Każdy pragnie miłości i bliskości drugiego człowieka. Wspólnie spędzanych chwil, które z czasem przeistaczają się we wspomnienia, rozjaśniające pochmurne i zimne wieczory. Co jednak, gdyby kontakt z jakąkolwiek osobą okazał się zabójczy? Niejednokrotnie tak jest, jednak przypadki te dotyczą toksycznych relacji, sfery psychicznej i emocji. W „Skórze” Liama Browna potraktowano ten aspekt w bardzo dosłowny sposób. Kontakt z ludźmi oznacza bolesną śmierć.
Z upływem książkowych stron poznajemy historię pewnej rodziny, którą tworzą: mama, tata i dwójka dzieci. Wiodą życie, które nie wyróżnia się niczym specjalnym. Można powiedzieć o nich to samo, co o wielu innych osobach, mijanych codziennie na chodniku. Darzą się miłością i starają się być dla siebie wsparciem w każdej napotkanej sytuacji. Swoje gniazdko uwili w mieszkaniu w jednym z miejskich bloków.
Wszystko jednak zaczyna się zmieniać, kiedy w mediach pojawiają się informacje o śmiercionośnej i rozprzestrzeniającej się na świecie chorobie. Początkowe niedowierzanie powoli przeradza się uciążliwy lęk. Niektórzy zachowują się jak szaleni, masowo wykupując ze sklepów produkty, które pomogą przetrwać czas klęski. Inni, w tym wspomniana rodzina, do samego końca poddają całe powstałe zamieszanie w wątpliwość. Aż w końcu przychodzi ten dzień, kiedy mama ani tata nie wyjdą do pracy, dzieci nie pójdą do szkoły i nie będzie już możliwości zrobienia zakupów.
Całą historię poznajemy z punktu widzenia kobiety, Angeli, żony i matki dwójki pociech. W nowej, naznaczonej przez pandemię rzeczywistości, jej obowiązkiem jest regularne oddawanie komórek jajowych do laboratorium. To właśnie jednemu z nich, jajek, opowiada swoje losy. Zaczyna od teraźniejszości. Od tego, jak teraz wygląda codzienność, spędzana wśród czterech ścian. Ścian, których zadaniem jest skuteczne odizolowanie od siebie wszystkich ludzi. W tym także najbliższych. Posiłek, tabletki, praca, prysznic, sen – to codzienny rytm powtarzany od kilku lat.
Jednak, by lepiej zrozumieć ogrom zmian, które nastąpiły, równocześnie poznajemy przeszłość. Od momentu, kiedy w mediach pojawiły się pierwsze wzmianki o chorobie z Filipin, do chwili wprowadzenia nakazu całkowitej izolacji.
Rozdziały o tym, co było i o tym, co jest, przeplatają się ze sobą. Z początku układają się w dwie, snujące się osobno powieści, które w końcu spotkają się w jednym punkcie. To ciekawy zabieg literacki, który pozytywnie wpływa na odbiór opowieści. Postaci nabrały dzięki temu głębi. Powstała możliwość przyjrzenia się ich zachowaniom i postawom także poza miejscem izolacji. W chwilach, kiedy postępowanie jednostki było w jakimś stopniu warunkowane obecnością innych osób.
Prosty język połączony z obranym przez autora sposobem narracji, tworzą wrażenie, jakbyśmy byli świadkami snutej przez kogoś historii. Wszystko jest jasne i zrozumiałe na tyle, na ile sama Angela nie ma problemu z pojęciem jakiegoś faktu. W końcu to ona przedstawia czytelnikom swoją wersję wydarzeń.
