowy, Trzy odczytania ustawy i Co mam na to powiedzieć? Generalnie lubię, gdy wydawnictwo, krytyk lub tłumacz napiszą coś o kontekście publikowanego utworu: jak został przyjęty po raz pierwszy, jakie jest jego miejsce w literaturze, do jakich literackich lub pozaliterackich treści się odnosi. Ma to sens zwłaszcza wtedy, gdy, jak w przypadku Handkego, ich obrazoburczość lub nowatorstwo miała miejsce w innym czasie, więc i w innym kontekście społecznym. Mimo, że niekiedy zachowują aktualność. Jednak wstęp, choć ciekawy, zachowałbym na koniec - jako Posłowie. W innym przypadku ów wstęp odbiera nam trochę radość z czytania, wyjawiając wcześniej "na sucho" właściwie wszystko, co było do odebrania z tekstu. Miałem wrażenie, że wszystko się powtarza, więc wprowadzenie tłumacza zafunkcjonowało tutaj jak spojler.
Zarówno tłumaczka, jak i krytycy podkreślają, że Handke jest wyjątkowym stylistą, mistrzem języka. W polszczyźnie tego wydania się to trochę zatraca - muszę chyba sięgnąć do oryginału. Faktem natomiast jest, że język jest dla autora podstawowym odniesieniem pisarstwa - nie interesuje go rzeczywistość, jak twierdzi, ponieważ literatura jest tylko grą (i z czym ja się całkowicie zgadzam!), która nawet gdy wykorzystuje jakieś elementy rzeczywistości, zamienia je tylko w grę, bagatelizuje je. Przerabianie własnego zaangażowania na wiersze, robienie z tego literatury, miast wypowiadać je wprost, uważam za wstrętne oszustwo. To estetyzm, a tej formy literatury mam po dziurki w nosie. Piszę o sobie samym." (s. 7, wypowiedź z 1966 roku) Używanie literatury do krytyki społecznej, zamienianie jej na narzędzie jakiegoś politycznego czy innego zaangażowania jest, zdaniem Handkego, nie tylko nadużyciem wobec literatury (ponieważ nie do tego służy), ale i spłyceniem, odrealnieniem samego zaangażowania (bo literatura to nie działanie). Powieść to pisanie o sobie, tak jak film fabularny to skierowanie kamery nie na rzeczywistość, lecz na siebie samego, jak to poetycko w obrazie pokazał w "Amatorze" Kieślowski.
Tytułowe Powitanie rady nadzorczej to typowe zagadywanie rzeczywistości, które politycy sobie serwują na bieżąco, ale z którym możemy też mieć do czynienia w pracy lub w życiu. Tekst samą formą wypowiedzi wyczula na fałsz. Mówca być może celowo miesza porządki - ton oficjalny z emocjonalnym opowiadaniem o słuchaczach - by ukryć niewygodną prawdę, a może nawet by ukryć zastawioną na członków rady pułapkę. Proces właściwie nie odbiega treścią od Procesu Kafki: jest opowiedzeniem tego samego, tyle że w trzeciej osobie, w skrócie i bez dialogów. Widziałem kiedyś adaptację teatralną teatru telewizji, która duchem bardzo wierna była temu tekstowi Handkego (czyżby słynny TTV Holland&Adamika?), który niejako "odtragicznia" i uwspółcześnia Proces, pomijając kafkowski patos (a może i u Kafki go nie ma, tylko my go tak dziś, z perspektywy czasu i ostatniej wojny patetycznie odczytujemy?). Zakończenie zdaje się przywoływać osobisty wymiar poetyckiej wizji T.S.Eliota: świat ginie nie z hukiem, lecz ze skomleniem. Szerszenie to opowiadanie o dziedziczeniu okrucieństwa z ojca na syna z wyjątkowym pomieszaniem tkliwości slownictwa i brutalności treści. Pistolety znaczenia ukryte w kwiatach słów. Swoistym eksperymentem akcjonistycznym mogłyby być natomiastStan wyjątkowy i Trzy odczytania ustawy, które zachowują formę obwieszczenia - pierwsze pisemnego, drugie zaś odczytywanego publicznie, gdyż w nawiasach podawana jest reakcja publiczności. Podobnie jak u Kafki nie chodzi tu o krytykę społeczną, lecz o swoistą "niewinność" języka, który ograniczenie wolności, niesprawiedliwość i totalitarne zapędy wypowie z taką samą obojętnością, jak wiersze o kwiatkach. Ostatni z tych trzech tekstów to rodzaj obnażenia faktu, iż nie posiadamy dziś własnych poglądów, bo też nie można mieć poglądów na wszystko. Nasze zdanie o tym, czy o owym jest zapośredniczone przez wiadomości, jakie oblepiły nam już głowy. Odpytywanie więc celebrytów czy polityków na temat wszystkiego, co się zdarzyło lub dokoła zdarza jest działaniem kompletnie bez sensu, ponieważ "prywatne poglądy są jedynie naszą ułudą i wypada milczeć".