Kiedy nieuchronnie zbliżałam się do ostatniego rozdziału “Kwestii czasu” Małgorzaty Starosty, towarzyszyły mi uczucia ambiwalentne. Z jednej strony chciałam jak najszybciej poznać zakończenie trzytomowej historii Edyty Prusko i jej niecodziennej rodziny, a z drugiej wiedziałam, że przewrócenie ostatniej kartki oznacza pożegnanie z bohaterami, do których tak się przywiązałam. Ale, jak to mówią, wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć, to tylko kwestia czasu. Najważniejsze, że skończyło się tak, jak zaczęło: w dobrym stylu i na wysokim poziomie literackim.
Z radością po raz kolejny dałam się porwać do Augustowa, do rodzinnego domu Prusków, dokąd Edyta wróciła na dobre po rozstaniu z mężem, choć zabierając ze sobą pamiątkę w postaci rosnących pod sercem bliźniąt. Nie dla niej jednak spokojne życie w gronie najbliższych, bo Edyta zdaje się być magnesem na trupy. Generalnie fabułę można by opisać parafrazą cytatu Tytusa de Zoo: “W Augustowie sobie tuptam, świeży trup tu, stary trup tam”. Seria wysoce niepokojących zdarzeń ponownie doprowadzi do współpracy wrocławskiej i augustowskiej policji, choć i jedni i drudzy marzą, żeby już nigdy nie usłyszeć nazwiska Prusko - przynajmniej na drodze służbowej.
Autorka nie dała mi wyboru - znowu muszę chwalić. Pojawiłyby się jakieś niepotrzebne wątki, dziury fabularne, nachalna propaganda albo od biedy chociaż błędy językowe, to przynajmniej byłoby się do czego przyczepić, a tak? Znowu będę piać z zachwytu. Nuda! O ile jednak czytanie entuzjastycznych opinii może nudzić, tak czytanie “Kwestii czasu” z nudą nie miało nic wspólnego. Powieść wciąga od samego początku, wątki kryminalne zgrabnie przeplatają się z tymi rodzinnymi, a proporcje między humorem a tragedią są idealnie wyważone. Bardzo przypadły mi do gustu również wstawki z perspektywy mordercy - oczywiście nie zdradzające jego tożsamości.
Nie będę się rozwodzić nad bohaterami, bo już się nimi zachwycałam w recenzjach poprzednich części, więc tylko napiszę, że dalej żywię gorące uczucie do podkomisarza Bączka (zwłaszcza za tę jedną scenę pod koniec!), komisarz Lewczyński depcze mu po piętach, łajzy jednak szkoda, a Patinka i szef kuchni Emil dostarczyli mi mnóstwo rozrywki. O, właśnie - znalazłam jedną rzecz, do której mogę się przyczepić! Oni tam ciągle jedzą, przez co czytanie tej książki w trakcie diety powodowało u mnie niekontrolowane burczenie w brzuchu. Koniec żali.
Co tu dużo mówić - “Pruskie baby”, “Wesela nie będzie!” i “Kwestia czasu” to po prostu świetnie napisana trylogia, pełna inteligentnego humoru, ciekawych zagadek kryminalnych i wspaniałych bohaterów. Małgorzata Starosta udowadnia, że da się napisać dobrą komedię kryminalną (albo kryminał ironiczny - to określenie podoba mi się bardziej) nie uciekając się do żenujących gagów, wulgarnego języka i tworzenia głupkowatych postaci tylko po to, żeby czytelnik miał kogo wyśmiać. I choć ze smutkiem żegnam się z rodziną Prusków, to z niecierpliwością wyczekuję kolejnej powieści autorki, nowego grona bohaterów i nowych zbrodni. Jednego jestem pewna - z takim warsztatem i pomysłowością, Starosta na pewno nie popełni zbrodni na literaturze.