AutorKasia, każdą swoją kolejną książką zaskakuje mnie coraz bardziej. Po absolutnym dnie polskiej literatury, czyli "Czarnym Księciu" spodziewałam się, jednak czegoś lepszego w jej wykonaniu, tym bardziej że poprzednie obyczajówki wcale nie były takie złe. Myślałam, że MOŻE nie idzie jej dobrze w tak dziwnym gatunku jakim jest erotyka (o ile to w ogóle jest gatunek), a w tym, z którym ma więcej do czynienia, będzie lepiej. Myliłam się. Błagam cię Chmurko, nie myśl więcej...
Sugerując się górnym tekstem na okładce książki, możemy wywnioskować, że "W imię miłości" to będzie nic innego jak powieść o mądrej i biednej dziewczynce, która trafia pod dach nieznajomych ludzi, którzy pragną otoczyć ją troskliwą opieką. I po części rzeczywiście tak jest. Po za tym, że Ania (tak, główna bohaterka ma tak samo na imię) nie jest sierotą, a ma chorą matkę, która nie jest w stanie się nią zajmować, dlatego musi znaleźć nowych opiekunów, ale i też sposób by ją uratować. Udaje się trzema pociągami (serio) SAMA do Jabłoniowego Wzgórza, a mianowicie dziadka w poszukiwaniu pomocy. Resztę możecie przeczytać, domyśleć się bądź sobie dopowiedzieć. Uwierzcie mi, życia bez tej informacji nie stracicie.
Już na początku mogę wam oznajmić, że tą powieścią autorka utrzymała swój mierny poziom. Błędów fabularnych i sytuacyjnych jest na potęgę o naiwności nie wspominając. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że na tym całym "lukrze", "cukrze" i "ciastkach" opiera się cała fabuła tej książki, prowadząc do głupiego, szczęśliwego bądź nie zakończenia. Widać też absolutny brak poprawiania, a nawet sprawdzania błędów znajdujących się w powieści. Najpierw autorka pisze, że słyszeć krzyk Małgorzaty w całej kamienicy, po czym podczas rozmowy nauczycielki z mieszkańcami budynku, dowiadujemy się, że jest cicho i spokojnie. Taki idiotycznych, głupich błędów można znaleźć całe mnóstwo. Podobnie jak niedorzeczności. Wyobraźcie sobie, że zaledwie 10 letnia dziewczynka prowadzi mały sklepik z książkami na allegro (skąd bierze książki? tego nie wyjaśniono) i mówi poprawną angielszczyzną (tego też nie wyjaśniono). Na dodatek koresponduje z najlepszym na świecie chirurgiem przez pocztę elektroniczną oczywiście po angielsku. Większych głupot w życiu nie słyszałam. Wydaję mi się, że w książkach określonych mianem "bestseller" w ogóle nie powinno się coś takiego znaleźć. Lubię czasami naciągać rzeczywistość, ale bez przesady...
Bardzo nie podobała mi się kreacja bohaterów. Autorka zastosowała widoczny podział na dwie strony. Na bardzo dobrych albo bardzo złych, przez co nie dało się zapałać do kogokolwiek sympatią. Nawet główna bohaterka zamiast wzbudzać współczucie, smutek, ale i również podziw, we mnie wywołała jedynie irytację. W końcu to trochę dziwne, że dziesięcioletnie dziecko jest mądrzejsze od własnej matki. Za dużo przesadyzmu. AutorKasia wpadała ze skrajności w skrajność czego ja wręcz nie znoszę, a czego przykładem może być zachowanie Neda w stosunku do Marleny. Miałam wrażenie, że są to przekomarzanki dzieci, a nie pouczenie nastolatki przez dojrzałego mężczyznę. Jedna scena wręcz mnie zniesmaczyła, a mianowicie ta:
– Marlenka przechodzi trudny wiek – próbowała tłumaczyć. –
Dwa lata temu zmarł jej ojciec i od tego czasu...
– Ma go w nosie – dokończył Ned tak cicho, by Weronika nie
usłyszała. Maria, która była bliżej, mimo woli parsknęła śmiechem. Ania
też usiłowała się uśmiechnąć.
Co w tym śmiesznego? A może ja czegoś nie zrozumiałam o.o
Tą powieścią autorka jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinna pisać, a tym bardziej wydawać i publikować. Popełnia błędy, jakie szanujący się pisarz nie popełnia. Niektóre są wręcz niewybaczalne. "W imię miłości" czytało mi się bardzo, bardzo ciężko i cieszę się, że to już ostateczny koniec mojej przygody z tą książką.