Bycie kobietą, matką, profesorką wyższej uczelni nie zawsze jest łatwe. Czyha na taką osobę wiele niespodzianek, murów do przeskoczenia i rowów do pokonania. Ale wszystko to można łatwiej przeżyć, gdy masz dookoła siebie Dziewczynki.
Dziewczynki to grupa przyjaciółek, które znają się od liceum i mimo upływu wielu lat ciągle są ze sobą blisko. Te ponad czterdziestoletnie kobiety spotykają się codziennie na forum internetowym, często rozmawiają przez telefon i spotykają się oko w oko. Wspierają się, jak tylko mogą. Chociażby to oznaczało stwierdzenie, że któraś ma się puknąć w czółko, bo robi bzdurę i wymyśla jakieś fantazje. Chociaż miałoby to być wspólne sprawdzanie 70 testów egzaminacyjnych z języka rosyjskiego. Wzajemny płacz, ale dużo więcej śmiechu, hektolitry wypitego czerwonego wina i sporo pysznego jedzenia. No i godziny, godziny rozmów. Oto Dziewczynki, według mnie to o nich jest ta ksiażka.
Ale generalnie osobą, wokół której kręci się akcja tej książki jest Izabela, matka Felki, posiadaczka Samby, była żona, przyszła…? Izabela posiada przypadłość zwaną chłopowstrętem. Do czasu jednak, gdy w jej życiu pojawia się mężczyzna fascynujący, ale… żonaty. Kolejna warstwa tej książki dotyczy więc bycia kochanką, życia „na kredyt” skradzionych chwil, potajemnych spotkań w hotelach, braku możliwości zadzwonienia do ukochanego, wiecznego czekania. Ale jednocześnie tego, że ma go tylko w wydaniu świątecznym, tym namiętnym, delikatnym, czułym, rozkochanym. Tym, w którym je się romantyczne kolacje, uprawia dziki seks, kupuje biżuterię i deklaruje śmierć bez możliwości zobaczenia ukochanej. Ale czy taka sytuacja potrafi być na dłuższą metę realistyczna i korzystna dla wszystkich?
Mimo swej lekkości przekazu „Babskie gadanie” wzbudziło we mnie wiele pytań. O przyjaźń od młodości, o wzajemne wspieranie się zawsze i wszędzie, o to, czy ważniejsza jest miłość, czy wspólne „prawdziwe” życie. Czy można być razem nie będąc razem? Czy można być z tchórzem pełnym wymówek? Przyznam, że łatwo przychodziło mi w tym przypadku osądzanie tej pary, ponieważ kompletnie nie wyobrażam sobie romansu z żonatym mężczyzną. Owszem, rozumiem pociąg fizyczny, rozumiem niewinny flircik, ale romans przekracza już moje pojęcie. Dlatego Czarek był u mnie od początku na przegranej pozycji. Był uroczy, zabawny, inteligentny, przystojny, ale żonaty! A poza tym doprowadzał mnie kilka razy do szału swoją postawą i zachowaniem. Nieeee…, facet nie dla mnie. A i Iza kilka razy mnie lekko wnerwiła, bo zachowywała się jak piętnastolatka, a nie dojrzała kobieta. A może to ja jestem nieszczęśliwą osobą, bo nie poznałam co to taka szaleńcza miłość? ;)
„Babskie gadanie” to książka urocza. Bardzo dobrze napisana, widać, że autorka jest za pan brat z pisaniem, literaturą, kulturą. Język jest potoczysty, barwny, pełen wtrętów z książek, filmów, powiedzonek, słowotwórstwa i rymów (gdy jest okazja ku temu). Jest też pełna humoru, rozmowy Dziewczynek są niezastąpione! Tak samo zresztą jak rozmowy Izy z córką, czy opowieści Izy o jej życiu.
"Super! Zaraz zostanę wplątana w zamach na prezydencki samolot pod Smoleńskiem, który wredni Rosjanie ściągnęli na ziemię gigantycznym magnesem pożyczonym z Hogwartu, a potem pasażerów wraz z załogą wywieźli na Syberię, gdzie zmuszają ich do katorżniczej pracy przy wyrębie tajgi!"
Uśmiechałam się mnóstwo razy, parskałam często, a dobrych kilka razy rechotałam jak głupia. Opis nauki jazdy samochodem czy domowej prezentacji kosmetyków ubawił mnie prawie, że do łez. Właśnie dzięki takiej ilosci cudnego humoru oraz ogólnej lekkości nie grozi nam poczucie zgorzknienia, jakie można byłoby znaleźć w innych książkach dotyczących tematyki zdrady i bycia kochanką. Ta książka traktuje to lekko, jednak nie prostacko.
Wielkie plusy tej książki, to: Dziewczynki, córka Izy – Felka i jej pies – Samba, ogromne ilości dobrego humoru, język i fabuła, a szczególnie zakończenie. Minusów właściwie brak, bo to, że wkurzałam się na Izę i Czarka, to już kwestia indywidualna.
"Byłam już pewna, że nic mnie w tym czasopiśmie nie zdziwi, ale kiedy w rubryce „Nowe trendy” poinstruowano mnie, jak mam podłączyć wibrator do iPoda, jęknęłam.
I to moje dziecko dało mi tę lekturę? O Maurycy! Chyba dzieś, w tak zwanym międzyczasie, zgubiłam wątek wychowawczo-kontrolny…"
Nie przepiszę Wam co lepszych tekstów, bo byłaby to notka-książka, szczególnie, że moje ulubione mają po kilka stron. Chcę Wam tylko polecić „Babskie gadanie” na jesienno-zimową pluchę i chandrę. Bardzo dobra książka, zakorzeniła w mej duszy wielkie nadzieje a propos tej autorki.
Pani Izo, pani pisze!
PS. Chyba na stałę zaanektuję do swojego słownika zwrot „O Maurycy!”, bardzo mi się podoba. Kto jest ciekawy tego, skąd on się wziął, tego zapraszam do przeczytania książki.