Bardzo czekałam na kontynuację „Przełęczy snów”, w której nie wyjaśniła się tajemnica braci, Jędrka i Staszka, a wręcz przeciwnie, powstały kolejne pytania, a samo zakończenie zrodziło nowe wątki. Wreszcie jest „Dolina przebudzenia” i teraz już wszystko jest dla mnie jasne.
Jagna, mimo przeciwności losu i gęstniejącej wokół niej atmosfery niechęci ze strony mieszkańców Brzegów, postanawia zostać i poprowadzić pensjonat po babci. Dołącza do niej nastoletni syn, Adam, któremu nie podoba się perspektywa zamieszkania w małej, górskiej miejscowości. Między Jagną i Jędrkiem również narastają pretensje, mnożą się tajemnice i piętrzą niewypowiedziane słowa. Wszystko to, niczym lawina, niebezpiecznie zawisa nad ich przyszłością. Dodatkowo wciąż nie wiadomo, co naprawdę stało się ze Staszkiem i kto płata figle Jagnie. Ponadto w jej pensjonacie pojawia się tajemniczy Kosma, a w Tatrach trwają poszukiwania zaginionego turysty. Czy to wszystko ma ze sobą jakiś związek? Nie powiem. Jeśli ktoś szuka tych odpowiedzi sam musi zejść do „Doliny przebudzenia”, do czego zachęcam.
Jestem oczarowana stylem Anny Olszewskiej, głębią wyrazu połączoną z lekkością przekazu. Można powiedzieć, że powieść czyta się sama. W pakiecie dostajemy także przepiękne, choć złowrogie plenery zasypanych śniegiem i skutych lodem Tatr, górskie wędrówki i akcje ratownicze na pokrytych bielą tatrzańskich szlakach, a także mnóstwo kłębiących się emocji opisanych w subtelny, lecz wyrazisty sposób. Dużą zaletą jest wplecenie w fabułę wielu tatrzańskich legend. Ja, jakąś cząstką serca, jestem związana z Tatrami i Zakopanem, dlatego bardzo doceniam taką kompozycję fabuły, która oczywiście jest ścisła kontynuacją wydarzeń z poprzedniego tomu.
Wciąż nie udało mi się polubić Jagny. Bohaterki w typie udręczonych męczennic zdecydowanie nie są w moim typie. Jagna, jak przystało na upartą Góralkę, głównie była apodyktyczna i chciała wszystkich rozstawiać po kątach, ale przybrała też powłokę skrzywdzonej sierotki i tkwiła w tej męczeńskiej pozie niemal przez cała fabułę. Jeszcze tylko klęcznika i różańca jej brakowało… Jędrek też wydawał mi się jakiś niezdecydowany, przerażony nadchodzącymi zmianami, co kłóciło się trochę z jego deklaracjami i zapewnieniami.
Zabrakło mi też szerszego kontekstu w temacie Kosmy, jego intencji, oraz rozwinięcia wątku "psychiatrycznego" dotyczącego jednego z bohaterów.
Narracja prowadzona jest dwutorowo, z perspektywy Jagny i Jędrka, oraz w tekst wplecione są monologi wewnętrzne bohatera, którego poznajemy dopiero na samym końcu. Mimo podwójnej narracji akcja nie stoi w miejscu, bohaterowie nie mówią o tym samym, lecz podążają dalej, część wydarzeń widzimy oczami Jagny, część oczami Jędrka.
Czasem odnosiłam wrażenie, że wpadam w dłużyzny opisowe związane z przemyśleniami i rozterkami bohaterów. Miejscami za dużo analizowali, za długo myśleli, a w konsekwencji zjadali własny ogon nie dochodząc do żadnego rozwiązania.
Zakończenie, w moim odczuciu, rozwiązuje wątki i przynosi w zasadzie wszystkie odpowiedzi, więc kolejnej części raczej się nie spodziewam…