Uwaga! Mogą pojawić się spoilery do poprzedniej części.
Od tej serii ciężko się uwolnić. Powieść „W pierścieniu ognia” w niczym nie ustępuje swojej poprzedniczce. O ile przy zagłębianiu się w tamtą brały mnie we władanie wielkie emocje, podczas czytania tej aż przechodziły mnie ciarki. Autorka ma jeszcze wiele asów w rękawie i wyciąga je jeden za drugim, bez żadnych skrupułów i bez szansy na chwilę wytchnienia. Nie można nie zwrócić jednak uwagi na okalającą powieść aurę tajemniczości.
Katniss poświęcając siebie w zastępstwie siostry z pewnością nie spodziewała się tego, co ma nastąpić. Nie do końca świadome przejawy buntu w jej zachowaniu pod koniec igrzysk, okazują się mieć swoje konsekwencje i potem już nic nie jest takie samo. Ponownie rozpoczyna się gra o wszystko, jednak tym razem walka wychodzi poza arenę. Katniss stopniowo przekonuje się, do czego doprowadziła i próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Okazuje się, że igrzyska nigdy się tak naprawdę nie kończą. Nawet najmniejsza iskra potrafi wzniecić pożar, a co dopiero może sprowokować dziewczyna, która igra z ogniem…
Wydarzenia z każdą stroną nabierają tempa. Dochodzi do tego, że poddane w wątpliwość zostaje całkowite zniszczenie trzynastego dystryktu. Gdyby tego było mało, autorka podgrzewa atmosferę, kiedy zostaje wyjawiony plan trzeciego Ćwierćwiecza Poskromnienia, czyli odbywających się raz na dwadzieścia pięć lat specjalnych Głodowych Igrzysk, które dodatkowo mają podkreślać stłumioną rebelię dystryktów. Te igrzyska z pewnością zostaną zapamiętane na długo…
Chociaż w wielu sytuacjach Katniss wyróżnia wyjątkową jak na swój wiek dojrzałością, to jednak ma problemy z własnymi emocjami. Jej uczucia od dłuższego czasu ją przerastają, a wszystko prowadzi do bolesnej konfrontacji z rzeczywistością. I z Peetą, i z Gale’em łączy ją wiele wspomnień, ponieważ dzieliła z nimi ważne momenty swojego życia. Katniss musi zajrzeć w głąb siebie i odnaleźć tam odpowiedzi, jednak chwilowo nie ma na to czasu, a problemy tylko się piętrzą.
Coraz lepiej zaczynam rozumieć Haymitcha – każdy radzi sobie na swój sposób, niestety niektórzy wybierają bardziej zgubną drogę niż inni. Mimo pozorów, kryje on z pewnością wiele zagadek. Ostatecznie nie tylko ja dochodzę do takiego wniosku.
Peecie można tylko współczuć. Sytuacja Katniss jest ciężka, ale wydaje mi się, że mimo wszystko to on cierpi bardziej. Można sobie tylko wyobrazić, jak ciężko byłoby żyć ze świadomością, którą on posiada. Do tego wydaje mi się, że autorka zrobiła z niego ofiarę wszelkich nieszczęść. Czyżby jakaś aluzja?
Cinna po raz kolejny okazuje się niezastąpiony. I to zdecydowanie. Pojawia się także wielu nowych bohaterów i poznajemy fragmenty ich historii, niejednokrotnie nadające się na zalążek nowych powieści. Szczególnie polubiłam zagadkowego Finnicka.
Także w tej części, podobnie jak w poprzedniej, pojawiają się skojarzenia związane z historią i współczesnością. Może nawet to swego rodzaju przesłanie? Mimo to w książce nie brakuje humoru i to wprowadzonego w taki sposób, że mimo panującego ponurego klimatu, kilka razy zmuszona zostałam do głośnego śmiechu. Bardzo podoba mi się też zastosowana przez autorkę symbolika.
Odkąd skończyłam „W pierścieniu ognia”, nie mogę się doczekać sięgnięcia po „Kosogłos”. Jeżeli utrzyma poziom, to już na samą myśl zaczynam odczuwać niedosyt, że to tylko trylogia. Przy dobrej książce przywiązuję się do bohaterów i zawsze ciężko mi się z nimi rozstać po ostatniej stronie. Jednak teraz kołacze mi się po głowie pytanie, którzy z nich (i w jakim stanie) w ogóle tego końca dożyją…