Wciąż mam mokre oczy od łez. Ta przejmująco smutna powieść, poruszyła wszystkie moje najczulsze struny. Nie mogłam przestać płakać i nie mogę przestać żałować tych, co polegli; i także tych, co wrócili z tej wojny kalekami. Chłopcy, którzy kiedyś żartowali, śmiali się i skorzy do zabawy, w tak krótkim czasie przeistoczyli się w mężczyzn z ranami na duszy, których nie zabliźni czas.
Jest rok 1914, wybucha I wojna światowa. Kanadyjczycy śledzą poczynania Brytyjczyków na froncie. Wkrótce do armii na ochotnika zaciąga się najstarszy syn Ani i Gilberta – Jim. Wojna, która miała trwać zalewie kilka miesięcy trwa dalej. W ślad za starszym bratem i jego przyjaciółmi, na wojnę ruszają jeszcze dwaj Blythe’owie – Walter i Shirley.
Najmłodsza z rodzeństwa Rilla z głupiej i próżnej pannicy przeistacza się w kobietę, która z utęsknieniem czeka na swoich braci i… pierwszą, wielką miłość. W tym trudnym czasie stanie się pocieszycielką i… matką.
Już nigdy nie będzie tak samo, wojna na zawsze ma zmienić losy walecznych mężczyzn i ich rodzin.
Ósmy cykl z tomu miał najbardziej przybliżyć losy najmłodszej latorośli Blythe’ów, ale z racji, że nastoletnia Rilla pozostawała w domu, czytelnik miał szerszy obraz losów całej rodziny.
Z próżnej lalki Marilla (tak brzmi jej pełne imię) przeistoczyła się w mądrą i odpowiedzialną kobietę. Opieka nad osieroconym Jasiem odmieniła ją na lepsze. Zmiany zaszły jednak nie tylko w niej, ale w całej rodzinie. Rodzice Ania i Gilbert, niania Zuzanna oraz ich córki: Nan, Di i Rilla z każdym dniem przeżywali emocjonalną huśtawkę, zaś tragedia jaka ich nie obeszła miała odmienić ich na zawsze.
Powieść wspaniale ukazuje, nie tylko męstwo żołnierzy, ale także poczynania kobiet podczas wojny. Młode dziewczyny działały na rzecz Czerwonego Krzyża, inne szły na ochotniczki jako sanitariuszki, a także te starsze panie, pamiętając o ofiarach wojny, dziergały na drutach ubrania poległym.
Cudna, wzruszająca i poruszająca, zdecydowanie najlepsza z całego cyklu. Polecam z całego serca.
„(…) Tak, Rillo, cieszę się, że byłem… że jestem żołnierzem. I że mogłem walczyć. Nawet martwy będę wciąż walczył. Bo martwi też walczą, Rillo. Nawet skuteczniej niż żywi, bo ich armii – armii poległych na polu bitwy – nikt i nic nie może pokonać”.