Już dawno nie doświadczyłam takiej sytuacji, gdzie napisanie czegokolwiek o książce, sprawiałoby mi kłopot. Robię to już od jakiegoś czasu - czytam i piszę, wylewając wiadro pomyj lub morze zachwytów na klawiaturę komputera. Staram się nie robić tego mechanicznie , przekazując czytelnikowi ostrzeżenie, albo zachętę. Naprawdę nie mam z tym problemów, albo raczej nie miałam – do teraz. Moją ostatnio przeczytaną książką jest „Zmiennoskóra” autorstwa Faith Hunter. Długo zastanawiałam się, jakimi przymiotnikami można ją określić, i powiem Wam, że może to być recenzja miejscami niezdarna w opisach, ale na pewno absolutnie szczera. Nie napiszę wprost – przeczytajcie to, ponieważ zwykle lekarz nie zaleca operacji, gdy nie jest jej pewien. Będę właśnie takim Doktorkiem i postawię diagnozę. Sami musicie zdecydować czy zaryzykujecie leczenie.
Faith Hunter spektakularnie debiutowała serią Skinwalker, która do tej pory rozrosła się już do czterech tomów. Na koncie ma także równie popularną serię Rogue Mage osadzona w alternatywnej, postapokaliptycznej rzeczywistości. Jej fabuła stała się podstawą do komputerowej gry RPG, która ukaże się jeszcze w tym roku. Pod pseudonimem Gwen Hunter publikuje powieści przygodowe, awanturnicze i sensacyjne. Łącznie, jako Gwen i Faith wydała już ponad 20 książek, które ukazały się drukiem w 28 krajach.
Bestia. Przebiegła, silna, niebezpieczna. I dziewczyna o bursztynowych oczach. Złączone w jedno. Na śmierć i życie. Na zawsze.
Kiedy wampir wyrywa się spod kontroli, kiedy ludzie stają się łowną zwierzyną i szybkim posiłkiem, trzeba wezwać profesjonalnego zabójcę. Jane Yellowrock wyśledzi każdego. I zabije każdego, kto na to zasługuje. Bo Bestia ma jeden cel – polowanie. No, z małym wyjątkiem, kiedy chodzi o kociaki.
W świecie gdzie wampiry i wiedźmy są zwykłymi członkami społeczeństwa, umiejętności Jane Yellowrock budzą strach. Czuje się go nawet w pytaniu, jakiego pod żadnym pozorem nie można zadać:
Czym jesteś?
Powyżej zamieściłam opis, który na odwrocie książki zaserwował czytelnikom wydawca. Muszę przyznać, że już kilkakrotnie zdarzyło mi się zapoznać z pokręconymi notkami na temat różnorakich powieści, ale takich ja ta powyżej – jeszcze nie. Był to jeden z wielu czynników, które zaintrygowały mnie do tego stopnia, że zapragnęłam przeczytać książkę. Drugą przyczyną mojej ciekawości, była propozycja jednej z koleżanek z redakcji, aby tę pozycję patronować. Jeszcze szmat czasu przed premierą wielu osobom, z których zdaniem się liczę, „Zmiennoskóra” z miejsca się spodobała. Dlaczego? Nie mnie pytajcie. Tak czy inaczej, postawiłam sobie za punkt honoru książkę przeczytać. Jak było? Więc zaczynamy…
„Zmiennoskóra” to jednocześnie powieść inna od tych, które już czytałam i podobna do takowych, bardzo przeze mnie cenionych. Wiem, że bredzę jak po porażeniu piorunem, jednak dajcie mi wytłumaczyć. Inna. Tym jednym słowem właściwie można by było określić każdą powieść. Wystarczy, że autor wykorzysta odrębny pomysł, zmieni charaktery bohaterów, podrasuje fabułę i voilà, całkiem nowa książka. Mnie chodzi o taką bardzo doprecyzowaną odmienność. Widzicie, autorka „Zmiennoskórej” przypomniała mi, dlaczego właśnie tak bardzo lubię urban fantasy. Wystarczyło, że wprowadziła dotąd nie spotykany element, jednocześnie sprawiając, że nie miałam wrażenia wtórności powielanych pomysłów. Właściwie, po przeczytaniu powieści, nie można uciec od porównania, że jest to taka mieszanka wybuchowa Mercy i Kate. Mam na myśli oczywiście serie urban fantasy Patrici Briggs i duetu pisarskiego Ilony Anderws. Jednym ze składników, nasuwających takie spekulacje, jest główna bohaterka.
