Po fenomenalnym „Jacobie” przyszedł czas na „Vincenta” drugi tom nowej serii mafijnej od Kingi Litkowiec.
Vincent jako jedyny z rodzeństwa zawsze posłusznie wykonuje każde polecenie ojca. Jest on dla niego autorytetem, a przejęcie po nim władzy stało się dla Vincenta najważniejszym celem w życiu.
Mężczyzna zgodził się nawet na zaaranżowany przez ojca ślub z Norą, mimo że dziewczyna irytuje go jak nikt inny.
Coś się jednak zmienia, gdy na drodze Vincenta ponownie staje Maddy Cloud – kobieta która zauroczyła go przed laty. Nagle zmieniają się jego priorytety. Mężczyzna zupełnie, jakby wybudził się z jakiegoś transu zdał sobie sprawę, że nie takiego życia chce, że nie zależy mu już na władzy. W końcu uświadomił sobie jak perfidny i bezwzględny jest ojciec, nawet a może szczególnie względem własnej rodziny. Zrozumiał nareszcie, że rodzeństwo powinno trzymać się razem, zawsze.
Stary Blakemore zachowanie Vincenta traktuje jako zdradę, a takiej zniewagi nie może odpuścić…
„Każdego dnia czułem coraz bardziej, jak się zmieniam. Nagle przejęcie władzy przestało być moim marzeniem, a stało się udręką.”.
Porównując obie części Blakemore family „Vincent” w moim odczuciu jest znacznie „delikatniejszy”. To jest zupełne przeciwieństwo „Jacoba” co już samo w sobie jest zaskakujące i uświadamiające, że rodzeństwo potrafi różnić się od siebie pod każdym względem.
Pamiętam pierwsze wrażenie, jakie wywarł na mnie Vincent, kiedy poznałam go w pierwszej części serii. Miałam go za sztywnego, zapatrzonego w siebie gbura, gotowego do absolutnie wszystkiego, by osiągnąć swój cel. To wrażenie plus imię i lodowate spojrzenie zerkające na mnie z okładki nasunęło mi błyskawicznie jedno skojarzenie – Wampir… I wiecie co? Zaśmiałam się w głos, gdy w książce trafiłam na takie właśnie porównanie. 😁
W tej części serii autorka największą wagę przykłada do emocji. Skupia się na budowaniu relacji między parą naszych głównych bohaterów. Pokazuje też, jak skomplikowana i specyficzna jest rodzina Blakemore i jak silne więzi ich łączą. Choć żadne z nich nie chce się do tego przyznać to wskoczyliby za sobą w ogień.
Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie postać głowy rodziny. To znaczy, wiedziałam, że to jest kawał chama, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo pozbawionego jakichkolwiek ludzkich odruchów. Wzbudzał we mnie same negatywne emocje. Miałam ochotę udusić gościa gołymi rękami. Czarny charakter wykreowany według mnie perfekcyjnie.
O Maddy nie chcę za dużo pisać, ponieważ uważam, że zasługuje na to by poznać ją samemu. Powiem tylko, że jest to taka kobieca postać, jakie lubię najbardziej. Polubicie ją. 🤗
A będąc już przy kobiecych postaciach to muszę przyznać, że od samego początku niesamowicie intryguje mnie Katherine. Oj, coś czuję, że ta dziewczyna jeszcze nam pokaże jak ostre ma pazurki.
Kochani, jeżeli lubicie romanse mafijne i szukacie takiego na naprawdę wysokim poziomie, który całkowicie was pochłonie, to nie zastanawiajcie się ani chwili tylko sięgajcie po serię Blakemore family.
Gorąco polecam. 🔥