Już sam fakt istnienia niezidentyfikowanej choroby i wprowadzenie niecodziennych zasad bezpieczeństwa są ciekawymi elementami utworu Browna. Jednak ukazanie człowieka i jego zachowań w chwilach wyłączenia ze społeczeństwa są tym, co najbardziej intryguje. Izolacja źle wpływa na ludzi i nie ma w tym niczego odkrywczego. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że człowiek jest istotą stadną. Jedną z jego podstawowych potrzeb jest poczucie wspólnoty i bliskości. Brak możliwości na zaspokojenie towarzyskich pragnień zmienia umysł i sposób myślenia. Czy można zapomnieć, czym jest współczucie, wstyd, empatia lub moralność? Mogłoby się wydawać, że takie rzeczy na stałe zostają wszczepione w mózg. Co jednak z dziećmi, które za normalny stan rzeczy uznają życie pośród czterech ścian? Życia w społeczeństwie trzeba się nauczyć tak samo jak innych umiejętności. W normalnych warunkach wiedzę tę zdobywa się poprzez obcowanie z rodziną, interakcje z rówieśnikami ze szkoły/klasy, czy choćby w trakcie przebywania w miejscach publicznych. Same pojęcia to zbyt mało, by móc zrozumieć działanie relacji międzyludzkich. Odcięte od obecności innych osobników zwierzę, dziczeje. Czy człowiek może zdziczeć? Niestety, choć w zgodzie z własnymi obawami, myślę, że tak.
Społeczeństwo, role które w nim pełnimy, zachowania, które na nas nakłada – to siatka powiązań, w którą jesteśmy wplątani. Pajęcza sieć, po której drganiami niosą się w świat rezultaty naszych czynów oraz echo wypowiedzianych słów. Czy odłączenie się od wspomnianej sieci pozwoli poczuć się bezkarnie? Brown zwraca uwagę na taką ewentualność. Powszechnym i znanym na świecie zjawiskiem jest wirtualna przemoc. Ludzie wylewają zbierającą się w nich żółć na forach internetowych, w komentarzach pod postami/zdjęciami. Chwilę później wychodzą z domów i często zachowują się jak zupełnie inne osoby. W chwili, kiedy spotkania twarzą w twarz przestaną istnieć, a internet stanie się jedyną formą komunikowania się, wiele może się zmienić. Znikome lub w ogóle nieistniejące poczucie za niewypowiedziane, tylko napisane słowa, sprawi, że będziemy zupełnie innymi ludźmi.
Maseczki zasłaniające twarz, budują bariery. Osłony, zza których nie dostrzegamy całej palety emocji rozmówcy. Ekran monitora potęguje to odczucie. Stawia gruby i wysoki mur, który przesłania prawie całego człowieka. Emotikony i znaki interpunkcyjne, czcionki i GIF-y nie zastąpią uczuć. Wyświetlacze pozbawiają nas twarzy. Stajemy się kontaktami, zlepkami wyrazów, które być może wysyła ktoś inny niż myślimy. Ta anonimowość, na dodatek w wirtualnej przestrzeni, gdzie nie ma ograniczeń… To musi się źle skończyć.
Co z kolei z ludźmi, którzy zdążyli poznać normalny porządek świata? Zamknięcie w czterech ścianach własnego pokoju, bez choćby uchylenia okna, to właściwie to samo, co więzienie. Główna bohaterka wielokrotnie mówi o tym wprost. Zastanawia się też, czy istnieje różnica pomiędzy ścianą, za którą znajduje się jej mąż, a kilometrami, które dzielą ją z innymi ludźmi. Przykro to stwierdzić, że w tym przypadku odległość nie jest żadną ze zmiennych. Bez względu na nią, nie ma najmniejszych szans na jakąkolwiek bliskość, a relacje bez niej są niemożliwe.
Bez drugiego człowieka nie ma człowieka. Myślę, że właśnie o tym chciał opowiedzieć autor, tworząc „Skórę”. Nie potrafimy być sami. Nie potrafimy istnieć bez rzeczywistych relacji z kimś. Potrzebujemy dotyku, uśmiechu, zapachu, spojrzeń w oczy, realnego wstydu, poczucia wsparcia, wspólnych chwil tak samo, jak powietrza, snu i pożywienia. Inaczej nasze wnętrza pożre zepsucie i zgnilizna.
Liam Brown nie napisał książki, którą można przyrównać do filmu katastroficznego. Nie znajdziemy tutaj sposobów na walkę z ogólnoświatowym zagrożeniem. Nie ma tu porywającej akcji, scen ludzkiego heroizmu ani człowieka, który dzięki sile swych mięśni, wybawi ludzkość. To studium o ludzkiej psychice w obliczu nowej rzeczywistości. Odrealnionej, lecz niebezpiecznie podobnej do tego, co spotkało nas w ostatnich miesiącach.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.