Jane Yellowrock to łowczyni wampirów. Jej przeszłość jest zasnuta mgłą niewiedzy. Dziewczyna została znaleziona w lesie w wieku lat dwunastu, na wpół dzika, z brakiem jakiejkolwiek edukacji. Swoje kolejne dziecięce lata spędziła w domu dziecka jako outsider i samotnik. Nie sądzę, żeby nie dało się jej polubić. Jest postacią inteligentną, wygadaną i twardą. Nie stroni od poczucia humoru, ma ustalone priorytety, a jedyne, co ją różni od reszty społeczeństwa to Bestia. Tak właśnie, moi drodzy, przeszliśmy do wymienionej wcześniej odmienności. Nie mówię, że autorka nie postarała się, tworząc fabułę, bohaterów czy akcję, co, swoją drogą, było także umiejętnie rozpisane. Bestia jest jednak takim małym zapalnikiem. Centrum całego pomysłu na książkę. Ile razy spotkałam się z wampirami, elfami, zmiennokształtnymi? Właściwie przestałam już liczyć. Wszystkie te nieludzkie „gatunki”, w pewnym stopniu zawsze bazowały na tych samych fundamentach. Pani Hunter postarała się i dała w „Zmiennoskórej” coś podobnego, ale jednocześnie wymyślonego od nowa. Kropla świeżości? Nie. Raczej fala.
Jane posiada rzadką umiejętność. Nie wie dlaczego, nie wie jak, ale dzieli ciało z dodatkową… Osobą? Bytem? Duszą? Moim skromnym zdaniem, było to fantastyczne zagranie. Bestia jest całkowicie odmienną jednostką. Myśli, czuje, potrafi sama podejmować decyzje oraz kontaktować się z Jane. Raz Alfa, raz Beta. Obydwie żyją w niezdarnej harmonii.
Wracając do głównej bohaterki. Chociaż jest ona osobą ostrą i waleczną, to autorka nie odarła jej z kobiecości. Najpierw skóra i motor, za drugim razem seksowne ciuszki i flirt. Nie powiem, czasami mi to przeszkadzało. Najprawdopodobniej za bardzo przyzwyczaiłam się do twardych i odważnych bohaterek, mających kłopot z uwydatnieniem swojej kobiecej strony. Sądzę, że jednak Jane jest postacią bardzo dobrze wykreowaną. Zaciekawia samą sobą, sprawia, że akcja przyspiesza, czasem nawet zmienia obrót spraw o sto osiemdziesiąt stopni.
Wiadomo, że pierwsza część jest zwykle takim wprowadzeniem w fabułę i dalsze poczynania bohaterów. Muszę powiedzieć, że jedyną rzeczą, do której mogłabym się tutaj mocno przyczepić, jest śledztwo. Autorka skupiła się bardziej na polowaniu Bestii i tajemnicach, głęboko ukrytych w głowie Jane. Czytelnik nie miał szans, sam z siebie, rozwikłać sekretu tożsamości mordercy. Pani Faith, sprowadziła rolę odbiorcy tekstu, do biernego obserwatora. Pomijając ten aspekt, sądzę, że pierwsza część cyklu przygód Jane wypadła nieźle.
Pisarka nadała swojej powieści przyzwoity poziom. Kiedy robiło się za poważnie, wprowadzała humor, kiedy akcja biegła za szybko, spowalniała ją. Muszę przyznać, że ze „Zmiennoskórą” nie da się nudzić. Nie jest to lektura, którą trzeba połknąć od razu na raz, ale książka totalnie wciąga, przez co sama skończyłam czytać po dwóch wieczorach.Chociaż mgła tajemniczości została troszkę przez autorkę rozrzedzona, to cały czas pozostaje. Pani Hunter trzyma czytelnika w szachu, każąc czekać, aż historia dobiegnie końca.
„Zmiennoskóra” to książka, która niewątpliwie mi się spodobała. Trudno jest mi określić, czy zakwalifikuję cały cykl do moich „perełek”,przecież to dopiero pierwszy tom, ale jeśli tylko druga część dotrzyma kroku poprzedniej, to kto wie? Tak zatem, moi drodzy, osąd pozostawiam w Waszych rękach. Kłopot z opisaniem emocji, które wzbudziła we mnie lektura tej pozycji, uniemożliwia mi jej polecenie. Dlaczego? Zwykle kiedy coś mi się podoba, do głowy napływa mi tysiące myśli, z których później potrafię napisać recenzję. Tutaj tak nie było. Może to przez mały szok, który powstał przez nowatorski pomysł? Może stało się tak przez porównanie Jane do moich ulubionych bohaterek? Nie mam pojęcia. Wiem jedno, przeczytam drugą część, a czy wy zapoznacie się ze „Zmiennoskórą”… to zależy tylko od Was. ;-)