"Zawsze tak jest. Zawsze ktoś w końcu przychodzi".
Prosty tytuł książki, jedno słowo, po którym na dobrą sprawę nie wiadomo czego spodziewać się otwierając jej pierwszą stronę. Nie przypuszczałam bowiem, że bohaterem tego utworu nie będzie człowiek, a tytułowa kawalerka, której autorka nadała pewne cechy ludzkie, stosując zabieg personifikacji. To książka, która w zasadzie stanowić może gotowy scenariusz na sztukę teatralną. Proza stworzona, by zaistnieć na deskach teatru.
Marta Popczyk to urodzona w 1979 r. w Kołobrzegu, absolwentka psychologii UAM w Poznaniu. Jest żoną oraz matką dwóch córek. Idealistka i marzycielka, która sprawdza się w roli psychologa i trenera, mieszka w Gdyni. "Kawalerka" to jej debiut prozatorski.
Ryszard zostaje przeniesiony służbowo do innego miasta, gdzie od poniedziałku do piątku prowadzi iście kawalerskie życie, by na weekend wracać na łono rodziny – do żony. Bohater wynajmuje w tym celu kawalerkę, przez którą przetaczają się także inni bohaterowie – jego dorosła już córka Rita, będąca studentką, Marek – jego drugi syn oraz nieznana para odgrywająca nowe dla siebie role. Cztery ściany mieszkania stają się świadkiem ich pokręconych losów.
"Kawalerka" to książka, która mnie zaskoczyła, bowiem pod niepozornym tytułem ukryła się w niej dość duża dawka ludzkich emocji i uczuć ukazanych z różnych perspektyw – młodej kobiety uwikłanej w toksyczny związek ze starszym od siebie mężczyzną; małżeństwa, które spotyka się potajemnie w mieszkaniu, by realizować swoje erotyczne fantazje oraz mężczyzny, przeżywającego zawód miłosny. Wszystkich tych ludzi poznajemy właśnie w kawalerce, którą wynajmuje Ryszard i to właśnie w niej dokonują się ważne wybory, podejmowane są istotne decyzje dla ich dalszej przyszłości. Cztery ściany mieszkania stają się dla bohaterów swoistym azylem, dla każdego jednak miejsce to znaczy coś zupełnie innego. Marcie Popczyk udało się dzięki takiemu zabiegowi w dość dobry sposób ukazać portrety psychologiczne bohaterów, pokazać ich potrzeby, lęki oraz pragnienia.
Mieszkanie, tytułowa kawalerska staje się w powieści Marty Popczyk nie przedmiotem, ale o dziwo - podmiotem. Autorka poprzez specyficzne wyrażenia i zdania, nadaje jej cechy ludzkie, bowiem kawalerka czuje pustkę i smutek, potrafi się delektować, lubi, a także czasami się cieszy. W taki oto sposób gości u siebie ludzi, których niejako podpatruje i obserwuje, a także ocenia ich zachowania. Przyznam, że taki zabieg fabularny pozwolił mi zaszeregować tę książkę do powieści z niebanalnym pomysłem, wyróżniającym się na tle innych.
Debiut autorki to doskonały materiał na sztukę teatralną i chciałabym kiedyś zobaczyć, że ktoś urzeczywistnił ten właśnie pomysł. Cała scena urządzona na wzór wnętrza mieszkania, a poszczególne części przedstawienia to zgodnie z podziałem książki – sześć wybranych dni w ciągu dziesięciu lat, bez zachowania ich chronologii. Dni, w których kawalerka staje się świadkiem ważnych chwil w życiu bohaterów.
Czytając książkę Marty Popczyk, miałam wrażenie jakbym oglądała dobrą sztukę teatralną, ukazującą obraz współczesnych ludzi targanych wieloma dylematami. "Kawalerka" to udany debiut, który zapowiada wkroczenie do świata literatów kolejnej, uzdolnionej pisarki. Polecam.